Advertisement
Menu
/ informacje własne

Liga ACB: Real Madryt wraca do gry!

DKV Joventut 68:79 Real Madryt

Długo można by się rozwodzić na temat okresu, który przechodzi(ła) drużyna koszykarska Realu Madryt. Mówiąc krótko: „Było źle". Porażka za porażką (cztery przegrane z rzędu); rywal z meczu na mecz coraz silniejszy, a forma coraz gorsza. Włodarze sekcji koszykarskiej, trener, zawodnicy - wszyscy oni nawoływali o cierpliwość. Cóż, podobno cierpliwość popłaca...

Mecz podzielić można na dwie, zupełnie odmienne części.

Część pierwsza: „Mallet i spółka" vs „Nieporadność"

Zaczęło się fatalnie (cóż za nowość!). Już w pierwszej minucie Real Madryt stracił trzy punkty, po tym jak Demond Mallet uśpił obrońców, po chwili trafiając z dystansu. Podobną akcję przeprowadził kilkadziesiąt sekund później, z tym jednak wyjątkiem, iż postanowił wejść po kosz, udanie (7:2). Niedługo potem, niski koszykarz w szybkiej kontrze zatrzymał się przed linią 6,25m i nie zważając na powracających do obrony przeciwników, znów oddał rzut za trzy i... trafił (12:3). Joan Plaza natychmiast poprosił o przerwę.

Trener Realu Madryt miał sporo pretensji do zespołu i trudno mu się dziwić. Żaden z zawodników nie potrafił powstrzymać szybkiego Malleta - człowieka, który zniszczył Madryt w otwierających to spotkanie minutach. Co gorsza, pod koszem nie było wcale lepiej. Dużo zamieszania, zero punktów. Po drugie „co gorsza", po minutowej rozmowie z trenerem było jeszcze gorzej. Sporo strat, sporo błędów. Nihil novi, chciałoby się rzec.

Real Madryt grał jakby na siłę, bez pomysłu, byleby tylko grać. Joan Plaza tradycyjnie wystawił do gry wszystkich zawodników (nie licząc Lazarosa Papadopoulosa, który na dzień dzisiejszy gra w Realu Madryt tylko teoretycznie) i żaden z nich nie poradził sobie ze wspomnianym już Malletem, ani z Henkiem Norelem, który przez kilka akcji robił pod koszem gości co mu się tylko podobało. Żaden nie potrafił także zrewolucjonizować gry Los Blancos.

Małe zmiany nastąpiły tuż po rozpoczęciu drugiej kwarty. Louis Bullock zaczął grać na swoim optymalnym poziomie - zaliczył świetną asystę przy wsadzie Axela Hervelle'a, trafił za trzy, zablokował pod własnym koszem mierzącego 210 centymetrów Lukę Bogdanovicia, chwilę później w taki sam sposób traktując rzut Eduardo Hernándeza-Sonseki. Tak zachwycająca gra Amerykanina pozwoliła na chwilowe zbliżenie się do zespołu DKV Joventut (26:21). Chwilowe, bowiem trójka Simasa Jasaitisa ustanowiła dziesięciopunktowe prowadzenie, które utrzymało się do końca pierwszej połowy.

Joventut z wielką ochotą korzystał z okazji wejścia pod kosz, podczas gdy Królewscy jakby bali się skorzystać z tego sposobu zdobywania punktów, szukając ich w rzutach z dystansu. Trudno się dziwić, skoro grę Realu Madryt pod tablicami cechowała przede wszystkim nieporadność i nieskuteczność. Słowa te najlepiej odzwierciedla sytuacja, kiedy to po niecelnym rzucie jednego z gospodarzy, Felipe Reyes na spółkę z Hervellem trafili samobójczego kosza. Plaza skomentował to bardzo nieśmiałym uśmiechem. Wiedział, że sytuacja ta, choć zabawna, nie wróży najlepszego.

Część druga: Remontada Królewskich

Real Madryt nie gra zespołowo. Problem ten widoczny jest już od początku sezonu. Być może wynika to z powodu nowych koszykarzy, może z powodu zbyt częstych roszad trenera, być z może z czegoś, o czym nawet nie mamy pojęcia. Faktem jest, że gra się po prostu „nie klei" - gracze indywidualnymi zagraniami próbują rozstrzygnąć losy meczu (z jakim skutkiem - patrz pierwszy akapit).

W ostatnich sezonach Madryt prezentował ciekawą sposobność - w trzeciej kwarcie potrafił odrodzić się w nieprawdopodobny czasem sposób, nadgonić największą stratę, pokazać swoją siłę. Zjawiska tego nie zaobserwowano już od dawien dawna... aż do sobotniego wieczoru.

Druga połowa rozpoczęła się tak, jak i pierwsza - od punktów Malleta. Synonim szybkości narzucił wszystkim zawodnikom zawrotne tempo, za którym koszykarze Realu Madryt nie nadążali. Doszło do sytuacji, w której tracili aż osiemnaście punktów (53:35), lecz ostatniego słowa jeszcze nie powiedzieli.

Zawodnicy w białych koszulkach nagle zaczęli współpracować, stosując przy tym ostry pressing na całym parkiecie, co wymusiło na DKV stratę i późniejsze błędy. Obraz gry wyglądał tak, jakby koszykarze wymienili się w szatni koszulkami. Teraz to gracze Joventutu grali fatalnie w obronie, gubili się w kryciu, faulowali, jednocześnie zaliczając coraz więcej strat i niecelnych rzutów, przy twardej, dobrej madryckiej defensywie. Bardzo dobrze prezentował się Alex Mumbrú, grający pod presją kibiców (gwizdali na Hiszpana przy każdej możliwej okazji) - wybił piłkę niższemu i szybszemu Malletowi, zaliczył fantastyczną asystę spod kosza (po uprzednim obrocie), trafił za trzy.

Real Madryt grał jak natchniony - wydawało się, że nic nie jest w stanie powstrzymać tej drużyny; grał szybciej, agresywniej, skuteczniej, bardziej zdecydowanie i stanowczo. Lepiej, po prostu lepiej. Oczywiście wszystko to przekładało się na wynik, coraz bliższy remisu (61:57 na zakończenie kwarty).

Ten wielki entuzjazm, ogromną chęć gry zburzył po raz kolejny Mallet - indywidualną akcją i trójką na początku czwartej części spotkania (66:57). Joan Plaza wydelegował do gry piątkę zawodników, których znał najlepiej - Lópeza, Bullocka, Mumbrú, Hervelle'a i Reyesa. Obecny sezon jest dla całej piątki już... piątym sezonem w stolicy Hiszpanii. Ciekawe, prawda?

Wspomnieni zawodnicy pokazali, co oznacza wieloletnia gra w jednym zespole. Każdy z nich wiedział, jak się ustawić, czego spodziewać się po kolegach, gdzie ustawić zasłonę. Słowem - pełna współpraca. Doprowadziło to do upragnionego remisu (68:68), osiągniętego po rzutach osobistych Reyesa. Dużo ważniejsza była jednak wcześniejsza trójka Raúla, który wyczyn ten powtórzył po kilku minutach, trafiając z dystansu z biegu (!). Jak grał Joventut? Sito Alonso przez minutę tłumaczył swoim podopiecznym rozegranie akcji, rozrysowywał ją kilkakrotnie, a tymczasem przy przyjęciu piłki z autu Bracey Wright popełnił błąd połów. Tak właśnie wyglądała gra gospodarzy - głupie błędy, do tego brak motywacji i coraz mniejsza ochota do gry. Ich chaotyczna gra kontrastowała z mądrą, powolną, przemyślaną grą Realu Madryt. Tak mądrą, iż przyniosła długo oczekiwane zwycięstwo.

Real Madryt, po niepowodzeniach, wreszcie wygrywa, i to w pełni zasłużenie. Zespół pokazał nam w tym spotkaniu dwa oblicza - to, które znaliśmy z ostatnich meczów, a także to, które znamy z poprzednich sezonów, kiedy pod wodzą Plazy zdobywali Mistrzostwo Hiszpanii i Puchar ULEB.

Niestety, Felipe Reyes nie przeszedł jeszcze do historii ACB (przynajmniej oficjalnie) - zabrakło mu dwóch zbiórek, aby osiągnąć łączną liczbę 2500 zebranych piłek w ligowej karierze. Tego wieczoru jednak nie to było najważniejsze...


68 - DKV Joventut (24+21+16+7): Mallet (24), Lavina (4), Jasaitis (12), Jagla (-), Sonseca (8) - Ribas (2), Bogdanović (-), Tomas (6), Wright (2), Norel (10).

79 - Real Madryt (16+17+24+22): López (12), Llull (2), Hosley (1), Massey (10), Reyes (11) - Bullock (19), Sánchez (-), Mumbrú (12), Hervelle (12), Hamilton (-).

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!