Advertisement
Menu
/ marca.com, Wikipedia, własne

Przed meczem z Espanyolem

Sobota, godzina 22.00

Liverpool zakończył w środę naszą serię zwycięstw. Oczywiście prędzej czy później koniec musiał nastąpić, szkoda tylko, że w takich okolicznościach i w tak ważnym meczu. Niemniej jednak, wciąż mamy szanse na podtrzymanie passy w meczach ligowych, co zresztą jest warunkiem niezbędnym, jeśli wciąż chcemy walczyć o obronę mistrzowskiego tytułu.

Jak duże mamy szanse?

Przede wszystkim należy walczyć z bzdurą, iż FC Barcelona tkwi w kryzysie i będzie teraz seryjnie tracić punkty. Oczywiście prawdą jest, że nie gra już tak porywająco jak trzy miesiące temu, ale przecież niemożliwością jest utrzymanie równej formy – zwłaszcza tak wysokiej – przez cały sezon. Ich krótka póki co kiepska passa może się jednak w każdej chwili skończyć i bardzo prawdopodobne, że nastąpi to już w ten weekend, gdyż Duma Katalonii przyjeżdża do Madrytu na mecz z Atlético, a ostatnio spotkania FCB z naszymi lokalnymi rywalami często kończyły się dla tych drugich niezbyt pomyślnie.

A my? A my po raz kolejny gramy z drużyną, która kolejkę wcześniej urwała punkty podopiecznym Josepa Guardioli. W derbach Barcelony biało-niebiescy wygrali na Camp Nou 2:1 i choć nie da się ukryć, że zbyt widoczną rolę w tym meczu odegrał sędzia, to postawa Espanyolu po prostu musiała robić wrażenie. I to jest pierwsze ostrzeżenie dla nas. Drugie natomiast: Espanyol wierzy we własne siły. No bo czemu ma nie wierzyć, pokonał przecież lidera, prawda? Piłkarze ze Stadionu Olimpijskiego czekają już na nas i chcą po raz drugi z rzędu zdobyć trzy punkty. No ale piłkarze Betisu też chcieli...

Zgody i kosy

Jest fakt, który trzeba mocno podkreślić, gdyż poza granicami Hiszpanii jest często ignorowany. Otóż pełna nazwa Espanyolu brzmi Reial Club Deportiu Espanyol de Barcelona i to pierwsze słowo nie znajduje się tam przez przypadek. Założony w 1900 roku klub dwanaście lat później otrzymał od króla Alfonsa XIII prawo używania tytułu „Klubu Królewskiego” (czyli właśnie Real Club) i ozdobienia herbu koroną. Było z tym zresztą mnóstwo zamieszania w latach 30., kiedy to władze Republiki Hiszpańskiej zakazały używania symboli królewskich – Espanyol wraz z rezygnacją z korony przyjął katalońską nazwę Club Esportiu Espanyol, z której musiał wkrótce zrezygnować na rzecz Real Club Deportivo Espańol, jako że reżim frankistowski zakazał z kolei używania języka katalońskiego. Powrót do nazwy katalońskiej nastąpił zaledwie trzynaście lat temu.

Ciekawostką jest, że ma w nazwie... błąd, czy też może raczej niezręczność. Poprawnym słowem w języku katalońskim byłoby bowiem Esportiu (jak w nazwie z czasów przed wojną domową), tymczasem by zachować ugruntowane już inicjały RCD, zdecydowano się na quasi-kastylijskie Deportiu – od Deportivo.

Espanyol wyróżnia się wśród najstarszych hiszpańskich klubów piłkarskich tym, że jako pierwszy założony został przez obywateli tego kraju, nie zaś przez imigrantów. Na tle kilku szczegółów tego typu – także choćby przyjęcia przez klub tytułu królewskiego – powstał obraz Espanyolu jako klubu zwolenników „hiszpanizacji” Katalonii, podczas gdy FC Barcelona stał się symbolem walki o niezależność. A wiadomo, który stołeczny klub reprezentuje w oczach Katalończyków zwierzchność Kastylii nad ich ojczyzną.

Wzgórze Żydów

Pięćdziesięciopięciotysięczny stadion olimpijski, na którym rozegramy nadchodzący mecz, obchodzi w tym roku osiemdziesiąte urodziny. Nosi imię Lluísa Companysa i Jovera, katalońskiego polityka, wydanego frankistom przez Gestapo i straconego jesienią 1940 roku. Stoi zaś na Montjuïc, co tłumaczy się na język polski właśnie jako Wzgórze Żydów.

Espanyol nie należy do najbardziej utytułowanych klubów Hiszpanii, ale też jego muzeum nie jest aż tak zupełnie puste. Zdobią je przede wszystkim cztery puchary kraju zdobyte na przestrzeni blisko osiemdziesięciu lat – ostatni w roku 2006, a dzięki niemu Los Periquitos zagrali w następnym sezonie w Pucharze UEFA i doszli aż do finału, gdzie ulegli Sevilli. A w tym roku nie mają co liczyć na jakiekolwiek zaszczyty większe od utrzymania się w Primera División. Młody trener Mauricio Pochettino, który ledwo co przejął stery Espanyolu, ma na głowie jedynie to, by wyprowadzić swoją drużynę ze strefy spadkowej, do którego to celu potrzebuje nadrobienia trzypunktowej straty do Mallorki i Osasuny. O piętnastu punktach dzielących Espanyol od miejsca szóstego nikt tam w ogóle nie myśli.

Podstawowym bramkarzem Espanyolu jest 25-letni Kameruńczyk Carlos Kameni, w gruncie rzeczy dobry portero, ale przez ogólną słabość drużyny zbliża się już do czterdziestu bramek puszczonych w sezonie ligowym. Główną odpowiedzialność ponosi za to oczywiście linia obrony, która według dziennikarzy Marki wystąpi w składzie Sergio Sánchez (zawodnik ten był przez pewien czas wypożyczony do Castilli) – Daniel Jarque – Nicolás Pareja – David García. Na pozycji defensywnego pomocnika pojawi się wychowanek RCDE, 28-letni Moisés Hurtado, który zazwyczaj w sezonie dostaje mniej więcej jedną ósmą ogólnej liczby kartek zebranych przez całą ekipę. Za akcje ofensywne odpowiadać będą Luis García i Nenę na skrzydłach, „Mały Budda” Iván de la Peńa i Serb Milan Smiljanić na środku oraz jednokrotny reprezentant Urugwaju Iván Alonso jako samotny napastnik. Hiszpańscy dziennikarze sadzają na ławce żywy symbol Espanyolu, Raúla Tamudo, który jak dotąd wystąpił w czternastu meczach i strzelił trzy gole.

Wraca Hunter

Po pięknym występie w meczu z Betisem trudno oczekiwać, że Klaas-Jan Huntelaar mógłby nie pojawić się w wyjściowym składzie. Jest zresztą wysoce prawdopodobne, iż Juande Ramos postawi na dokładnie taki sam skład jak w poprzednim meczu ligowym – wyjątkiem będzie oczywiście Fernando Gago, który w ogóle nie poleciał do Barcelony ze względu na kontuzję. Kto pojawi się w jego miejsce obok Lassany Diarry? Zapewne Guti albo Sneijder, bo trener nie zaryzykuje raczej postawienia na Rafaela van der Vaarta, a już na pewno nie od pierwszej minuty. Narastająca frustracja obu Holendrów może się jednak wkrótce okazać destrukcyjna dla atmosfery w drużynie.

Mecz z Espanyolem jest pierwszym z serii trzech spotkań, które de facto zadecydują o pozycji Królewskich w tabeli na koniec sezonu. Czeka nas oczywiście wyjazd do Walencji i Sewilli i mecz z Barceloną u siebie, ale te nie będą miały żadnego znaczenia, jeśli najbliższe pojedynki ligowe z Espanyolem, Atlético Madryt i Athletikiem Bilbao nie przyniosą nam dziewięciu punktów. Dlaczego? Otóż dlatego, że właśnie Valencia albo Sevilla mogą się okazać rywalami zbyt wymagającymi, więc aby móc bez paniki tracić wtedy, musimy najpierw zyskać teraz.

Tym razem nie będę straszył. Tym razem spróbuję podnieść na duchu:



P.S. A pamiętacie, że gdyby nie Tamudo, drużyna Fabia Capella pewnie nie wywalczyłaby wówczas mistrzostwa?

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!