Advertisement
Menu
/ uefa.com, marca.com

Przed meczem z OM

Środa, 20.45

Trzeba przyznać, że obecny sezon jest dla Los Blancos jak najbardziej udany. Fenomenalne transfery w letnim „okienku”, kilka efektownych zwycięstw w przedsezonowych meczach towarzyskich, a co najważniejsze – sześć zwycięstw z rzędu w meczach o stawkę. Szczęśliwą siódemką zostać może marsylski Olympique.

Dlaczego w miastach Francji zabronione jest rzucanie petard? Bo jak słychać wybuchy na ulicach, to się sąsiednie garnizony poddają.

Real Madryt nie ma z klubem ze Stade Vélodrome szczególnie bogatych doświadczeń. Obie drużyny zmierzyły się ledwie dwa razy, w rozgrywkach grupowych Ligi Mistrzów sezonu 2003/2004. I choć sezon tamten ostatecznie nie skończył się dla nas zbyt szczęśliwie, to sam Olympique nie okazał się zbyt wymagającym przeciwnikiem i zarówno w Madrycie, jak i w Marsylii zdobyliśmy trzy punkty. Była to jeszcze epoka Los Galácticos, w spotkaniu na Estadio Santiago Bernabéu gole dla Królewskich strzelali Roberto Carlos, Ronaldo (dwie) i Luís Figo; dla OM zaś, dodajmy dla porządku, Didier Drogba i Daniel Van Buyten. Wszyscy ci piłkarze dawno już pozmieniali kluby. Roberto Carlos gra obecnie w Fenerbahçe SK, Ronaldo – w SC Corinthians, Figo dopiero co zakończył karierę jako gracz Interu, Drogba, dla którego był to jedyny sezon w Marsylii, strzela gole dla Chelsea FC, a Van Buyten gra w Bayernie. Ze składu Los Blancos z ówczesnego meczu pozostało ledwie trzech piłkarzy: Casillas i Raúl, którzy znaleźli się w wyjściowym składzie, oraz Guti, który pojawił się na boisku w drugiej połowie.

Dlaczego dobrze być Francuzem? Poddajesz się na początku wojny, a Stany Zjednoczone wygrywają ją za ciebie.

A pamiętacie, kto w tamtym sezonie wyrzucił nas z Champions League? Tak jest, AS Monaco. W dwumeczu dwa gole dla drużyny z Księstwa strzelił wypożyczony z Madrytu Fernando Morientes, trenerem czerwono-białych był zaś wówczas Didier Deschamps, który obecnie pracuje... w Olympique'u Marsylia. Doprawdy, historia futbolu zna już wiele dziwnych przypadków, ale ten też zasługuje na wyróżnienie. Chociaż nie można powiedzieć, iż El Moro robi w Marsylii szczególną furorę. Wystąpił jak dotąd we wszystkich siedmiu meczach ligowych, a strzelił zaledwie jedną bramkę, do tego w przegranym spotkaniu z Valenciennes. Wypada w sumie mieć nadzieję, że się przebudzi, bo Olympique'owi z pewnością przydałby się drugi obok Senegalczyka Mamadou Nianga skuteczny snajper, a przecież Morientesa lubimy i dobrze nam się kojarzy. Jednak jeśli łaska, niech nie przebudza się jutro. Real Madryt ma już „potąd” walki ze swoimi byłymi napastnikami (Eto'o, no nie?), a i sam Fernando zdążył dać się nam we znaki.

Ile biegów ma francuski czołg i z czego? Sześć, z czego pięć wstecznych.

A skoro już o byłych madridistas mowa, to nie zapominajmy, iż w Marsylii gra także młodszy o dwa lata od Morientesa Gabriel Heinze. Argentyński obrońca również cieszy się zaufaniem trenera, wystąpił w sześciu meczach ligowych, a w spotkaniu Ligi Mistrzów z Milanem nawet zdobył gola, co jednak Olympique'owi nijak nie pomogło.

Oprócz tej dwójki trener Deschamps ma jeszcze wielu innych piłkarzy, którym szczególnie ufa i których pozwolił zagrać we wszystkich – lub prawie wszystkich – meczach obecnego sezonu. Podstawowym golkiperem Olympique'u jest urodzony w Kinszasie 24-letni reprezentant Francji Steve Mandanda. Spośród obrońców tyle samo meczów co Heinze rozegrał Nigeryjczyk Taye Taiwo (obecnie wyeliminowany przez kontuzję kolana), a o jeden więcej – doświadczony Senegalczyk Souleymane Diawara, ściągnięty przed tym sezonem do Marsylii z Bordeaux za około sześć milionów euro. Również siedem razy w lidze i raz w Lidze Mistrzów zagrał Benoît Cheyrou, a po jednym meczu ligowym opuścili Édouard Cissé i przymierzany niegdyś do Relu Madryt Hatem Ben Arfa. W ataku hierarchia jest jasna – poza Morientesem i Niangiem we wszystkich spotkaniach wystąpił także Brazylijczyk Brandão, ale to dwaj ostatni są pewnymi punktami w wyjściowej jedenastce, podczas gdy w Morientesie widzi Deschamps żelaznego rezerwowego i kandydata na niezawodnego dżokera.

A po co mu ten szósty do przodu? By zwiewać, gdy wróg zaatakuje od tyłu.

Na osobną wzmiankę zasługuje Luis „Lucho” González. Zawodnik ten, rodak Heinzego ściągnięty z FC Porto, gdzie przez cztery sezony zagrał w ponad stu meczach ligowych, za 18 milionów euro (plus sześć w klauzulach w zależności od tego, co OM z tym graczem wygra). Przez półtora miesiąca Lucho musiał pauzować, kurując złamany obojczyk, powoli jednak wraca do składu i już widać, że staje się jedną z czołowych postaci zespołu. Na francuskie warunki jest pełnokrwistym crackiem i tak też powinien być traktowany przez naszych piłkarzy.

Jak wygląda sztandar armii francuskiej? Biały krzyż na białym tle.

Nasza kadra na mecz z OM jest już znana. Szczególnie dotkliwa będzie oczywiście nieobecność Lassany Diarry, ale ponieważ do dyspozycji Pellegriniego będą Mahamadou, Fernando Gago i Xabi Alonso, nie powinniśmy się zanadto martwić o obsadę środka pola. Trudno wprawdzie odgadnąć, do jakiego stopnia nasz trener zamierza kontynuować politykę rotacji w składzie, jednakże dziennikarze Marki typują, iż jeżeli ostatecznie okaże się, że Sergio Ramos nie jest gotów do gry, w obronie zobaczymy trzech stoperów – Albiola, Garaya i Pepego. W normalnej sytuacji po prawej stronie zagrałby Lass, ten jednak również musi się kurować, wobec czego prawym obrońcą, nominalnym przynajmniej, zostanie jeden z centralów.

Dlaczego francuscy żołnierze muszą w czasie wojny codziennie prać podkoszulki w wybielaczu? Na wypadek, gdyby jednostka zgubiła sztandar.

Ci sami żurnaliści obstawiają też, że na ławce ponownie, podobnie jak w spotkaniu z Villarrealem, usiądzie Raúl. W ataku wystąpią zaś Higuaín z Benzemą, których wspierać będą Cristiano Ronaldo i Kaká. A jeżeli Pellegrini postawi na Xabiego Alonso – trudno się spodziewać, że będzie inaczej – Królewscy wystąpią w składzie, który w pewnym sensie „wie”, jak pokonać OM. Obok wspomnianej wyżej trójki wychowanków Los Blancos wiedzę taką posiedli Karim Benzema, który cztery razy strzelał Olympique'owi Marsylia gole, jak i Xabi, który jako zawodnik Liverpoolu również wygrywał z tą ekipą.

Ile wojen wygrali Francuzi? Jedną. Którą? Rewolucję francuską.

Real Madryt jest ponad wszelką wątpliwość faworytem. Po naszej stronie jest większość atutów – gramy na własnym boisku, mamy lepszych piłkarzy, a do tego jesteśmy „w gazie”. Z drugiej jednak strony gości przesądzić względy przynajmniej częściowo pozapiłkarskie, a więc na przykład rozluźnienie naszych zawodników, determinacja Francuzów (w końcu przegrali pierwszy mecz) czy – tego chyba szczególnie się obawiamy – podwójna motywacja naszych byłych zawodników. Jeżeli o wyniku spotkania miałaby zadecydować bramka Morientesa, czy jeszcze gorzej: bramki Morientesa i Heinzego, byłyby to już nie kilogramy, ale cetnary ironii.

Jednak jestem w miarę spokojny o wynik. W naszej drużynie pod batutą Manuela Pellegriniego jest coś takiego, czego nie widziałem od czasów Fabia Capello, jakaś wewnętrzna siła, która pozwala wierzyć, że będzie dobrze.

A dlaczego? Bo po drugiej stronie też walczyli Francuzi.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!