Advertisement
Menu
/ informacje własne

Euroliga: Ważne zwycięstwo w Stambule

Efes Pilsen 81:95 Real Madryt

Charles Corlenius Smith. Zawodnik jeszcze przed rokiem zakładający co kilka dni koszulkę Realu Madryt z numerem siódmym na plecach. Człowiek, któremu w dużej mierze zawdzięczamy zdobycie przez nasz klub Pucharu ULEB w roku 2007, a także, choć w stopniu mniejszym, zwycięstwo w rozgrywkach ligowych, w tym samym roku. Po tym, jak Real Madryt nie przedłużył z nim kontraktu, Amerykanin przeniósł się do Turcji, zasilając skład Efesu. Los chciał, że w rozgrywkach Euroligi trafił do grupy ze swoim byłym zespołem...

Bohater pierwszego akapitu wrócił do Stambułu (grał tam już w roku 2006, zaraz przed przygodą z Madrytem) jako gwiazda, a nawet jeśli nie, miano to szybko do niego przylgnęło. Jest jednym z zawodników Efesu najczęściej zdobywających punkty, a także napędzających grę zespołu. I nie bez powodu rozpisuję się nad pojedynczym koszykarzem rywali - ten pojedynczy koszykarz dał się mocno we znaki swoim kolegom z Hiszpanii, nie mając dla nich żadnej taryfy ulgowej.

Przejdźmy jednak do samego meczu. Real Madryt w tegorocznej edycji Euroligi rozegrał już mecze z każdą drużyną w grupie, oprócz Efes Pilsen. Spotkanie zapowiadało się ciekawie z wielu względów, m.in. wspomnianej już rywalizacji Smitha z niedawnymi kolegami z zespołu, ale także walki o cenne, w kontekście awansu do Top 16, zwycięstwo, a także tradycyjne podbudowanie morali. Królewskich dwa ostatnie aspekty interesowały najbardziej.

Goście z Madrytu rozpoczęli od dominacji na tablicach w defensywie, jednak nie potrafili wykorzystać tego w ataku, marnując kilka pierwszych rzutów. Z czasem piłka zaczęła wpadać do obręczy, a wszystko to zasługa Quintona Hosleya, Jeremiaha Masseya i Felipe Reyesa. „Podkoszowa trójka madridistas" odpowiadała efektywną akcją na każde punkty ze strony rywali, a po kilku ich błędach objęli prowadzenie (15:21).

Trener Efesu, Ergin Ataman, odbył w przerwie między kwartami poważną rozmowę z podopiecznymi, co przełożyło się na bardzo agresywną obronę gospodarzy w pierwszych minutach drugiej części spotkania. Dziur w defensywie przeciwników szukali na zmianę Raúl López i Milos Vujanić - indywidualna akcja Hiszpania momentalnie otrzymywała w odpowiedzi celny rzut Serba (taka sytuacja miała miejsce dwukrotnie).

Gra toczyła się bardzo szybko, bez zbędnego przedłużania akcji przez rozgrywających i trochę bez namysłu, co czasem wpływało na korzyść. Vujanić w jednej z akcji nie wiedział za bardzo, co zrobić z piłką, więc oddał rzut z siedmiu metrów i... trafił. Kilkanaście sekund później powtórzył ten wyczyn, zaliczając drugą trójkę z rzędu (27:29). Nie minęło pół minuty, a Amerykanie Bullock i Hosley prawie powtórzyli jego wyczyn (prawie, bowiem Lou stanął na linii 6,25m, przez co jego rzut warty był tylko dwa punkty).

Efes ponownie uruchomił agresywną obronę, co wprawiło graczy Realu Madryt w niepotrzebną nerwowość - szczególnie dało się to zauważyć w grze Lópeza, który narzucił szybkie tempo, podczas gdy jego koledzy wykazywali się niedokładnością w podaniach. Budowało to mało składne, szarpane akcje, pozwalając gospodarzom na odrobienie strat (38:39).

Ostatnia minuta przywróciła tę lepszą wersję Los Blancos, a największy w tym udział miał Hosley, autor wsadu i trójki. Amerykanina należy wyróżnić z jeszcze jednego powodu - po pierwszej połowie, w której spędził na parkiecie nieco ponad dwanaście minut, Quinton zaliczył na koncie równo dwadzieścia punktów (w tym dwie trójki)! Niemal połowa punktów zespołu (40:46) była jego dziełem. Kapitalny występ Amerykanina.

Po przerwie ciężar gry gospodarzy wziął w swoje ręce Charles Smith. Były madridista rozpoczął okres szalonej gry, polegającej na wejściach pod kosz, co kończyło się najczęściej na faulach ze strony Realu Madryt, bądź, w rzadkich wypadkach, blokiem. Ta szalona (choć w szaleństwie była metoda) gra Smitha, w połączeniu z pressingiem Efesu (trochę pressingu i Madryt się gubi) pozwalała tureckiej drużynie na ponowne zmniejszenie dystansu (60:62). A jako że historia lubi się powtarzać, i tym razem Real Madryt uciekł rywalom w końcówce kwarty, pokonując ich własną bronią - agresywną obroną, mocnym kryciem (61:72).

Szalony Smith zaczynał powoli irytować gości z Hiszpanii. Zbyt często uciekał spod opieki Marko Tomasa, zapuszczając się pod kosz i swoimi długimi rękoma szukając łatwego lay-upa. Kiedy grał w Madrycie, takie akcje zbyt często kończyły się blokami. Teraz, o dziwo, kończyły się punktami. Cały czas Amerykanin czuł wsparcie ze strony Vujanicia i Bootsy'ego Thorntona, jednak i ono nie wystarczyło, by pokonać wyjątkowo dobrze prezentujący się Real Madryt.

Koszykarze Joana Plazy świetnie się uzupełniali. Raúl z Sergio Llullem sprytnie wymieniali się funkcją rozgrywania, natomiast pod koszem królował Reyes oraz bohaterowie spotkania - Massey i Hosley. Niezwykle skoczny duet sprawiał, iż większość piłek zebranych z tablic w końcówce spotkania wpisanych zostało na konto gości. W dodatku zawodnicy nie bali się rzucać za trzy, a bardzo dobra skuteczność (60%, przy 20% rywali) przyczyniła się do dość wysokiego wyniku. Zbyt duże rozluźnienie w ostatnich minutach nie pozwoliło na przekroczenie granicy stu punktów, jednakże pomimo to satysfakcja ze zwycięstwa była wielka.

Ciężko było odgadnąć, czego spodziewać się po meczu w Turcji. Rozczarowania? Porażki? Średniej gry i zwycięstwa po męczarniach? Wątpię, aby kibice liczyli na łatwą przeprawę, okraszoną ładną dla oka, zespołową, efektowną i efektywną grą na naprawdę wysokim poziomie - a taką właśnie uraczyli kibiców koszykarze Realu Madryt.

Taką drużynę chcielibyśmy oglądać co mecz. Drużynę, nie zlepek indywidualności, wybitnych indywidualności, należy dodać. Możliwe, że życzenie to sprawdzać się będzie coraz częściej, bowiem Królewscy zaliczają kolejne ważne zwycięstwo. Zwycięstwo w pełni zasłużone.


81 - Efes Pilsen (15+25+21+18): Thornton (14), Arslan (-), Smith (22), Gonlum (6), Peker (10) - Shumpert (6), Vujanić (18), Kakiuzis (5), Aykol (-).

95 - Real Madryt (21+25+25+24): Llull (11), Bullock (11), Hosley (24), Massey (17), Reyes (10) - Mumbrú (10), Hervelle (2), López (4), Tomas (2), Hamilton (2).


Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!