Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl / różne

[WOW]: O Wikingach wielkich - dosłownie i przenośnie

Z cyklu "Wieczorne Opowieści Wikinga"

Kiedyś ktoś stwierdził, że aby klub był wielki, musi mieć w składzie wielkich piłkarzy. Część z tych piłkarzy wzięła to sobie ewidentnie zbyt mocno do serca… bądź do żołądka. Kartkując wikiński album, można natrafić na kilku takich, którzy cechowali się „niedźwiedziowatą” budową ciała, a mimo wszystko potrafili odnieść olbrzymi piłkarski sukces. Zapraszamy do lektury "Wieczornych Opowieści Wikinga".

Grubo przy kości, niskiego wzrostu, przysadzistej budowy ciała i z wrzodami na żołądku - tak można streścić warunki fizyczne Ferenca Puskása, kiedy ten w 1958 stawał się Wikingiem. Wcześniej przez dwa lata Węgier nie uprawiał profesjonalnie futbolu ze względu na nałożoną przez FIFA karę za postępowanie wbrew nakazom federacji. Jego macierzysty klub, Honvéd, w 1956 awansował roku do Pucharu Europy. Już pierwsza konfrontacja okazała się dla Węgrów mordercza - Honvén przegrało w Hiszpanii z Atlético Bilbao. Na kilka dni przed rewanżem na Węgrzech wybuchła rewolucja i mecz z konieczności postanowiono rozegrać w Brukseli. Remis sprawił, że drużyna Honvén mogła pakować walizki do domu, ale… Węgrom wcale nie spieszyło się wracać do pochłoniętego powstaniem przeciwko komunizmowi kraju, mimo że tak dyktowała FIFA i Węgierski Związek Piłki Nożnej. Zamiast tego piłkarze ściągnęli z Budapesztu rodziny i udali się w tour po Włoszech, Hiszpanii, Portugalii i Brazylii, zarabiając na życie pokazową grą w piłkę. Wreszcie część z nich - m.in. Czibor, Kocsis i właśnie Puskás - osiedliła się na stałe na Zachodzie. Po odbyciu kary interesowały się nim Juventus i Milan, ale obydwa rezygnowały, mając na uwadze wiek i nadwagę napastnika. Zgłosił się też Manchester United, który na nowo formował skład po katastrofie z Monachium, ale i tu porozumienia nie osiągnięto, ponieważ Pancho nie władał angielskim. Wtedy z propozycją angażu w Realu Madryt odwiedził go legendarny don Santiago Bernabéu. Podobno Puskás zapytał go: „Chciałby pan, abym grał w pańskim zespole? Proszę wybaczyć, ale mam 31 lat i osiemnaście kilogramów nadwagi. Nadal chciałby pan tego?”

Jeszcze tego samego wieczoru Puskás dołączył do składu Di Stéfano, Gento, Kopy, Riala i Santamaríi. I był to absolutnie strzał w dziesiątkę - także literalnie, ponieważ piłkarz z miejsca otrzymał śnieżnobiały trykot z „10” na plecach. Już w pierwszym meczu na Chamartin uradował wikińskich miłośników, aplikując Sportingowi Gijón hattrick. Legenda angielskiego futbolu, Bobby Charlton, wspomina, iż tylko raz przed meczem nękały go obawy - wtedy, gdy zobaczył Puskása dyskutującego przed pierwszym gwizdkiem z arbitrem i równocześnie podbijającego lewą nogą piłkę, nie spojrzawszy na nią. Przed tym samym meczem świat obiegła nowina o tysięcznym golu strzelonym przez Pelégo. Charlton podszedł więc do Puskása i wspomniał mu o tym. Odpowiedź brzmiała mniej więcej tak: „Naprawdę? Ja swego tysięcznego strzeliłem pięć lat temu...” I faktycznie, Puskás był łowcą z krwi i kości. Co prawda, oficjalne statystyki obliczyły mu dorobek strzelecki na 512 bramek w 528 występach, ale nawet węgierska federacja potwierdziła, iż w erze komunizmu piłkarskich statystyk nie prowadzono zbyt sumiennie. Sam Pancho w autobiografii napomknął, iż strzelił ich dwukrotnie więcej. A, co należy odnotować, bramki kolekcjonował masowo, czego apogeum nastąpiło w finale Pucharu Europy z 1960 roku, kiedy to czterokrotnie pokonywał golkipera Eintrechtu Frankfurt! I nie przeszkadzała mu w tym ani nadwaga, ani fakt, że nie potrafił operować głową i prawą nogą. Wszystko nadrabiał magiczną nogą lewą, najskuteczniejszą kiedykolwiek stąpającą po stadionach świata.

Czy ktokolwiek z Was dostąpił zaszczytu podpatrywania gry José Antonio Camacho, lewego defensora Wikingów z lat 1973-1989? Być może tylko garstka, ale inni z pewnością skojarzą go z roli trenera Galaktycznych w Realu Madryt i selekcjonera kadry Hiszpanii na Mistrzostwach Świata w Korei i Japonii. Oprócz nerwowych gestykulacji zasłynął on także dzięki - delikatnie rzecz ujmując - problemom z gruczołami potowymi. Jeśli przysłowiowe siódme poty wylewała z niego praca trenerska, wystarczy podnieść to do kwadratu, aby nakreślić przed sobą obraz spoconego Camacho, ganiającego po murawie. Co prawda, nadwagi u Hiszpana oficjalnie nie stwierdzono, ale nie zmienia to faktu, iż sprawiał on wrażenie kluski - zwłaszcza, kiedy wracał po kontuzji kolana, która wstrzymała mu karierę na dwa lata. Nijak to wszystko ma się do gibkości i szybkości, którymi dysponował. Jego żelazne wślizgi siały postrach wśród napastników pozostałych drużyn. Argentyńska legenda Valencii, Mario Kempes, opisywał go tak: „Był niczym chart na polowaniu. Gdziekolwiek odszedłeś, on pędził za tobą. Wiedziałeś, żeby nie obracać się za siebie, ponieważ on tam czekał. Nigdy się nie poddawał. I nigdy się nie odzywał - zamiast tego artykułował dziwaczne dźwięki i sapał. Koszmar!”. Cały Camacho - tylko tak można to skomentować.

Kiedy Ronaldo wzmacniał szeregi Wikingów, rzeczywiście był fenomenem, wracającym właśnie z Mundialu 2002 z koroną króla strzelców na głowie. Już w Realu Madryt sięgnął po Złotą Piłkę i Trofeo Pichichi dla najskuteczniejszego snajpera La Liga. Niestety kariera piłkarza, który miał świat pod stopami, prysła niczym bańka, pozostawiając niedosyt. Skutecznością Brazylijczyk wykazywał tendencję opadającą, notując coraz skromniejsze dorobki bramkowe. Wreszcie spadła na niego fala krytyki, a on sam otarł się o dno i z wikińskiego galeonu musiał się ewakuować. Pomijając ciężkie urazy, pretensje za taki obrót spraw może kierować tylko do siebie samego - napastnik od momentu dołączenia do Realu Madryt nie potrafił pozbyć się sześciokilogramowego nadmiaru tłuszczu, coraz konsekwentniej sprawiając wrażenie ospałego i otyłego. Piłkarza, który nie tak dawno był idolem, fenomenem i futbolowym geniuszem z czasem nazywano Grubasem, Obeliksem czy Hamburgerem. Panuje opinia, że tak destrukcyjna metamorfoza to efekt sentymentu Brazylijczyka do stołowania się w restauracjach typu fast-food i prowadzenia hulaszczego, nocnego trybu życia. Mimo wszystko nazwisko Ronaldo Luísa Nazário de Limy bezwzględnie zasługuje na szacunek. Kiedy wracał do formy, działał istne cuda, rozwijając przy tym ogromne prędkości. Jego rewelacyjny dublet w debiucie z Alavés, sensacyjny hattrick przeciwko Manchesterowi United na Old Trafford czy pamiętna bramka w trzydziestej sekundzie meczu z Atlético musiały robić wrażenie. I właśnie po derbach „Marca” na odkładce ironicznie napisała: „Grubasek ich pożarł”.

Oczywiście Wikingami stawali się też tacy ze „słuszną” budową ciała, którzy sukcesu w tym Klubie nigdy nie odnieśli. Santiago Cańizares odszedł z Realu Madryt, przegrywając rywalizację o miejsce między słupkami z Francisco Buyo i Bodo Illgnerem. Dziś można żałować, że w stolicy nie dostrzeżono talentu Hiszpana, który potem strzegąc bramki Valencii, przeżywał z tym zespołem najobfitszą w puchary erę nazywaną erą piratów z Morza Śródziemnego. Systematycznie reprezentował też Hiszpanię, latami mając tam gwarantowane miejsce w podstawowym składzie. Skończyło się to przed azjatyckimi Mistrzostwami Świata, kiedy Cańizares nabawił się kontuzji… pod prysznicem, upuszczając na stopę butelkę wody kolońskiej. Inny w kolejce, Antonio Cassano, także nie miał szczęścia w stolicy Hiszpanii, nigdy nie potwierdzając statusu supertalentu, a tak pisało się o nim w Italii. Jest także wątpliwe, aby sprowadzony niedawno Julien Faubert podbił serca wikińskiego madridismo. Nazwijmy to przerostem formy nad treścią.

I tym akcentem żegnamy się na dziś. Jednocześnie zapraszamy do współpracy. Jeśli znasz inne ciekawe epizody z historii Realu Madryt na wszelakie tematy, napisz na adres [email protected] i podziel się nimi z nami. A tymczasem, bywajcie zdrowi!

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!