Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl

Pobij Lyon, a zwyciężysz w Lidze Mistrzów

Manchester United i Barça radzą

Ponownie los, tym razem rękami Emilia Butragueńo, postawił Królewskim na drodze do majowego finału Olympique Lyon. Ostatnimi czasy Real Madryt bez większych przeszkód pokonując próbne odcinki trasy, wypadał z tej drogi na pierwszym ostrym zakręcie. Ze wszystkich francuskich zespołów, nie licząc jednorazowego, bolesnego w skutkach i zapoczątkowującego fatalną passę wybryku z AS Monaco, ten nadsekwański klub zaszedł Realowi Madryt za skórę najbardziej.

Zaczęło się od fazy grupowej Ligi Mistrzów w sezonie 2005/2006. Inaugurujące rozgrywki w grupie F spotkanie na Stade Gerland miało definiować cały późniejszy dorobek Los Merengues w starciach z Francuzami. Zaczęło się boleśnie. Lyon potrzebował trzydziestu minut na dokonanie sporej sensacji. W rewanżu na Santiago Bernabéu Real Madryt wypadł równie mizernie. Skończyło się na podziale punktów (1:1; bramki Gutiego i Johna Carew) i drugim miejscu w grupie. Rok później, już z Mahamadou Diarrą w białej koszulce, Królewscy dostali szansę do rewanżu. Niestety, niemoc trwała nadal. Powtórka z rozgrywki, tylko w jeszcze gorszym stylu, przegrana 2:0. Ostatnim dotychczasowym pojedynkiem Królewscy nie poprawili sobie statystyki, ponownie remisując na własnym boisku. Tym razem 2:2.

W tej edycji otrzymaliśmy kolejną, trzecią już szansę na to, aby w końcu z pojedynku z Lyonem wyjść zwycięsko, przy okazji pozbywając się kompleksu 1/8 finału. Tegoroczne proporcje w obu zespołach wydają się odmienne od tych z lat 2006/2007, ale że to nie przesądza całej sprawy udowodnił nam całkiem niedawno AC Milan. Jak przestrzegają mędrcy tej dziedziny, w marcu sytuacja każdej ze stron może ulec zmianie o sto osiemdziesiąt stopni. Ważne, aby w tym czasie głowy Manuela Pellegriniego nie zaprzątały kontuzje piłkarzy, a ich samych zła dyspozycja.

Nagroda za rozprawienie się z Lyonem (oby tak pewne i okazałe jak to z Marsylią) może być najlepsza z możliwych - końcowy triumf w Lidze Mistrzów. Skąd ten śmiały wniosek? Wystarczy prześledzić dwie poprzednie przygody Les Gones w 1/8 finału. W sezonie 2007/2008 Lyon właśnie w tej fazie trafia na Manchester United. Remis 1:1 na Stade Gerland, jednobramkowe zwycięstwo na Old Trafford i Czerwone Diabły, późniejszy zwycięzca Champions League, awansują do ćwierćfinału. Sezon później analogiczna sytuacja dotyka Barcelonę. Kolejny raz Lyon na własnym stadionie remisuje 1:1, by w rewanżu zostać rozbitym na Camp Nou 2:5. Barcelona po wyeliminowaniu w 1/8 finału drużyny z Francji, kończy te rozgrywki pokonując w finale Manchester United 2:0.

Taka sytuacja może przytrafić się Los Blancos, czego oczywiście byśmy sobie życzyli, ale wcale nie musi. Aby zacząć się zastanawiać, dywagować, snuć jakiekolwiek domysły, żywić nadzieję i stawiać pieniądze będąc pewnym końcowego triumfu, trzeba się z tym Lyonem w końcu rozprawić. Bo jak nie teraz, to kiedy?

fot. Real Madryt - Olympique Lyon (21.11.2006); zawodnicy obu zespołów biorą udział w przepychance na boisku.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!