Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl

Hoszkar z serca Madrytu

Drugi tekst polskiego <i>madridisty</i> przebywającego w Madrycie

W marcu po raz pierwszy zaprezentowaliśmy Wam tekst autorstwa Hoszkara, zagorzałego kibica Realu Madryt, który od pewnego czasu mieszka w hiszpańskiej stolicy. Dzisiaj mam przyjemność przedstawić kolejną relację ze spotkania Blancos, które Hoszkar oglądał z trybun Santiago Bernabéu.

---------------------------------------------

Witam ze sportowego serca Madrytu, niemal wprost z Santiago Bernabéu.

Niedziela 30 marca. W stolicy Hiszpanii pochmurno, do tego deszcz. Pogoda wydaje się wieszczyć zły dzień dla madridistas. Zły, ponieważ gramy z Sevillą, zespołem, który przysporzył nam od ubiegłego lata mnóstwo nerwów.

Na stadion przybywam z kolegą, sympatykiem Blancos, może nie pasjonatem, ale zawsze. Niestety docierając na miejsce samochodem, zmuszeni jesteśmy pozostawić go dość daleko od obiektu, w związku z czym spóźniamy się na przyjazd naszych pupili. Los Merengues przybywają do klubu na około półtorej godziny przed rozpoczęciem spotkania. Pod stadionem jak zawsze niesamowicie tłoczno. Dziesiątki tysięcy ludzi, mnóstwo straganów z pamiątkami, kibiców i turystów. Staramy się i szybko zdobywamy bilety, a właściwie wchodzimy z pewnym starszym panem, Hiszpanem posiadającym kartę socio (a nawet dwie, gdyż wziął od swego zajętego czymś tym razem brata). Każdy posiadacz takiej karty może zabrać ze sobą na spotkanie jedną osobę.

W związku z tym, że jest dość późno, naprędce udajemy się na trybunę położoną na drugim poziomie, po prawej stronie od Ultras Sur. Widać napięcie, socios z sercem na ramieniu zajmują miejsca, podszeptując o ciężkim boju i trwającej niemocy. Ktoś dla rozluźnienia atmosfery uspokaja, że Barcelona poległa dzień wcześniej i tak naprawdę nic się nie stanie, jeśli nawet... będzie remis. Starszy pan zaczyna opowiadać historię spotkań na których bywał, o tym, że na Santiago Bernabéu chodzi od 1967 roku! Jest w swym żywiole, cieszy się, mogąc podzielić doświadczeniami. Gestykulując rękoma pokazuje, że niegdyś mieszkał w Getafe i stamtąd właśnie pochodzi nasz kapitan, mieszkający tam ponoć niegdyś z rodziną w małej lepiance... To wspaniałe, jak ludzie tak już obeznani i przyzwyczajeni do tego wszystkiego, do nazwisk, spektakli, tytułów, potrafią być prawdziwi. Potrafią czuć emocje.

Pełne dramaturgii spotkanie trwa. Publika żyje, dostosowując się do prowadzonego przez Ultras dopingu. Socios są zadowoleni poziomem i powrotem na właściwy tor. Nasz nowy znajomy z wielkim przejęciem krzyczy, dopinguje, śpiewa. Nie ogranicza się, a stuknęło ponad 60 latek...

Trener Bernd Schuster dokonuje zmian i z boiska schodzi el capitán - Raúl. Naprawdę ciężko mi opisać, jakim szacunkiem cieszy się ten człowiek wśród madridistas. Nigdy nie spotkałem się z okazaniem takiego poważania dla któregoś z piłkarzy Realu Madryt. Nigdy, a bywałem tu od kilku dobrych lat. Gdy Gonzalez Blanco opuszcza murawę, oprócz kibiców na trybunach powstaje niemal cala loża pełna VIP-ów. Są okrzyki: Raúl Selección! To niesamowite, ale jego ambicję i pokorę ceni się tu ponad wszystko.

Partido powoli dobiega końca. Niestety (do czego zdążyłem się przyzwyczaić) nie każdy zachowuje się jak należy i część opuszcza trybuny wcześniej. Co zrobić, ciężko to zrozumieć, ale w końcu to niemal 80 tysięcy ludzi. Wielu tu kibiców, ale i turystów, którzy po zrobieniu odpowiedniej ilości fotek wychodzą, by nie przepychać się w tłumie po ostatnim gwizdku... Sędzia kończy bój. W głośnikach słychać hymn Realu Madryt, jest radość i głęboki oddech po ciężkim pojedynku, ale w pełni zasłużenie wygranym. Socios rozpływając się nad tegoroczną formą Raúla, mówią o lidze w kieszeni (la liga es en el bote!). W podzięce wielkie brawa dla Naszych i powoli rozchodzimy się do domów. Z naszym wielkim wodzem żegnamy się serdecznie, wymieniając numery telefonów, bowiem jest szansa, że często będziemy się widywać na meczach, wchodząc po prostu z nim.

Dziś refleksje jak najbardziej pozytywne. Wszystko na plus, w dodatku miałem okazje poznać człowieka, który Realowi kibicuje dłużej aniżeli ja żyję i za grosz w nim nudy czy chłodu, a przecież przerabiał tu już wszystko. Tylko się uczyć i podziwiać. Los Blancos pokazali charakter, publika w znacznej części się dostosowała, trzymając fason i dopingując. Było wspaniale i obyśmy się rozpędzali znów, spotykając się w efekcie na Cibeles.

Hala Madrid!

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!