Advertisement
Menu
/ informacje własne

Liga ACB: Królewscy coraz lepsi

CAI Saragossa 79:90 Real Madryt

Efektowne zwycięstwo w Stambule potwierdziło fakt, iż coś w zespole Los Blancos się ruszyło. Nie było to kolejne, naciągane zwycięstwo, lecz demonstracja potęgi drzemiącej w zespole uformowanym przez Joana Plazę. Czy był to początek końca kryzysu, czy tylko pojedynczy przebłysk, ocenimy dopiero po kilku następnych meczach. Pierwszym z nich był wyjazd do Saragossy.

Koszykarze Realu Madryt zaczęli obiecująco, wręcz znakomicie spisując się w obronie - zbierali z tablic większość piłek, sprawnie podwajali graczy podkoszowych. Defensywę tę przełamać starał się przede wszystkim Taurean Green, co akcję „zapuszczający się" pod obręcz rywali w poszukiwaniu punktów, bądź, w najgorszym wypadku, fauli. Po kilku minutach drużyny oddaliły grę od strefy podkoszowej - za trzy trafiali Alex Mumbrú, Darren Philip i Paolo Quinteros, który niespodziewanym rzutem z biegu doprowadził wynik do remisu (15:15). Błędy w ataku Królewskich oraz skuteczne akcje Saragossy, a w konsekwencji prowadzenie gospodarzy, zmusiło Joana Plazy do poproszenia o przerwę na żądanie.

Po rozmowie z trenerem przyjezdni poukładali swoją grę, szukając współpracy. Szczególnie było to widoczne w konstruowaniu akcji ofensywnych, kiedy to wyżsi zawodnicy stawiali dużo przydatnych zasłon, ułatwiając niższym kolegom rozgrywanie. Mimo coraz lepszego ataku i wciąż stabilnej obrony, madrytczykom niemałe problemy sprawiali czarnoskórzy gracze Saragossy - bardzo szybcy, sprytni, ruchliwi, trudni do upilnowania. Zapewnili oni swojemu zespołowi skromne, jednopunktowe prowadzenie po pierwszej kwarcie (23:22).

Real Madryt sprawiał znacznie lepsze wrażenie, jednak gospodarze ani myśleli poddawać się ich rytmowi gry, starając się narzucić własny. Zaczęli groźnie, od trójki Sergio Péreza, szybko zripostowanej celnym rzutem za trzy Raúla Lópeza (26:25). Od tego czasu radosne dopingowanie w hali Príncipe Felipe przerodziło się w głośne gwizdy i okrzyki niezadowolenia. Nie dlatego, że madrycki rozgrywający trafił trójkę, lecz z powodu późniejszych decyzji sędziów.

Kibicom Saragossy szczególnie podpadła pani sędzina, która w ciągu kilkunastu sekund zdążyła odgwizdać Aragończykom przewinienie ofensywne i techniczne (ich zdaniem całkowicie niesłusznie). Wydarzenia te sprowokowało późniejsze błędy gospodarzy i ogólne rozkojarzenie w ich grze. Realowi Madryt pomogło to w objęciu prowadzenia.

W drugiej kwarcie na parkiecie pojawił się bohater środowego meczu z Efesem, Quinton Hosley. Madridistas wiązali z jego grą wielkie nadzieje, jednak Amerykanin zawiódł - mimo dobrych podań od kolegów, nie potrafił wykończyć akcji spod kosza. Pozytywną stroną jego obecności było to, iż niecelne rzuty wiązały się zazwyczaj bezpośrednio z faulem rywali, co z kolei prowadziło do rzutów osobistych. Te Quinton wykonywał bezbłędnie.

Niecelnością wykazywali się także koszykarze Saragossy. Ich akcje w ofensywie były bardzo szarpane - często po niecelnych rzutach, gdy tylko piłka z powrotem trafiła do ich rąk, zaczynała się seria dobitek, nie zawsze skutecznych. Pokazywało to także smutną prawdę, iż Real Madryt przegrywał z kretesem walkę na deskach, czego przyczyną mogło być skakanie do jednej piłki przez wielu zawodników. Problem ten, przy wyniku 41:44, zauważył Joan Plaza, prosząc o „czas".

Wystarczyło kilka ostrych słów ze strony katalońskiego trenera, aby koszykarze z Madrytu wzięli się ostro do pracy, w kilku kolejnych akcjach kształtując przyzwoitą, jedenastopunktową przewagę (osiem punktów z rzędu, 41:52). Swoją serią uciszyli nie tylko kibiców, lecz także zawodników, którzy długo nie potrafili dojść do głosu.

Po wizycie w szatni, Królewscy wyszli na parkiet rozkojarzeni. Drugą połowę zaczęli od błędów - trzech sekund w ataku i niecelnych rzutów -, a także, co gorsza, rozrzuconej obrony, stwarzającej gospodarzom idealne warunki do łatwych penetracji. Sytuację uspokoił Louis Bullock, celnym rzutem zza linii 6,25m (46:56). Wspomniana już pasywność w zbiórkach w obronie (po pierwszej połowie CAI Saragossa miała na koncie 16 zebranych piłek w ataku!) zbliżała wynik spotkaniu ku równowadze (53:58).

Końcówka trzeciej kwarty to konkurs „Kto trafi do kosza z dalszej odległości?". Zainicjował go Mumbrú, rzutem z ponad siedmiu metrów, a pobić go próbowali Green i Massey, rzutami z około siódmego metra - Hiszpana nie pokonali, ale przyczynili się do lepszego widowiska i ciekawszych ostatnich minut tej części spotkania. Ostatnie słowo należało do Greena, który oddał trudny rzut w fazie spadania na parkiet – nie dość, że celny, to jeszcze z faulem (66:69). Dwie trzypunktowe akcje Amerykanina i przewaga Realu Madryt diametralnie zmalała.

Po półtorej minuty suszy, jeśli chodzi o trafianie do kosza, punktowanie rozpoczęli podopieczni Plazy - z półdystansu trafił Reyes, za trzy Mumbrú i López (68:77). Był to kluczowy moment meczu, bowiem uzyskanej w ten sposób przewagi goście już nie oddali. Przyszła pora na efektowne zagrania (alley-oop Sergio Llulla do Marko Tomasa, szalone akcje Bullocka), co w ostatnich minutach przerodziło się w dość chaotyczną grę. Saragossie nie udało się doprowadzić do emocjonującej końcówki, kończąc mecz jedenastopunktową porażką (79:90).

Gra Realu Madryt, z meczu na mecz, może podobać się coraz bardziej. Widać w niej zespołowość, całkiem niezłą skuteczność i przede wszystkim wspólne zrozumienie, zgranie. Spotkanie w Aragonii pokazało jednak, że pojawiają się okresy słabszej gry w obronie, co mści się niepotrzebną stratą wielu punktów. Dziś oraz w środę udało się te straty odrobić, jednak następnym razem mogą one przesądzić o porażce.

Bardzo dobrze zaprezentował się Felipe Reyes, jakby czyhający za plecami Hosleya i wkraczający do akcji, kiedy rzuty Amerykanina był niecelne, bądź spotykały się z blokiem rywali, dobijając piłkę do kosza. Kiedy grał sam, popisywał się charakterystycznymi rzutami z półdystansu i najczęściej ze wszystkich graczy zbierał piłkę spod kosza (ośmiokrotnie).

Kolejne spotkanie w środę - w ramach 6. kolejki Euroligi Real Madryt zmierzy się z Panioniosem.


79 - CAI Saragossa (23+19+24+13): Phillip (14), Green (9), Quinteros (22), Garcés (11), Guerra (5) - Lescano (-), Marco (-), Arteaga (-), Pérez (11), Starosta (5), Lewis (2).

90 - Real Madryt (22+31+16+21): Reyes (21), Mumbrú (11), Hervelle (5), Bullock (13), Llull (2) - Hosley (4), Massey (10), López (15), Tomas (7), Hamilton (2).

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!