Advertisement
Menu
/ dcunited.com

Przed meczem z D.C. United

Przed meczem z D.C. United

Zastanówmy się, z czego słyną Stany Zjednoczone. Wielki Kanion, baseball, Yellowstone, Las Vegas, promy kosmiczne, zielone pieniądze, najpotężniejsze na świecie siły zbrojne, koszykówka, Gina Carano, korporacje informatyczne w Dolinie Krzemowej, futbol amerykański (będący w rzeczywistości rugby w dziwnych ciuchach), NASCAR, blues, Elvis, Michael Jackson... Moglibyśmy tak wymieniać do jutra i na pewno nie doszlibyśmy do tego, co w ojczyźnie McDonalda nazywają soccerem, a więc naszej drogiej europejskiej piłki nożnej.

Co my tam robimy?

Nie znaczy to jednak, że Amerykanie w piłkę nożną grać nie potrafią. Najlepszym tego dowodem są wyczyny reprezentacji Jankesów, z ostatnim sukcesem w postaci drugiego miejsca w Pucharze Konfederacji na czele. Oprócz tego Amerykanie wystąpili też w pięciu ostatnich turniejach finałowych Mistrzostw Świata, a w tyluż ostatnich turniejach o Złoty Puchar CONCACAF stawali na podium, w tym trzykrotnie na najwyższym jego stopniu. Warto zresztą dodać, że w kobiecej piłce nożnej Stany Zjednoczone od lat znajdują się w najściślejszej światowej czołówce, ale to jakby trochę nie nasza bajka.

Pamiętajmy też, że podejście do piłki nożnej w USA jest inne niż w Kanadzie. Tam jest to sport ludzi biednych, często uprawiany przez potomków emigrantów z czarnej Afryki. Za południową granicą Kanady soccer z pewnością nie dorównuje baseballowi, jest jednak traktowany zdecydowanie poważniej aniżeli w Kraju Klonowego Liścia. Przekłada się to przede wszystkim na sukcesy reprezentacji, ale w pewnej mierze także na kluby, które nie najgorzej radzą sobie w Lidze Mistrzów strefy CONCACAF (gdzie jednak niepodzielnie dominują Meksykanie).

Nie znaczy to oczywiście, że którykolwiek klub z USA może się uważać za godnego rywala dla takiej drużyny jak Real Madryt. Nic z tych rzeczy. Jeszcze przez długie lata nie będzie po tamtej strony Atlantyku ekipy na poziomie Juventusu czy Milanu. Jest to wycieczka dla pieniędzy, nie ma co do tego wątpliwości, jednak pod względem sportowym Stany Zjednoczone i D.C. United to zdecydowanie korzystniejszy wybór niż, powiedzmy, mecz w Singapurze z Tampines Rovers albo w Bahrajnie z klubem Al-Muharraq, chociaż gdyby tamtejsi szejkowie zechcieli, bez mrugnięcia okiem zapłaciliby więcej.

Z kim?

Jest to drużyna wyraźnie starsza niż Toronto FC, a przede wszystkim bardziej utytułowana - ma na koncie między innymi cztery mistrzostwa kraju (w tym jedno pod batutą polskiego szkoleniowca, Piotra Nowaka) i Puchar Mistrzów CONCACAF. Ostatnio jednak ekipa prowadzona przez Toma Soehna nie potrafi nawiązać do dawnych sukcesów. Po dwudziestu z dwudziestu ośmiu meczów sezonu 2009 Czarno-Czerwoni zajmują trzecie miejsce w konferencji wschodniej, jeden punkt przed Toronto i cztery za Chicago Fire. Są za to najbardziej bramkostrzelną ekipą całej MLS (34 gole). Najlepszym strzelcem ekipy jest trzydziestoletni Brazylijczyk Luciano Emilio z ośmioma bramkami na koncie, notabene król strzelców sprzed dwóch lat i najlepiej zarabiający piłkarz DCU.

Pod względem osiągnięć strzeleckich daleko mu jednakże do multirekordzisty, Boliwijczyka Jaimego Moreno, który w 296 meczach zdobył 126 goli (przy 651 oddanych strzałach - Amerykanie lubią takie statystyki), dokładając jeszcze do tego 101 asyst. 35-letni dziś Moreno spędził w Waszyngtonie większość kariery, pierwszy raz trafił tam w 1996 roku, następnie odszedł na roczne wypożyczenie do Middlesbrough, gdzie jednak kariery nie zrobił (już po raz drugi zresztą). Wrócił więc do DC, a w roku 2003 przeszedł do nowojorskich MetroStars. Tam też średnio mu się wiodło, więc znów wrócił do stolicy i tu już zostanie. Grający z numerem 99 napastnik ma już za sobą najlepsze lata, mimo to w bieżącym sezonie strzelił sześć goli w czternastu meczach.

Zawodnikami, od których Soehn rozpoczyna ustalanie składu, są (oprócz dwóch powyższych): ofensywny pomocnik Chris Pontius, obrońca Bryan Namoff i pomocnik Clyde Simms. Jednak tylko grający z numerem 8 trzydziestolatek Namoff wybiegł w podstawowym składzie we wszystkich dwudziestu spotkaniach ligowych. Trudno za to wskazać kogokolwiek w tej ekipie o statusie choćby zbliżonym do statusu gwiazdy. Najwięcej kryteriów spełnia chyba Moreno, w końcu 75-krotny reprezentant Boliwii, a polscy kibice z całą pewnością kojarzą Danny'ego Szetelę, którego jakiś czas temu przymierzano do naszej reprezentacji.

Gdzie?

Mecz rozegramy nie na Robert F. Kennedy Memorial Stadium, który jest boiskiem stołecznej drużyny, ale na FedExField w sąsiednim stanie Maryland, a konkretniej w sąsiednim hrabstwie Prince George's. Warto pamiętać, że Washington, D.C., a więc miasto Waszyngton, stolica Stanów Zjednoczonych, nie znajduje się w żadnym stanie. Sześćsettysięczne miasto zajmuje całość odrębnej jednostki administracyjnej, Dystryktu Columbia, który jak sama nazwa wskazuje, nie jest stanem, ale dystryktem.

Powód jednorazowej przeprowadzki na inny stadion to oczywista oczywistość: więcej miejsc, a więc i pieniędzy z biletów. Stadion Roberta Kennedy'ego (jakby ktoś nie wiedział: brata Johna, prezydenta) pomieścić bowiem może trochę ponad 45 tysięcy widzów, podczas gdy dwunastoletni FedExField - blisko 92 tysiące. Na co dzień gra tam drużyna z National Football League, a więc ligi futbolu amerykańskiego, Washington Redskins, trzykrotny zwycięzca Super Bowl.

Na marginesie: czynione są obecnie nieśmiałe przymiarki do budowy zupełnie nowego stadionu.

Jak?

Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa Manuel Pellegrini potraktuje spotkanie z DCU podobnie jak to z TFC. W podstawowym składzie zobaczymy więc naszych cracków i innych graczy, których uznać można za podstawowych, oprócz Lassany Diarry i Karima Benzemy, którzy udali się na zgrupowanie reprezentacji. W miarę upływu czasu i zależnie od wyniku pojawiać się będą zawodnicy rezerwowi. Pod tym względem zobaczymy pewnie powtórkę meczu z Toronto.

Oczywiście miło by było zobaczyć także powtórkę wyniku, ale jednak nie jest to nam do niczego potrzebne. Mimo wszystko pojechaliśmy tam, żeby zarabiać pieniądze i żeby zawodnicy mogli uczyć się siebie nawzajem. Pod tymi dwoma względami amerykańskie tournee z pewnością będzie można uznać za udane. Inne aspekty sportowe może i ucierpią, ale nie róbmy z tego tragedii. Barcelona, której zdetronizowanie jest naszym celem na ten sezon, też pojechała za ocean. Ba, pojechała tam również rok temu i z całą pewnością ta wycieczka nie zaszkodziła ich klubowemu muzeum. Sezon jest długi, ponad pół setki meczów, będzie więc mnóstwo okazji, by naprawić stare błędy i popełnić nowe.

A jeżeli ktoś chce się bliżej zaznajomić z Jaimem Moreno...

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!