Advertisement
Menu

Przed meczem z Valencią

Sobota, godzina 22.00

Przed nami kolejny trudny mecz wyjazdowy, tym razem z trzecią w tabeli Valencią, którą wyprzedzamy o – tak się składa – trzy punkty. Stawka tego spotkania jest więc aż nazbyt oczywista i nie ogranicza się tylko od utrzymywania dystansu do Barcelony.

Drużynie z Estadio Mestalla daleko do tytułu najbardziej utytułowanej drużyny w Hiszpanii, jednak w ostatniej dekadzie miała wielkie szanse na zajęcie w tej klasyfikacji co najmniej trzeciego, może nawet drugiego miejsca. Wielu użytkowników naszego serwisu pamięta zapewne finał Ligi Mistrzów w sezonie 1999/2000, w którym Real Madryt pokonał właśnie Valencię, i to aż 3:0. Podopieczni Héctora Raúla Cúpera dotarli do finału tych rozgrywek także w następnym sezonie, tym razem przegrali jednak z Bayernem.

Sezon 2001/2002 to piąte w historii klubu mistrzostwo Hiszpanii. Sezon 2002/2003 zakończył się co prawda bez trofeów, ale następny przyniósł podwójną koronę: mistrzostwo i Puchar UEFA. W kolejnych sezonach drużyna wpadła jednak w tarapaty finansowe, organizacyjne, sportowe i wszystkie inne, jakie tylko można sobie wyśnić w najgorszych koszmarach; zabrakło chyba tylko pożaru na stadionie. Włoski eksperyment z Claudiem Ranierim i jego rodakami nieszczególnie się udał. Dopiero w zeszłym sezonie młody trener Unai Emery tchnął w Valencię nowego ducha, być może rozpoczynając jej powrót na szczyt.

W obecnym składzie VCF znaczące role odgrywają byli madridistas. Podstawowym bramkarzem jest César Sánchez Domínguez, ten sam, który doprowadził nas do finału Champions League w 2002 roku w Glasgow, gdzie zwycięstwo ostatecznie wybronił nam Iker Casillas. César zaczął ten sezon jako rezerwowy, zastąpił jednak Miguela Àngela Moyę po pięciu kolejkach, gdy ten stracił zaufanie trenera. Drugim naszym byłbym piłkarzem jest wszechstronny zawodnik ofensywny Juan Manuel Mata, którego polscy kibice mogli oglądać w rozgrywanych u nas meczach mistrzostw Europy do lat dziewiętnastu w 2006 roku.

Niedoceniony w Madrycie Mata dla Valencii jest jednym z kluczowych piłkarzy, w bieżącym sezonie ligowym strzelił już cztery gole, w poprzednim również dał się poznać jako wyborny strzelec. Ale prawdziwą gwiazdą Valencii jest oczywiście David Villa. Tu nawet nie warto tracić czasu na jakiekolwiek opisy. Jedenaście goli strzelonych w tym sezonie przez króla strzelców Euro 2008 mówi samo za siebie. A jeżeli nie, to…



Jeśli wierzyć dziennikarzom Marki, z reguły lepiej poinformowanych w tych sprawach niż koledzy z Asa, oprócz tej trójki w składzie naszych rywali pojawią się: Bruno Saltor, Ángel Dealbert, David Navarro i Jérémy Mathieu w obronie, dalej David Albelda i Carlos Marchena jako defensywni pomocnicy, a za ofensywę obok Maty i Villi odpowiadać będą 24-letni Pablo Hernández i młodszy odeń o trzy lata skandalista Éver Banega.

A w składzie Królewskich dziury. Cristiano Ronaldo – zawieszony. Kaká – kontuzjowany. Marcelo i Guti – też. Sytuacja jest więc fatalna, ale nie zupełnie beznadziejna. Taka byłaby, gdyby nie wrócili do zdrowia Sergio Ramos i Xabi Alonso (nie wspominając już o tragedii, jaką byłaby absencja Casillasa), a jako że będą mogli zagrać… Cóż, ich obecność nie zapewni nam zwycięstwa, ale z pewnością uczyni pracę Pellegriniego trochę łatwiejszą. Chociaż i tak będzie diablo trudna i prawdopodobnie zobaczymy w wyjściowym składzie jednocześnie Rafaela van der Vaarta i Roystona Drenthego, o których można mówić różne rzeczy, ale na pewno nie to, że szkoleniowiec Los Blancos darzy ich niezachwianym zaufaniem. Z drugiej zaś strony, może na jego – zaufania – zdobyciu zależy im na tyle, że właśnie na Mestalli rozegrają mecz życia? Ja nie miałbym nic przeciwko.

Walencja jest miastem o długiej – sięgającej II wieku przed Chrystusem – i pięknej historii, w której przewija się wiele słynnych nazwisk, z Pompejuszem i Cydem na czele. Zasługuje z pewnością na silną pierwszoligową drużynę, z której dumni będą jej mieszkańcy – i wszystko wskazuje na to, że taki stan rzeczy nadciąga. Niech się więc Valencii dobrze wiedzie, ale jeśli można prosić: nie w tym meczu. W sobotę zobaczymy, ile warta jest nasza drużyna bez dwóch cracków. Umówmy się: Real Madryt raczej nie zmiecie Valencii tak jak Pudzianowski Najmana. Ale też nie musi, wystarczy, że po prostu wygra. Może nie wypada, aby kibic Realu Madryt tak skamlał o trzy punkciki, no ale cóż poradzić? W tej sytuacji naprawdę nie warto liczyć na więcej. Jeśli się uda, jeśli będzie manita dla Królewskich – super, fajnie, bardzo się ucieszę. Ale jeśli wygramy tylko 1:0 przy obecnych brakach kadrowych, moja radość nie będzie dużo mniejsza.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!