Advertisement
Menu
/ własne

RMPL: Liverpoolska ośmiornica

Realny Mocno subiektywny Przegląd Leraksujacy

















I znów nie będzie leraksująco, relaksująco także nie będzie. Chociaż, po kolejnym odcinku serialu "Real Madryt w 1/8 finału Ligi Mistrzów, czyli o jedną rundę za daleko", relaks przydałby się bardzo.

A jednak, najpierw praca, potem Bada Bing time i Leszek mieszek z Udinese.

Wprowadzenie (w zabójcze macki)
Nie wiem co czuje człowiek bezsilnie szamoczący się w oślizgłych i lepkich ramionach wielkiej ośmiornicy. I wiedzieć nie chcę. Wystarczy, że widziałem wczorajszy Real w zwarciu z Liverpoolem. Bo jeżeli Rafa Benítez jest nazywany kameleonem współczesnego futbolu, to jego twór, obecny Liverpool, jest współczesnego futbolu ośmiornicą.

Wprowadźmy się w klimat; mecz z Liverpoolem na Estadio Santiago Bernabéu to dwa miesiące oczekiwania wszystkich madridistas, od boskiego Raúla po najzwyklejszego na świecie everymana z Realem w sercu.

To dwa miesiące przygotowań pod wodzą nowego trenera, Juande Ramosa, który otwarcie przyznawał w wywiadach, że cała jego praca wykonana w Valdebebas, czy gdziekolwiek indziej, była podporządkowana tej właśnie konfrontacji - z Liverpoolem. A wyniki ligowe, to jedynie tej pracy pochodna.

Mecz z Liverpoolem na Estadio Santiago Bernabéu to miał być test TEJ drużyny Realu Madryt, zbudowanej z wielkich wychowanków, Mistrzów Europy, młodych talentów z Ameryki Południowej, troszkę starszych talentów z Holandii, włoskiego Mistrza Świata i Francuza ze sporymi papierami na granie.

Test drużyny, która podniosła się z głębokiego upadku, a ostatnio biła każdego jak chciała.

To miał być test dla trenera, który oszałamiał w Pucharach z Sevillą, a zawodził w ligowej młócce z Tottenhamem. Uważanego za najlepszego (obok, nomen omen, Rafy Beníteza) trenera młodego pokolenia w Hiszpanii.

Dlaczego jest tak źle, skoro aż tak źle to nie wyglądało i co ma do tego Macca?
I w tym arcy teście, w 82. minucie tego arcy testu, dostaliśmy fangę w nos tak potężną, że prawdopodobnie to rychły gong uchronił nas przed nokautem kompletnym. I taktyka naszego rywala z ringu, którą, jeszcze przed meczem, celnie oddał były piłkarz Liverpoolu i Realu Madryt Steve McManaman - Realowi będzie się grało trudniej na Bernabéu niż na Anfield. U siebie będzie musiał prowadzić grę, a Liverpool skupi się na dokładnej obronie i wyczekiwaniu na kontrataki. Benítez bardzo lubi tak grać na wyjazdach - przyczaić się i korzystać z okazji, korzystać z wolnej przestrzeni i zdobyć bramkę. Są pewni, że tę bramkę zdobędą. Real będzie dłużej przy piłce, ale Benítez liczy na tej piłki odbiór w odpowiednich strefach boiska i to w momentach, gdy będzie to naprawdę ważne. Jeśli Real chce mieć kontrolę nad piłką, w porządku. Lecz to nie to samo, co kontrola nad meczem. I wątpię, aby byli w stanie to osiągnąć.

Miał Macca rację? Miał, i to jak cholera. Popatrzmy na statystyki: posiadanie piłki 60 do 40 procent na korzyść Realu Madryt. Rzuty rożne 7 do 2 na korzyść Realu Madryt. Straciliśmy o siedem piłek mniej, odzyskaliśmy aż o dwadzieścia więcej (73 - 53), co na tym poziomie jest różnicą bardzo rzadko spotykaną. Tylko co z tego, skoro Casillas musiał interweniować aż szesnaście razy, a Reina tylko siedem. Skoro sytuacje podbramkowe Liverpoolu były o wiele groźniejsze (dwukrotne "sam na sam", strzał zza połowy boiska Xabiego Alonso). A najważniejsze, co nam z naszej przewagi, skoro to oni zdobyli bramkę.

Frajersko stracony gol
Za najsłabsze ogniwo naszej linii defensywnej uważany jest Gabriel Heinze. Nie bez przyczyny. Jesienią popełniał błędy tak katastrofalne, jakby przed meczami ktoś faszerował go środkami farmakologicznymi powodującymi chwilową niepoczytalność. Gdy w zimie Juande Ramos naszą defensywę poprawił, poprawił się także Gabi. Tylko że taki zespół, jak Liverpool, obnaży każdą twoją słabość, nawet tą, którą zamaskujesz najlepiej.

Wczoraj Heinze grał dobrze, tyle, że raz jeden, znów dała o sobie znać jego chwilowa niepoczytalność.

A później było dośrodkowanie Fabio Aurelio z rzutu wolnego, mocne, celne, z odpowiednią trajektorią lotu. Raz jeden gubimy się w obronie. Najwyższy w naszym zespole i bardzo dobrze grający głową Pepe zostaje odciągnięty przez Babela ze środka pola karnego w kierunku lewego słupka bramki . Ramos, Heinze i Cannavaro ustawiają się zbyt głęboko, pilnując drugiej flanki. A piłka spada wprost na głowę Benayouna. Najbliżej niego stoi Gonzalo Higuaín. Dlaczego tylko stoi? Skacze jedynie Laas, najniższy na boisku zawodnik (!), w dodatku skutecznie blokowany w powietrznej walce przez Rierę. Piłka nie zdążyła jeszcze wpaść do bramki, a Sergio Ramos już rozkłada bezradnie ręce i pyta - Kto, do ch... krył Benayouna?

Ot, historia dramatu. I nie mogę pozbyć się wrażenia, że każdy ruch przy tym rozegraniu rzutu wolnego, każdy krok i gest był wcześniej przez tego diabelskiego taktyka Beníteza wymyślony, zatwierdzony i przećwiczony. Babel odciągający Pepe - swoją drogą, dlaczego nikt Pepsowi nie powiedział, że Babel to nie Torres i nie musi trzymać go zawsze na krótkiej smyczy i wszędzie za nim chodzić - Riera blokujący Lassa, wysocy Skrtel, Alonso i dobrze grający głową Kuijt, którzy czaili się na piłkę zgrupowani w jednym miejscu, na przeciwko dalszego słupka bramki, koncentrując tam 3/4 siły obronnej Realu (Cannavaro, Heinze, Ramos). I kto miał w takiej sytuacji kryć tego niepozornego Benayouna? Daliśmy się zrobić jak dzieci zagubione we mgle, którym ktoś wmawia, że to wata cukrowa.

A potem, to już można sobie było jedynie włosy poprawiać...



















Ach, no tak. To przecież Anglicy. Oni stałe fragmenty gry mają dopracowane do perfekcji. Wiedziałeś o tym, Gabi? Musiałeś wiedzieć, w końcu tam grałeś. Po co okładałeś gościa po głowie, gdy ten chciał wyskoczyć do niegroźnej piłki?

To już drugie pytanie wieczoru. Pierwsze, to oczywiście, "kto, do ch... krył Benayouna?".

Brutalny urok liverpoolskiej ośmiornicy
Przejdźmy do linii pomocy i ataku. To właśnie w ich niemocy leżał wczorajszy problem Realu. Robiąca furorę w La Liga para Lass - Gago straciła sporo atutów w starciu z wiarusami wojny środka pola Mascherano i Xabim Alonso, dodatkowo wspieranych przez Rierę, Kuijta i Benayouna. Marcelo, gdy sam siebie odnajdował na boisku, potrafił coś wymyślić. Jakieś trzy razy przez 45 minut.

Lecz to nie w Marcelo leżała przecież nadzieja kibiców, a w Arjenie Robbenie. I tu przechodzimy do sedna sprawy, czyli ośmiornicy z Liverpoolu, która dysponuje tyloma silnymi i sprawnymi ramionami, że potrafi spętać, sparaliżować i zdusić każdego rywala, każde jego dramatyczne szarpnięcie.

Jeżeli Robben miał piłkę daleko od bramki, ściśle pilnował go jeden zawodnik. Z reguły Fabio Aurelio. Gdy był jakieś dziesięć metrów przed polem karnym, tuż przy nim pojawiało się drugie czujne ramię ośmiornicy, a jeżeli udało mu się zawędrować z piłką w okolice pola karnego, ramion były już trzy. Jedno tuż przy piłkarzu, dwa zaraz obok ustawione w jednej linii. Po co? Aby Holender nie mógł przełożyć piłki na lepszą lewą nogę i zejść do środka i aby nie miał gdzie i jak się rozpędzić. Genialnie proste.

















A przy okazji, Fabio Aurelio, ty naprawdę jesteś Brazylijczykiem? To ty szalałeś kiedyś na skrzydle Valencii? Boże, co strasznego ten Benítez ci zrobił, że teraz grasz jak robot i nawet jeden mięsień twarzy ci nie drgnie? Pranie mózgu, wymianę mózgu na komputer, w który wgrywa ci odpowiedni program ten taktyczny diabeł?

Ktoś zapyta, że skoro Arjen absorbował uwagę dwóch lub trzech rywali, to dlaczego nie odgrywał na wolne pole? Problem w tym, że wolnego pola akurat nie było. Nigdy. Liverpoolska ośmiornica tak zwężała i tak gęsto obsadzała pole gry, że ciężko byłoby dograć piłeczkę tenisową. Identyczny problem, wczoraj nie do rozwiązania, spotkali Gonzalo Higuaín i Raúl. Z tym problemem zderzył się też Guti, który stracił osiem razy więcej piłek, niż odzyskał. Przynajmniej miał trzy podania kluczowe, czyli, teoretycznie, otwierające drogę do bramki. Teoretycznie. Aby podanie kluczowe zamieniło się w asystę, musi zostać spełnionych kilka warunków. Warunki stawiane przez średniaka La Liga, a warunki stawiane przez Liverpool Beníteza różnią się tak bardzo, jak bardzo ciężko pomylić Gutka choćby z Zizou.

Mascherano prawdę ci powie
Zresztą, najlepiej temat gry obronnej i taktyki Liverpoolu ujmie mistrz defensywnej ceremonii z Anfield, Javier Mascherano. Argentyńczyk przyznał, że przyjechał na Bernabéu przygotowany świetnie, po nasyceniu oczu i napakowaniu głowy wszystkimi spotkaniami Realu Madryt, jakie ten rozegrał w tym sezonie. Wiedział kto, czym i jak gra, podaje, biega, skacze, może nawet którą ręką gdzie się drapie, gdy go swędzi.

Oddajmy więc głos Mascherano - Real ma tylko dwóch zawodników, którzy dysponują szybkością i są przebojowi. To Robben i Higuaín. Zajmij się nimi, a kontrolujesz cały zespół. Wystarczy, aby w momencie przyjęcia przez jednego czy drugiego piłki, pilnowało go dwóch zawodników. I problem mamy z głowy. Ponadto, Real grający bez Gutiego, nie potrafi zagrać piłki za stoperów rywala. Wymieniają się podaniami pomiędzy swoimi formacjami. Jeżeli my, w reakcji na to, zawężamy pole gry, zmniejszamy odległość pomiędzy naszą obroną a pomocą, ich napastnicy nie są w stanie stworzyć jakiegokolwiek zagrożenia. Gdy Guti wszedł w drugiej połowie, mogli zagrać głębsze piłki, za lub w okolice naszych stoperów i wtedy musieliśmy trochę uważać. Cóż, wszystko przebiegało tak, jak sobie zaplanowaliśmy i rozstrzygnęło się w końcówce. I rozstrzygnął szczegół.

Gdy słuchałem Javiera Mascherano, moja i tak wątła nadzieja na sukces na Anfield Road topniała szybciej niż obecnie śnieg za oknem. W zasadzie, ta nadzieja nie stopniała, ona szybko rozpuściła się i wsiąkła w ziemię. A wtedy przyszedł Arbeloa i mokrą od nadziei ziemię jeszcze ubił - Wiedzieliśmy, że ten mecz rozstrzygnie się po błędzie, stałym fragmencie lub po kontrataku. My wiemy jak w to grać! Mamy za sobą lata gry w Lidze Mistrzów, wyjazdów w fazie pucharowej i wiemy, jak się te rzeczy załatwia. Co stworzył Real? Trochę zagrożenia ze strony Robbena i Marcelo. Na Anfield zagramy tak samo. Tak, jak wiemy i tak jak chcemy grać. To oni muszą zaryzykować.

To jest dopiero mistrzostwo świata! Zagrać tak, aby rywal musiał podejmować nieustanne ryzyko i u siebie, i na wyjeździe. I wypunktować, okazja trafi się prędzej czy później. Błędem, wolnym, rożnym, kontrą... Genialne rzeczy wymagają prostoty.

Aż w końcu przyszedł Rafa Benítez i powiedział, że on jest bardzo usatysfakcjonowany, ponieważ Liverpool zrobił swoje.

Sparaliżował Real, objął kleistymi mackami, ścisnął, przyciągnął do otworu gębowego i zeżarł. Nawet nie musiał mlasnąć. A kilka dni temu Macca mówił - Teraz wygląda to tak, jakby grały roboty. Jedyne, co się liczy, to zwycięstwo. Wygraj, obojętnie jak, a Rafa będzie szczęśliwy.

I znów miałeś rację, ty kochany, pieprzony Angolu.

I jeszcze jedna refleksja na koniec; zmiana trenera, kupno nowych zawodników, batalia z UEFA o Lassa i Klaasa. Ciężka praca na treningach, wysiłek zawodników, taktyczne łamańce Juande Ramosa, noce spędzone nad schematami gry. Wiara kibiców, bicie w wojenne werble mediów. Wielkie przygotowania i wielka mobilizacja.

A potem przychodzi taki Mascherano i mówi - Real ma tylko dwóch zawodników, którzy dysponują szybkością i są przebojowi. To Robben i Higuaín. Zajmij się nimi, a kontrolujesz cały zespół. Wystarczy, aby w momencie przyjęcia przez jednego czy drugiego piłki, pilnowało go dwóch zawodników. I problem mamy z głowy.

I po wszystkiemu. Sad but true.

Prawie. Wygramy na Anfield. Nie mam pojęcia jak, ale wygramy. :)

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!