Advertisement
Menu
/ Maciek Hypś

Przed meczem z Barceloną

Środa, godzina 22:00

Atención! Uwaga! Ręka do góry, kto pamięta, oglądał, albo chociaż oczekiwał wiadomości o wyniku poprzedniego meczu Real Madryt – FC Barcelona, który nie był meczem o stawkę.

Las rąk, można by rzec, jak po masowym wyrębie. Bo faktycznie mamy do czynienia z sytuacją niezwykłą. Na nasze szczęście te mecze same w sobie są zbyt ważne, by którakolwiek drużyna mogła sobie odpuścić.

Canossa

Zdający maturę z historii z pewnością wiedzą, co to jest Canossa i czemu jest to miejsce tak ważne. A ci, którzy matury nie zdają – względnie zdają, ale mają jeszcze braki – winni się zapoznać, na przykład, ze stosownym artykułem w Wikipedii, bo w przeciwnym razie nie zrozumieją, co mamy na myśli, pisząc, iż Frank Rijkaard i Barça mają w tym sezonie swoją Canossę w Madrycie, a nie da się ukryć, że mają. Konieczność pogratulowania odwiecznym rywalom tytułu mistrzowskiego to dla piłkarzy Dumy Katalonii, zwłaszcza tych bardziej emocjonalnie związanych z klubem z Camp Nou, nawet jeśli nie upokorzenie, to przynajmniej bardzo nieprzyjemne doświadczenie.

Jeśli ktoś pyta, co takiego mogą zdobyć lub zachować Frank Rijkaard i FC Barcelona w meczu, który – jako się rzekło – nie ma namacalnej stawki, odpowiadamy: może honor, może dumę, może po prostu dobre samopoczucie, szczyptę cukru do beczki dziegciu. Właśnie dlatego należy wierzyć, iż Blaugrana nie odpuści – i dobrze, bo gdyby mieli przyjechać do Madrytu tylko po to, żeby wyjść na murawę, oddać (albo i nie oddać) honory ekipie mistrzowskiej, zainkasować ileś tam bramek i wrócić do domu, to bodaj by w ogóle nie przyjeżdżali.

Powiedzielibyśmy, że to więcej niż mecz, ale w tym okołobarcelońskim kontekście ośmieszylibyśmy się tylko jako redaktorzy, dowodząc, iż nie potrafimy wykombinować bardziej oryginalnego określenia. Niech przemówią liczby. I daty.

156

Źródła nie do końca zgadzają się, podając liczbę wszystkich meczów rozegranych przez Real Madryt i FC Barcelona. Wliczając spotkania towarzyskie, mniej lub bardziej oficjalne, Puchar Króla, europejskie puchary no i oczywiście ligę hiszpańską, otrzymamy liczbę trochę przekraczającą dwieście.

Pewne jest natomiast, że w samej Primera División do tej pory Madryt i Barcelona grały ze sobą sto pięćdziesiąt pięć razy – po dwa w każdym sezonie (za wyjątkiem bieżącego, ma się rozumieć) od samego początku ligowej piłki w Hiszpanii. Zaczęliśmy 17 lutego 1929 roku od wyjazdowego zwycięstwa 2:1 dzięki dwóm golom Rafaela Morery, ale już w rewanżu polegliśmy na własnym boisku.

Całkowity bilans zatrzymał się na 66 zwycięstwach Los Blancos i 58 Blaugrany, a jeśli brać pod uwagę tylko spotkania na Estadio Santiago Bernabéu, to nasza drużyna wygrała ich 49, a po czternaście razy odnotowano remis i wygraną gości. Bilans bramkowy to 163:80 i niemal na pewno jutro się zmieni – bezbramkowe remisy zdarzyły się w Madrycie tylko trzy razy, ostatnio ponad dziesięć lat temu, a średnia liczba goli na mecz to obecnie 3,161.

Już same liczby pokazują, że mecze Real Madryt – FC Barcelona (i na odwrót) to mecze wyjątkowe, ale liczbami można udowodnić wyjątkowość wielu innych ligowych i międzyligowych (Real Madryt – Bayern, na przykład). Tymczasem każdy El Clásico to coś wyjątkowego nawet pośród wyjątkowych meczów, prawdziwy Szachinszach – Król Królów – klubowej piłki nożnej.

Pisaliśmy o tym już wiele razy, nie będziemy się więc powtarzać, pozwolimy sobie jedynie zachęcić do zapoznania się ze wcześniejszymi naszymi tekstami na ten temat, na przykład z października 2006 i grudnia 2007. Tym razem skupimy się nie na historii, a na teraźniejszości.

Pan Yaya był chory i leżał w łóżeczku...

FC Barcelona będzie jutro bardzo osłabiony; z powodu kontuzji nie zagrają Gabriel Milito i Andrés Iniesta – jedni z najlepszych w tym sezonie. No i oczywiście Ronaldinho, który leczy się w dyskotekach. W standardowym ustawieniu 4-3-3 wyjściowy skład przyjmie najprawdopodobniej taką postać:

Valdés – Zambrotta, Puyol, Thuram, Abidal – Márquez, Xavi, Gudjohnsen – Messi, Krkić, Henry (wariant bez Tourégo)

Albo: Valdés – Zambrotta, Puyol, Márquez, Abidal – Gudjohnsen, Touré, Xavi – Messi, Krkić, Henry (wariant z Tourém)

Jest to zestawienie dalekie od optymalnego, nawet z Yayą Tourém, który wcale nie musi być zdolny do gry (chociaż powołanie dostał); gdyby Frank Rijkaard miał do dyspozycji komplet zawodników, zmieniłby w powyższym składzie trzy, może nawet cztery nazwiska, wprowadzając Eto'o, Milito i Deco; ewentualny czwarty to Ronaldinho. Naszym zdaniem warto przyjrzeć się bliżej tym piłkarzom, a także nieobecnym i ich ewentualnym dublerom.

No to jedziemy.

Víctor Valdés – w tym sezonie bardzo dobry, od dłuższego czasu nie popełnia głupich błędów, do tego do niedawna utrzymywał się w klasyfikacji Trofeo Zamora przed Ikerem Casillasem – ale czy faktycznie jest odeń lepszy, to temat na inny tekst, a kibice każdej z drużyn i tak wiedzą swoje.

Gianluca Zambrotta – Nie spełnia oczekiwań do tego stopnia, że mistrza świata na prawej obronie musiał zastąpić Puyol, który nie grał na tej pozycji od kilku lat. Ale robił to znacznie lepiej niż Włoch. Ostatnio Zambrotta nieźle w ofensywie, praktycznie w każdym meczu ma strzały na bramkę, ale gorzej w defensywie. Ma odejść do Milanu.

Éric Abidal – przez większość sezonu bardzo mocny punkt defensywy, czwarty w drużynie pod względem liczby spędzonych na boisku minut, ale ostatnio zaczął popełniać mnóstwo błędów, do tego takich, po których padają gole dla przeciwników. Poza tym słabo się ustawia przy stałych fragmentach gry. W sumie lepiej by było dla Barcelony, gdyby zamiast Francuza zagrał Sylvinho, który w obronie nie jest ostatnio gorszy, a w ataku zawsze był dużo lepszy. Ostatnio pojawiły się informacje o odejściu Abidala do Liverpoolu; w przeciwnym kierunku miałby się przeprowadzić John Arne Riise, bodajże największy antybohater The Reds w kończącym się sezonie, może poza nowymi, amerykańskimi właścicielami.

Lilian Thuram, Rafael Márquez, Carles Puyol – gdy są zdrowi, grają na wysokim poziomie, ale tradycyjnie niezniszczalny jest tylko ten ostatni. Możliwe, że Márquez zagra jako defensywny pomocnik, a wtedy obok Puyola ustawiony będzie Thuram, znacznie słabszy od reprezentanta Meksyku; zamiast na niego Rijkaard mógłby i powinien stawiać na młodego Marca Valiente.

Edmílson – przejął rolę Thiago Motty z zeszłego sezonu: ciągle połamany, a jak gra, to gra słabo. Jest od Motty o tyle lepszy, że nie łapie tylu czerwonych kartek i nie strzela goli samobójczych, ale i tak musi odejść. Jako defensywny pomocnik powinien właściwie grać Márquez, ale z powodu kontuzji Milito Rafa potrzebny jest na środku obrony. Rijkaard mógłby więc postawić na Xaviego, ale ten dawno już nie grał na tej pozycji, więc wątpimy, by Holender się na to zdecydował.

Deco – niedawno wyleczył kontuzję. Zawsze walczy, ale za często strzela z dystansu, chociaż rzadko mu to wychodzi. Do tego jeśli ma słabszy dzień, potrafi skutecznie zniszczyć cały plan gry własnego trenera. Nieźle zagrał z Manchesterem, dobrze z Valencią, ale dostał dziesiątą żółtą kartkę i nie zagra. Chyba, że mu ją anulują.

Xavi – taki Puyol, tyle że w pomocy, opuścił w tym sezonie tylko jeden mecz. W tym roku kalendarzowym w znacznie wyższej formie niż w pierwszej części sezonu. Dużo goli w końcówkach (z Valencią, dla odmiany, już w ósmej minucie) i dużo zdobytych dzięki nim punktów.

Yaya Touré – miał nie zagrać, ale ostatecznie Frank Rijkaard powołał reprezentanta Wybrzeża Kości Słoniowej, który okazał się najlepszym z piłkarzy ściągniętych przed sezonem na Camp Nou. 23 razy pojawiał się w podstawowym składzie, strzelił też gola Athleticowi i zazwyczaj grał niczym Claude Makélélé za najlepszych lat madryckiego etapu kariery. Nie wiadomo jednak, czy pojawi się na murawie, bo choć kontuzja została już najwyraźniej zaleczona, to osobną kwestią pozostaje forma.

Eidur Gudjohnsen – według nas jeden z najgorszych zakupów Rijkaarda. Nie miał chyba ani jednego meczu, w którym naprawdę pokazałby, że ma klasę na miarę takiego klubu jak FC Barcelona. Na jego miejscu spokojnie mógłby być którykolwiek z tuzina innych piłkarzy i nie byłoby widać różnicy. Ma przebłyski, ale są to tylko pojedyncze zagrania, a ponieważ Deco został wykartkowany, zaś Iniesta leczy kontuzję, katalońscy kibice muszą liczyć, że środa będzie jednym z tych dni, w których będzie miał rzeczone przebłyski. W tym sezonie strzelił jak dotąd dwa gole, słabiutkiej Valencii i Murcii.

Samuel Eto’o – kat Madrytu, również wykartkowany. Z jednej strony to duże osłabienie ataku Barçy (strzelił przecież czternaście goli w szesnastu spotkaniach), z drugiej: nie będzie musiał uczestniczyć w bardzo prawdopodobnym szpalerze, który utworzą gracze gości na cześć mistrza. Mógłby tego nie wytrzymać.

Thierry Henry – gra dużo poniżej wysokich oczekiwań i ostatnio sporo się mówiło o jego odejściu czy to do USA, czy to z powrotem do Anglii. W ostatnim meczu strzelił dwa gole (numer osiem i dziewięć), a wobec nieobecności Eto’o może zagrać w Madrycie na ulubionej pozycji – środkowego napastnika – gdzie może być bardziej niebezpieczny niż na skrzydle.

Czytaj ciąg dalszy

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!