Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl

Spektakularny Madryt wraca do gry!

Real Madryt 102:82 TAU Cerámica

Nic do stracenia. Dla koszykarzy Realu Madryt spotkanie z TAU Cerámiką mogło być ostatnim meczem w sezonie, bądź też przedłużeniem nadziei na sukces w tegorocznych rozgrywkach. Koszykarze nie mieli więc nic do stracenia i warto było postawić wszystko na jedną kartę.

Oba zespoły wyróżniały się wyjątkowo uważną postawą w obronie, nie rozstając się z krytym rywalem niemal ani na chwilę i nie na zbyt dużą odległość. Kiedy tylko któryś z zawodników otrzymał więcej miejsca, zgubił krycie, natychmiast szukał okazji rzutowej.

Zgodnie z tradycją, pierwsze słowo (trafienie) w Palacio Vistalegre należało do Realu Madryt. Co więcej, po chwili gospodarze prowadzili już 6:0. Kiedy tylko TAU Cerámica oswoiła się z parkietem madryckiej hali, wynik zaczął obracać się w okolicach remisu (6:6, 8:8, 11:11).

Ciężko było wyjść na dłuższe prowadzenie, ale Królewskim się to udało. Ucieczkę zainicjował Felipe Reyes, dwoma skutecznymi akcjami z rzędu. Punkty dodali także koledzy (m.in. trójka Louisa Bullocka), oddalając się od TAU na tablicy wyników (22:17).

Obaj trenerzy mocno przetasowali składy po pierwszej kwarcie. Który zrobił to lepiej? Która ławka rezerwowych zaprezentowała się korzystniej? Wątpliwości nie było - to Duško Ivanović był zmuszony do prośby o przerwę na żądanie i to po upływie zaledwie dwóch minut (26:20). Szkoleniowiec Baskonii oszczędzał Tiago Splittera, który w pierwszej kwarcie zdążył już pokazać, na co go stać (9 punktów), także jeśli chodzi o obronę (2 przewinienia).

Niesieni wspaniałym dopingiem, koszykarze Realu Madryt grali coraz pewniej, bezlitośnie korzystając z błędów rywali. Różnica w wyniku nie była zbyt widoczna (34:28), różnica w grze - i owszem. Tomas van den Spiegel i Jeremiah Massey urządzili sobie pokaz „wsadów", nie raz kończąc w ten sposób dynamiczne akcje. Ten spektakularny, efektowny Madryt kontrastował z trochę nerwowo poczynającym zespołem z Vitorii. Nerwowo, lecz nie mniej skutecznie (40:34).

Królewscy pożegnali się z pierwszą połową udaną obroną własnej tablicy w ostatnich sekundach meczu, zdążając przeprowadzić jeszcze atak i zdobywając kolejne dwa punkty, pozwalające na dziesięciopunktową przewagę podczas przerwy (44:34).

Real Madryt miał okazję do tego, co ostatnimi czasy bardzo sobie upodobał - kontrataków, wyzwalających w przeciwnikach uczucie pragnienia szybkiej zemsty, co zazwyczaj kończyło się w minionej kwarcie na stracie, bądź nieprzemyślanej akcji. TAU starało się wyciągać gospodarzy spod strefy podkoszowej, budując sobie drogę do wejścia pod kosz. Owszem, taka taktyka idealnie sprawdza się na van den Spiegela, rzadko wracającego pod tablice, kiedy już wybierze się na wycieczkę na obwód. Tego wieczoru nie był to jednak problem, bowiem po raz kolejny świetną dyspozycję potwierdzał Massey, mając na „deskach" wsparcie Alexa Mumbrú i Marko Tomasa.

Gościom nie odpalił jeden z głównych silników, mianowicie Igor Rakocević. Serb spędził na parkiecie zaledwie kilka minut, nie zapisując na koncie celnego rzutu.

Podopieczni Joana Plazy nie zapomnieli zabrać z szatni pewności siebie. Już na samym początku przewaga została powiększona o osiem punktów (54:36) i to w czasie krótszym niż dwie minuty. Rywale już wtedy zdawali sobie sprawę, iż ten Madryt będzie zatrzymać niesamowicie ciężko.

Grał on niczym z nut, korzystając z faktu, iż drużyna przyjezdna doszczętnie się rozsypała, jak gdyby zapomniała melodii swojej najpiękniejszej pieśni. Podążając drogą porównań, należy stwierdzić, iż Los Blancos odgrywali prawdziwy hymn, ku czci pięknej koszykówki (67:44).

Trzecia kwarta nie dobiegła jeszcze ku końcowi, a Real Madryt prowadził już trzydziestoma punktami (75:45). „Katastrofa Baskonii", obwieścił jeden z komentatorów.

W ostatniej części koncertu, nie było już powodów do szału. Real Madryt uspokoił grę w ofensywie, grając jak najdłużej, na czas. W obronie czasem pojawiały się indywidualne błędy, wynikające z prostego „odpuszczenia", jednak zaangażowania zawodnikom odmówić nie można było.

Czwarta kwarta była szansą do gry dla rezerwowych. Kluczowi zawodnicy, tacy jak Felipe i Lou, przesiedzieli ją w większości na ławce, oglądając w skupieniu, jak ich koledzy dążą do stu punktowego dorobku. Koncert zakończył Sergio Llull, celnym rzutem za trzy, pokonując tym samym wspomnianą barierę (102:82)

Z minuty na minutę koszykarze utwierdzali mnie w jednym - tak dobrze grającego Realu Madryt w tym sezonie nie widziałem. To był bezwzględnie najlepszy mecz drużyny Joana Plazy w tym sezonie. Pełna motywacja, niespożyte siły, brak jakichkolwiek kompleksów, doskonałe czucie rytmu gry, czujna, twarda i agresywna obrona, zespołowość, widowiskowość i, przede wszystkim, skuteczność. Dla takich meczów czasem warto przeboleć niepowodzenia całego sezonu. Cierpliwość popłaca.

Jeden z transparentów kibiców głosił: Hasta el final. I tego się trzymajmy. W sobotę mecz o miejsce w finale.


102 - Real Madryt (22+22+35+23): Raúl López (10), Bullock (16), Mumbrú (11), Hervelle (6), Reyes (18) - Winston (4), Llull (14), Van den Spiegel (10), Massey (8), Tomas (5), Santana (-), Mirotić (-).

82 - TAU Cerámica Vitoria (18+16+19+29): Prigioni (2), Rakocević (6), Mickeal (9), McDonald (-), Splitter (9) - Vidal (21), Teletović (8), Lucas (16), San Emeterio (9), Baldo (2).

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!