Advertisement
Menu
/ goal.com

Przekleństwo Bernabéu - jak kibice na stadionie sytuację pogarszają

Felieton Sulmana Ahmada z serwisu goal.com

We wczorajszym wywiadzie dla dziennika Marca Cristiano Ronaldo wbił kilka ostrych szpil w pupy wygodnie siedzących na Estadio Santiago Bernabéu kibiców Realu Madryt. Zasygnalizował zjawisko, które znamy od lat - gdy piłkarzom Realu najzwyczajniej w świecie "nie idzie", kibice nie wspierają drużyny tak, jak mogliby to robić. Często, gwiżdżąc, wywierają jeszcze większą presję.

Nie zawodzi jedynie sektor Ultras Sur, choć również czasami zdarzają mu się wahania formy. Było tak między innymi podczas marcowego spotkania z Almeríą, gdy przez całą pierwszą połowę meczu ultrasi zachowywali milczenie, a klubowe barwy nie powiewały za bramką Ikera Casillasa. Jak następnego dnia tłumaczyła Marca, takie zachowanie spowodowane było niemożnością porozumienia się z klubem w sprawie dopłaty na wyjazd kibiców do Bilbao (wcześniejszy mecz ligowy).

Znamy specyfikę kibicowania na Bernabéu, wiemy, że fani przychodzą tam, jakby szli do teatru na wartościowe przedstawienie. Chcą podziwiać zespół aktorów tego teatru porywających widzów grą. Jeżeli jednak głos w sprawie zabiera tak istotny dla obecnego madridismo piłkarz jak Cristiano Ronaldo, to chyba jednak warto pochylić się nad tematem.

Poniżej felieton serwisu goal.com stawiający tezę, że publika Realu piłkarzom nie pomaga. Trzeba wziąć poprawkę na fakt, że był pisany tuż po meczu Realu z Alcorcónem (1:0).

Poniżej felieton Sulmana Ahmada z serwisu goal.com

-------------------------------------

Wszystkie wielkie kluby w historii mają jedną cechę wspólną - epicki, owiany legendą, wspaniały stadion.

Jednym z najważniejszych elementów legendy stadionu jest jego rozmiar. Estadio Santiago Bernabéu liczy obecnie 80 tysięcy miejsc. Do największych na świecie mu daleko (stadion Rungrado May Day w Korei Północnej ma 150 tysięcy miejsc, stadion Salt Lake w Indiach 120 tysięcy, meksykańska Azteca 105 tysięcy). W Europie jest trzeci pod względem pojemności, po Camp Nou (98,772 tysiące miejsc) i nowym Wembley (90 tysięcy miejsc).

W roku 2007 stadion Realu Madryt, po przejściu wielu znaczących renowacji, wszedł do tak zwanej "Elity" stadionów UEFA. Piłkarze innych drużyn wciąż się nim zachwycają, choćby Gerrard czy Pato w ostatnim czasie. Jeżeli więc Real jest największym klubem na świecie i ma jeden z największych stadionów w Europie, musi to być miejsce, gdzie ciężko rywalowi o korzystny rezultat. Musi to być miejsce, które rywala potrafi sparaliżować.

Niezupełnie.

Real Madryt to klub odnoszący częste i wielkie sukcesy, na czele którego stoi obecnie człowiek odnoszący częste i wielkie sukcesy finansowe, podejmujący właśnie wysokie finansowe ryzyko. Ryzyko mające przynieść trofea i sukcesy. Prawdziwą miarą sukcesu nie będzie jednak ilość zdobytych pucharów, a odczucia większości kibiców Realu.

Nie ma powodu, aby z Realu Madryt robić większego wroga niż z jakiegokolwiek innego klubu na ziemi. Real Madryt wrogiem uniwersalnym jednak jest, czy tego chcemy, czy nie. Dlatego grający w nim piłkarze mają pełne prawo liczyć na wsparcie od, kogóż by innego... przynajmniej własnych kibiców.

Kwestia wygwizdywania własnych piłkarzy przez kibiców poruszana była wielokrotnie w wielu klubach na całym świecie. Najbardziej widoczna jest jednak w Madrycie, w ostatnich latach przynajmniej. I najbardziej na piłkarzy wpływa.

Każdy zespół notuje słabsze mecze, nawet zbudowany za wielkie pieniądze z wielkich zawodników. Tym bardziej, gdy potrzebuje czasu na poznanie się i zgranie. Reakcja tłumów w Madrycie była jednak bardzo krótkowzroczna i nie pomagała tej drużynie. W lidze Real szedł z Barceloną łeb w łeb, w Lidze Mistrzów notował nawet lepsze wyniki od rywali. Przyjrzyjmy się więc zachowaniu kibiców.

Pierwszy mecz Milanem. Real w pełni panował nad wydarzeniami na boisku, dopóki świetne i zaskakujące Casillasa uderzenie oddał Andrea Pirlo. Bramkarz Realu nie popisał się również przy bramce Pato, w zasadzie popełnił fatalny błąd. Milan wygrał 3:2 zdobywając trzecią bramkę tuż przed końcem spotkania. Piłkarze Realu bez wątpienia mogli dać z siebie więcej, ale niepewność i niecierpliwość kibiców jedynie wzmogła ich poczucie dyskomfortu na murawie.

Mecz z Getafe, a dokładnie jego pierwsze minuty. Spotkanie z kategorii "zwycięstwo absolutnie konieczne" dla Pellegriniego i jego zespołu. A piłkarze Realu wyglądali tak nieswojo, jak jeszcze nigdy w tym sezonie. Zespół nie był zagrożony stratą bramki czy porażką, ale kibice wygwizdywali i wrzeszczeli na każde złe zagranie swoich piłkarzy. Można było odnieść wrażenie, że czekają wręcz na porażkę zespołu.

Dopiero niesłuszna czerwona kartka dla Albiola przeniosła uwagę kibiców z piłkarzy na sędziego. Wtedy właśnie gra Realu poprawiła się niezmiernie. Zespół wygrał mecz pewnie i w ładnym stylu, pomimo gry w dziesięciu.

Rewanż z Alcorcónem. Pomimo zdecydowanej przewagi w grze i wielu okazji Real wygrywa tylko 1:0 i odpada z Pucharu Króla. Kibice Królewskich, im bliżej końca meczu, zaczynają oklaskiwać akcje i ataki piłkarz z Alcorcónu.

Kibice w Madrycie wciąż opowiadają po stronie wysokich oczekiwań. "Kibice Realu to kibice oczekujący spektakularności" - mówi Juan, stojąc przed stadionem swego ulubionego klubu. "Niewiele różnią się od afficionados, widzów w teatrze lub w operze i są wielkimi fanami futbolu. Zachowują się inaczej niż kibice w Wielkiej Brytanii, czy choćby kibice Atlético, uważani w Hiszpanii za bardzo żywo reagujących na boiskowe wydarzenia. Kibice Realu lubią wybrać się na stadion i usiąść w swoich miejscach w oczekiwaniu na show."

"Nie przychodzą na stadion po to, żeby przez 90 minut wspierać swój zespół okrzykami i śpiewem. Co nie znaczy, że nie rozumieją piłki nożnej. Po prostu przychodzą na mecz i mówią: Ok, jesteśmy, teraz macie nas bawić".

"Piłkarze, którzy przeszli przez madrycką canterę wydają się lepiej rozumieć tę mentalność. A obcokrajowcy, zwłaszcza pochodzący z lig lub krajów, gdzie kibice aktywnie wspierają swój zespół podczas meczów, mają z tym większy problem" - kontynuuje Juan.

Na Camp Nou kibicują podobnie. We Włoszech często nie wiadomo jak zachowa się publiczność. Na nowym stadionie Arsenalu część kibiców nie zawsze wspiera drużynę przez cały mecz, spotykając się z krytyką, że stanowi wyjątek od angielskiej tradycji. Na Old Trafford głośna była afera z "amatorami kanapek z krewetkami", którzy pojawili się wraz z wspięciem się Manchesteru United na finansowy szczyt futbolowego świata. Chelsea natomiast, pomimo milionów właściciela, zachowała sporo dawnego czaru, a jej publiczność praktycznie nigdy nie irytuje się grą drużyny, bez względu na okoliczności.

Mario, inny madridista, nie jest tak konserwatywny w poglądach, jak cytowany wcześniej Juan. "Możliwe, że buczymy i gwizdami zbyt często", przyznaje. Uważa również, że kibice nie są tak samolubni, jak mogłoby się wydawać. "W zasadzie, gdy przychodzi czas prawdy, gdy wszystko źle się układa i zdaje się walić na głowę, jak miało to miejsce w zeszłym sezonie, jesteśmy pierwsi do pomocy."

"Są sytuacje, kiedy negatywnych odczuć jest zbyt wiele. Generalnie jednak ta publiczność jest bardzo lojalna i nigdy nie porzuci zespołu".

Chema, kolejny madridista mówi szczerze i otwarcie o sprawach bliskich każdemu kibicowi Realu. "Na przykład Guti notuje wiele problemów z kibicami, ponieważ kibice żądają absolutnego poświęcenia na boisku i poza nim".

Gdy o relacje z kibicami zapytaliśmy Xabiego Alonso, jego odpowiedź była równie szczera, co nieprzekonująca. "Nie byłem zaskoczony, ponieważ mniej więcej wiedziałem, czego można się po kibicach w Madrycie spodziewać. Kibice są różni, stadiony są różne i dobrze mi z tym".

Trudno uwierzyć, że piłkarz, który dopiero co grał na Anfield i jest wielkim admiratorem tamtejszych kibiców, lojalnych do granic możliwości, będzie zadowolony z sytuacji, jaka jest w Madrycie.

Można odnieść wrażenie, że Real, wielki zespół złożony z wielkich piłkarzy, jest bardziej onieśmielony przed spotkaniem na własnym stadionie niż jego rywale. Piłkarze czujący się tak dziwnie, tak niewygodnie w swoim domu, po prostu nie mają dla kogo grać.

Najgłośniejszym stadionem jest prawdopodobnie stadion Sevilli, a w Madrycie zasiada na trybunach dwa razy więcej ludzi. Czy nie mają oni nawet skrywanej, wewnętrznej potrzeby, aby zapomnieć o wysublimowanych gustach i zrobić wszystko co w ich mocy, aby pomóc walczącej drużynie? W końcu płacą albo za zobaczenie zwycięstwa swojego zespołu, albo za zobaczenie jego porażki.

Gdy Realowi gra nie idzie, gdy nie jest w formie, albo trafia się słabszy dzień (a to przecież w futbolu naturalne), wywiezienie przez gości dobrego wyniku z Bernabéu staje się wydarzeniem coraz mniej wartym odnotowania i coraz mniej wartościowym. Gdyż choć to stadion wspaniały, pełen jest niegodnego go dopingu.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!