Advertisement
Menu
/ fourfourtwo.com

LLL: Od Valencii przez Espanyol do Barcelony

<em>La Liga Loca</em> prosto z Madrytu

La Liga Loca to forma blogu, prowadzona przez dwóch brytyjskich dziennikarzy, Tima Stannarda i Simona Talbota. Ich wpisy zamieszczane są w serwisie magazynu FourFourTwo, jednego z największych i najbardziej poczytnych magazynów piłkarskich na Wyspach Brytyjskich i w Europie.

Dla jednych kontrowersyjna i bezkompromisowa, dla innych momentami wręcz obrazoburcza. Jednych bawi i smuci zarazem, innych przyprawia o, nomen omen, białą gorączkę. Jedno jest pewne - obojętnym nie pozostawia. Zobaczmy, co myślą o nas tam, gdzie Realowi się nie kibicuje. Gdzie nie kibicuje się nikomu, a wszystkich komentarzem obdarza po równo.

Tym razem będzie o biedzie wyjącej z głodu na Mestalla, sposobach Espanyolu na uniknięcie spadku i najlepszym żarcie na Prima aprilis, jaki w tym roku wymyślono. W Barcelonie akurat i szkopuł w tym, że nie jest dowcipem, a czystą prawdą.

-----------------------------------------

Pomimo szokującej wiadomości umieszczonej w gazecie Valencia Morning Star o wzroście liczby zmywaczy szyb samochodowych w centrum miasta o równe 895% - a wszyscy podejrzanie przypominają zawodników pierwszego składu Los Ches - Valencia CF właśnie odrzuciła ofertę grubej kasy proponowaną przez jednego z uczynnych sąsiadów.

W poniedziałek zarząd Valencii zdecydował, że nie przyjmie 62 milionów euro w zamian za część gruntów, na jakich stoi jeszcze stadion Mestalla. Ofertę złożył niejaki Enrique Ortiz, zajmujący się handlem nieruchomościami developer, znający różne klimaty robienia pieniędzy, te bardziej szemrane i lepiące się od podejrzeń również. Ortiz jest także prezydentem klubu piłkarskiego Hércules z miasta Alicante.


Na Mestalla wkrótce będzie ściernisko

Jak już pisaliśmy, oferta została przez ludzi z Mestalla odrzucona, ponieważ "są także inne, bardziej poważne i korzystne oferty". A całość uzyskanych z nich pieniędzy ma trafić prosto do banku, aby pomóc spłacić dług wynoszący obecnie 240 milionów euro. Ani centa nie pójdzie na wypłaty dla piłkarzy.

El Pais zauważył, że gdyby klub zaakceptował ofertę pieniężną za całość gruntów należących do stadionu Mestalla po tym samym przeliczniku, co zaproponowany przez Ortiza, do kasy Valencii trafiłoby 197 milionów euro. Sporo mniej, niż spodziewane 300 milionów, na jakie działacze klubu liczą.

As zbadał finanse Valencii dokładniej i doszedł do wniosku, że taka suma pieniędzy byłaby jedynie jak "mały plaster na broczącej krwią ranie zadanej przez wściekłego byka". Gazeta pisze, że obecny dług Valencii to tak naprawdę 500 milionów euro, a 70 milionów jest potrzebne natychmiast, najpóźniej do końca czerwca tego roku, aby spłacić zaległości wobec piłkarzy, ludzi pracujących w klubie, budujących nowy stadion, podatkobiorców, firmy dowożące paellę i tym podobne drobiazgi.

Koszt nowego stadionu, Martwej Gwiazdy, wynosi obecnie 390 milionów euro, a w budowę, która z braku finansów stanęła w lutym tego roku, wpompowano już 100 milionów euro.

Podsumowując, do okrągłego jednego miliarda całkowitego długu, brakuje Valencii jedynie jakieś 210 milionów euro - twierdzi As. Jak na warunki panujące w świecie hiszpańskiego futbolu, to naprawdę całkiem niezłe osiągnięcie.

Tymczasem trener barcelońskiego Espanyolu Mauricio Pochettino zrobił to, co robiło wielu innych trenerów, gdy w oczy zaczynało zaglądać widmo spadku drużyny do niższej klasy rozgrywkowej - wybrał się na długi spacer. To taki sposób na ocalenie skóry.

Na przestrzeni ostatnich lat niejeden trener obiecywał odbycie wielkiej pielgrzymki do wybranego miejsca, jeżeli tylko Bóg ocali jego i jego piłkarzy przed zejściem w piekielne otchłanie czyli przymusową wizytą w Segunda B.


Idę na pielgrzymkę, trochę mnie nie będzie

Tak więc szkoleniowiec ekipy Los Pericos skorzystał z wolnego poranka i udał się w pieszą, stromą, dwunastokilometrową wędrówkę do Montserrat. W towarzystwie żony i grupy wsparcia, by modlić się o zbawienie dla Espanyolu. I pokój na świecie, być może.

Cóż, do Hiszpanii wróciła chłodna pogoda, a najbliższe dni wolne od pracy dopiero za ponad tydzień, więc agent Víctora Valdésa postanowił poprawić wszystkim humory i wzbudzić powszechny rechot deklaracją, że jego klient powinien zarabiać w Barcelonie tyle samo, co Iker Casillas w Realu. Gdyż obaj są tyle samo warci.

Valdés niecierpliwie czeka na przedłużenie wygasającego w 2010 roku kontraktu, a jego opiekun Gines Carvajal próbuje dowieść, że bywający pokracznym bramkarz jest jednym z najlepszych na świecie w swoim fachu.

- W ostatnich latach wielokrotnie udowodnił, że prezentuje ten sam poziom, co Casillas i Buffon - z pokerową twarzą stwierdził Carvajal. - Jest trzy, cztery, pięć topowych klubów zainteresowanych jego usługami.

Hmm, La Liga Loca nie miała pojęcia, że w takim Juventusie na przykład szukają ludzi do rozśmieszania dzieciaków.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!