Advertisement
Menu

Królewscy najlepsi w Madrycie!

Koszykarze zwyciężyli w turnieju regionalnym

Dwanaście punktów - o tyle właśnie Real Madryt musiał przewyższyć rywala zza miedzy w ostatnim meczu w Turnieju Wspólnoty Autonomicznej Madrytu, aby po raz piąty z rzędu sięgnąć po to przedsezonowe trofeum.

Turniej, mimo charakteru rozgrzewki przed ligowym startem, został potraktowany przez obu trenerów w sposób poważny. Oczywiście, nie obyło się bez częstej rotacji składu i testowania nowych zagrań taktycznych, jednak, mając na uwadze możliwość zapisania na koncie pierwszego trofeum w sezonie, gra madryckich drużyn nie przypominała sparingu.

Królewscy rozpoczęli bardzo mocną piątką, lecz z początku cała gra zależała od jednego człowieka - kapitana drużyny, Felipe Reyesa. To on był autorem ośmiu z dziesięciu pierwszych punktów Realu Madryt. MMT Estudiantes stawiało pod własnym koszem bardzo mocną obronę, przez którą nawet Louis Bullock się nie przedarł - na jego drodze, ni stąd ni zowąd, zawsze wyrastał obrońca. Jedynym, który zwodził rywali i trafiał do kosza był właśnie Reyes.

Defensywa Los Blancos sprawiała wrażenie chaotycznej. Chwilami pressing, agresywne krycie, (udane) starania o wybicie przeciwnikom piłki, a po kilku akcjach zupełne odpuszczenie obwodu, pozostawienie niepokrytych koszykarzy, a także niemałe problemy z centrami Estudiantes. Tę nie do końca szczelną obronę Real Madryt nadrabiał szybkim atakiem, dzięki któremu po pierwszej kwarcie prowadził pięcioma punktami (20:15).

Rozmowa z trenerem nie poprawiła sytuacji pod tablicą Królewskich - podkoszowi nadal byli o jedno tempo za wolni, byli w łatwy sposób ogrywani przez rywali. Studenci bardzo szybko wychwycili tę słabość i z wielką ochotą z niej korzystali, zdobywając tą drogą najwięcej punktów. Dla równowagi, koszykarze w białych koszulkach zaczęli prawdziwe „bombardowanie" z dystansu. Wszystko, jeszcze na samym początku kwarty, rozpoczął Marko Tomas. On jednak, jak przystało na Marko Tomasa, trafił. Po nim dwukrotnie próbował Sergio Llull, próbowali inni, ale... wyczynu Chorwata nie powtórzyli. Na całe szczęście większość niecelnych rzutów udawało się zebrać i tej, wołającej o pomstę do nieba nieskuteczności nie dawało się tak bardzo odczuć. Ba, Real Madryt jeszcze przed przerwą wykonał przedmeczowe zadanie, czyli dwanaście punktów przewagi (35:23). Teraz wystarczyło to tylko utrzymać.

Kibice mieli nadzieję, że Joan Plaza wypomni podopiecznym w szatni zaniedbaną obronę własnej tablicy i zbyt ochocze rzuty za trzy. Pomijając te dwa elementy, gra Królewskich wyglądała całkiem składnie. Obecne były co prawda niecelne podania i nieporozumienia, ale jedynie ze strony nowych zawodników - Pepe Sáncheza i Quintona Hosleya.

W obliczu nieobecności Raúla Lópeza (prawdopodobnie leczy kontuzję, której nabawił się jeszcze przed Igrzyskami Olimpijskimi), niemal całą trzecią kwartę rozegrał Sergio Llull. Młody rozgrywający nie zmarnował powierzonej mu szansy. Po dwóch trójka ze strony Estudiantes, autorstwa Javiera Beirána i Vonteega Cummingsa, celny rzut zza obwodu zaliczył właśnie Llull. Chwilę później kilkakrotnie popisał się odważnym wejściem pod kosz rywali, dwukrotnie trafiając z faulem. Wykazywał przy tym dużą ochotę do gry, krył bardzo agresywnie, zaliczył nie jeden przechwyt. To była jego kwarta.

Wynik? Real Madryt cały czas starał się przeważać ponad dziesięcioma punktami, aby w ostatniej części meczu oszczędzić kibicom nerwowej końcówki.

Do czasu finałowej kwarty zawodnicy Los Blancos wykonali dwadzieścia siedem rzutów osobistych, przy ledwie siedmiu MMT Estudiantes. Ostatnie dziesięć minut nie mogło się więc zacząć inaczej, jak nie widokiem koszykarza w białej koszulce na linii rzutów wolnych. Koszykarzem tym był Alex Mumbrú - wykorzystał tylko jeden z rzutów, ale w kolejnej akcji zrehabilitował się świetnym podaniem do Marko Tomasa.

A propos świetnych podań - koledzy z drużyny trzykrotnie szukali podania na alley-oop do Hosleya, jednak ten ani razu z niego nie skorzystał. Wynikało to raczej z braku zgrania, aniżeli z braku umiejętności Amerykanina, który przecież uwielbia zagrania tego typu. Hosley szukał gry, chciał się pokazać, co potwierdziła czysta trójka, trafiona zaledwie kilkanaście sekund po nieudanym alleyu.

Estudiantes przestało wierzyć w sukces już w poprzedniej kwarcie. W tej potrzebowali aż pięciu minut, aby zdobyć pierwsze punkty (i były to punkty z linii rzutów osobistych). W końcówce zawodnicy Plazy postarali się o ostrzejszą obronę, co przyniosło kilka przechwytów i udane kontrataki. Na trzydzieści sekund przed końcową syreną Louis Bullock dokonał tego, na co czaił się przez niemalże całe czterdzieści minut - trafił za trzy. Tym optymistycznym akcentem przypieczętował wygraną swojej drużyny (75:59).

Real Madryt potrzebował dwanaście punktów przewagi. Udało się wygrać nawet szesnastoma i po raz piąty z rzędu unieść w górę puchar za zwycięstwo w Turnieju Wspólnoty Autonomicznej Madrytu, pierwsze trofeum w sezonie 2008/09 (i oby nie ostatnie).


75 - Real Madryt (20+15+21+19): Sánchez (-), Bullock (9), Mumbrú (4), Reyes (14), Papadopulos (10) - Hervelle (7), Llull (11), Hosley (8), Tomas (12), Pérez (-).
59 - MMT Estudiantes (15+17+13+14): Cummings (5), Udrih (7), Beirán (16), Junyent (5), Wideman (7) - Popović (12), Jasen (-), Granger (2), Iturbe (4), Clark (1).

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!