Advertisement
Menu
/ fourfourtwo.com

LLL: Przed i po rewanżu z Liverpoolem

<em>La Liga Loca</em> prosto z Madrytu

La Liga Loca to forma blogu, prowadzona przez dwóch brytyjskich dziennikarzy, Tima Stannarda i Simona Talbota. Ich wpisy zamieszczane są w serwisie magazynu FourFourTwo, jednego z największych i najbardziej poczytnych magazynów piłkarskich na Wyspach Brytyjskich i w Europie.

-------------------------

Przed rewanżem: Liverpool zajmie się wypędzaniem duchów.
Gdy jesteś piłkarzem Realu Madryt, większość czasu spędzasz na odpowiedziach na dwa pytania:

- Jak wielki jest Raúl i dlaczego, opisz.

- Czy wygranie ligi nadal jest możliwe?

Ewentualnie, jeśli jesteś tak wykorzystywany przez media jak Iker Casillas, większość czasu spędzasz na pojawianiu się we wszystkich możliwych reklamach w hiszpańskiej telewizji.

Ba, nawet gdy jakiś piłkarz powiesi buty na kołku, dziennikarze i tak nie dadzą mu spokoju, ani na chwilę. Nie dadzą mu spokoju nawet wtedy, gdy w piłkę, zamiast w kalendarz, kopnie po raz ostatni i przeniesie się stąd do wieczności.

La Liga Loca jest przekonana, że Alfredo Di Stéfano zmarł jakieś dobre sześć lat temu, a Twierdza Posępnego Czerepu z Concha Espina 1 używa od tego czasu sobowtóra ożywionego animatroniką, zwłaszcza podczas prezentacji na Bernabéu takich gwiazd, jak Julien Faubert.

Pomocy! Potrzebuję zasilania!"

Innym znanym i wykorzystywanym madridistą jest Juanito, który zginął w wypadku samochodowym w 1992 roku. Pamięć o nim jest jednak silna, ponieważ za czasów gry w Realu Madryt stał się symbolem udanych remontad, czyli odwracania niekorzystnego wyniku meczu. Zwłaszcza w europejskich Pucharach.

Problem w tym, że Marca i reszta niepokoi ducha Juanito za każdym razem, gdy Real znajduje się w opałach.

A biorąc pod uwagę fakt, że klub miał ostatnio tyle sukcesów w europejskich Pucharach, co eunuch w roli dawcy spermy, biedny Juanito trafiał na pierwsze strony gazet przed spotkaniami z Bayernem, Romą, Arsenalem, Betisem, Juventusem, Saragossą, Realem Union czy inną FC Pipidówą...

Obecność ducha Juanito przydawała się Królewskim w tych meczach tak samo, jak obecność Gutiego.

Można by pomyśleć, że najwyższy czas na zmianę strategii.

A gdzie tam. Wątła postać Juanito znów jest na okładce wtorkowego wydania Marki. I na stronie czwartej, i na szóstej także, tutaj przytulana przez Ikera Casillasa. I w artykule dnia również.

Jedyny wniosek, jaki można z tego wysnuć, jest następujący - madrycka prasa nie ma zaufania do obecnego zespołu, nie wierzy, że odrobienie na wyjeździe wyniku 0:1 jest możliwe. W sumie, pamiętając o fatalnym w wykonaniu Realu pierwszym meczu, jest to całkiem usprawiedliwione podejście.

Z drugiej strony, nie powstrzymuje to tych samych mediów przed pompowaniem balonu oczekiwań i bicia w bębenek.

"To jest Anfield! I co z tego?!" - pyta Marca.

"Wszyscy za jednego!" - zapowiada As, który wysłał do Liverpoolu Tomása Roncero, aby ten zrelacjonował "najwspanialszą noc w europejskim futbolu, od czasu, gdy Zidane zdobył dziewiąty Puchar Europy w Glasgow".

Smutne, lecz czytelnicy Asa nie podzielają opinii Roncero i 63% z ankietowanych uważa, że Real Madryt po raz piąty z rzędu odpadnie w 1/8 finału Ligi Mistrzów.

Juanito w akcji, za życia

Roberto Gómez z Marki po raz kolejny nie był w stanie postarać się o własną opinię, więc, włączając tryb awaryjny, powtórzył jedynie słowa prezydenta klubu.

Podczas zwiedzania Muzeum Beatlesów, madrycki wiejski głupek z całym przekonaniem stwierdził, że "z pewnością wygramy". Troszkę skromniej, niż dwa tygodnie temu, gdy mówił, że jego drużyna rozniesie Angoli bez problemu.

Wtorkowe tematy w prasie, motyw Juanito i bicie piany, były do przewidzenia. I tak samo łatwo przewidzieć tematy w środę. Bez względu na to, jakim wynikiem zakończy się ta konfrontacja.

Jeżeli Real Madryt awansuje, natychmiast stanie się głównym kandydatem do wygrania Ligi Mistrzów i największym klubem na planecie Ziemia. Zawsze.

Jeżeli Real Madryt przegra, będzie klasyczne wiercenie w brzuchu przez cały tydzień, w temacie "dlaczego poziom piłki klubowej w Hiszpanii jest tak słaby".

I rozmowa o tym, jak wielki jest Raúl. Bez wątpienia.

Po rewanżu: Nazywam się Iker Casillas. Zabierzcie mnie stąd...

Que???

Cóż, wygląda na to, że duch Juanito miał coś lepszego do roboty we wtorkowy wieczór...

Może przygotowywał sobie popcorn przed zobaczeniem filmu Speed, który był cały czas przypominany przez hiszpańskich komentatorów spotkania w przerwach pomiędzy opisywaniem, jak to Liverpool "robił w *****" Real Madryt przez całe 90 minut.

La Liga Loca przeprasza za tę wulgarność, lecz to właśnie słowo pojawia się w środowej prasie madryckiej najczęściej. Zwłaszcza wtedy, gdy w tle przypominane są słowa prezydenta Boludy o tym, co jego drużyna zrobi Liverpoolowi w tej pucharowej rywalizacji.

- Moi zawodnicy wiedzieli, co się wcześniej mówiło - podkreślił na konferencji prasowej po super gładkim 4:0 Rafa Benítez sugerując, że nadęte obietnice Boludy mogły dać jego zespołowi dodatkową motywację.

Co nie dziwi, w Katalonii klęska Realu wzbudziła powszechną wielką wesołość. Sport na pierwszej stronie umieścił zdjęcie kamienia cmentarnego Realu Madryt - "Anfield to cmentarzysko Madrytu, tam pogrzebano fałszywe nadzieje" - pisze wyraźnie rozochocony Josep Maria Casanovas.

W prasie w Madrycie podobnie; klimaty cmentarne, choć bez rozbawienia. Za to z próbami zrzucenia części przynajmniej winy na sędziego spotkania.

"Iker na to nie zasługuje" - pisze As.

"Totalna katastrofa" - relację tytułuje Marca.

Zwłaszcza As stara się usprawiedliwić wynik postawą sędziego, a redaktor naczelny gazety Alfredo Relańo udowadnia na pierwszej stronie, że przy pierwszej bramce był faul, a przy drugiej nie było rzutu karnego.

Cóż, biedny, zagubiony Alfredo nie rozumie jednej rzeczy. Przewrócenie się na murawę boiska i rozpaczliwe machanie w stronę sędziego nie jest uważane za faul. Przynajmniej poza Hiszpanią. Fernando Gago i Pepe nie byli w stanie tego zrozumieć przez cały mecz.

Raúl próbuje się schować za własne plecy

Im głębiej w gazetę, tym mądrzej piszą. Juanma Trueba zauważa, że "ten sam ośmieszony we wtorek zespół wygrał właśnie dziesięć spotkań z rzędu w lidze hiszpańskiej i dwa ostatnie mistrzostwa kraju".

Zszokowany i przebywający w stanie ciężkiej traumy Tomás Roncero naskrobał jedynie, że "sędzia był głównym aktorem spotkania, a Torres wiedział, że UEFA bardzo lubi Anfield". I dodał, że teraz chce być sam.

Marca, dzięki konkretnemu, przejrzystemu komentarzowi Santiago Seguroli pokazała, że ma większe cojones niż Real dzień wcześniej. Dziennikarz wyraźnie obwinił "pokolenie Naninów" i fatalne zarządzanie klubem przez drugorzędnej klasy dyrektorów za piątą z rzędu porażkę w 1/8 finału.

I w ten właśnie sposób jeden z głównych dziennikarzy Marki wbił szpilę w klub, w którym, po prawdzie, roi się różnej maści przeciętniaków i półgłówków.

Kolega z sąsiedzkiej rubryki Roberto Gómez zauważył. że do Liverpoolu poleciał Javier Calderón. Wraz z drużyną, tym samym samolotem. Potem zasiadł w loży dla VIP-ów.

To gość, który jest szefem departamentu prawnego klubu. Tego samego, który dał ciała w przypadku sprawy Diarry i Huntelaara. Co więcej, podczas swych wyjazdów wakacyjnych był wielokrotnie fotografowany w towarzystwie fałszywych compromisarios. którzy w grudniu zhańbili dobre imię klubu na Walnym Zgromadzeniu.

Aha, jest także bratem Ramóna Calderóna. I La Liga Loca jest pewna, że doszedł do obecnej pozycji tylko i wyłącznie dzięki swej i tylko swej ciężkiej pracy. Zresztą, to akurat materiał dla bloga na inną okazję.

Nepotyzm odłóżmy na bok. Wtorkowy wieczór pokazał w sposób wyjątkowo drastyczny, że Real Madryt musi przystosować swą grę do warunków panujących poza granicami Hiszpanii. Niezgrabne podania wszerz boiska kompletnie się nie sprawdzają w konfrontacjach z bardzo silnymi zespołami z Premier League/ Przeciwko BATE Borysow tudzież.

To nie przypadek, że jedynymi zawodnikami z pola, którzy sprawiali wrażenie będących w stanie, w jakiś tam sposób, stawić czoła tempu narzuconemu przez przeciwnika, byli Lassana Diarra i Wesley Sneijder. Ten pierwszy kilka ostatnich lat spędził w Premier League, ten drugi ma jedną z najszybciej myślących głów i najszybciej grających stóp w la Liga.

Casillas podziwiajacy otoczenie

Lecz jedynym piłkarzem, który wyglądał jak pełnoprawny członek europejskiej elity był Iker Casillas. Z drugiej strony, po pięciu latach nieustannych klęsk, kibice Realu Madryt naprawdę powinni się zacząć martwić, jak długo jeszcze Święty Iker wytrzyma w najlepszym klubie ubiegłego stulecia.

Gdy załamany schodził z boiska, jego twarz przypominała wyrazem twarz Fernando Torresa po klęsce 6:0 z Barceloną przed dwoma laty. Jak sam Torres później przyznał, to tamten mecz właśnie pomógł mu podjąć decyzję o przenosinach do Anglii, jako jedynej możliwości rozwoju kariery.

La Liga Loca nie byłaby zdziwiona, gdyby Iker podążył tą samą drogą. W końcu tytuł pierwszej strony Marki mówi wszystko - "Real Madryt to teraz malutki klubik na wielkiej, europejskiej scenie".

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!