Advertisement
Menu
/ Toumek / Klatus

Historyczne mecze Realu Madryt - część 2

Puchar Mistrzów 1956/1957

Jak wspomnieliśmy poprzednio, Real Madryt nie zdobył mistrzostwa w sezonie 1955/1956 – zajął ostatecznie trzecie miejsce, tracąc aż dziesięć punktów do Athleticu Bilbao i dziewięć do FC Barcelona. Rok później La Liga należała już jednak do Los Blancos a wraz z nią drugi Puchar Mistrzów – o walce o to właśnie trofeum opowiada niniejszy tekst.

W drugiej edycji rozgrywek znanych dziś pod nazwą UEFA Champions League wzięły udział 22 drużyny, choć w pierwszej fazie, 1/16 finału, zagrało tylko dwanaście; pozostała dziesiątka dostała wolny los, a w tej grupie znalazły się między innymi Fiorentina, Rapid i Real Madryt. Dodajmy dla porządku, że Hiszpania miała dwóch reprezentantów: oprócz nas także Basków z Bilbao, którym udało się dobrnąć do ćwierćfinału, bo wówczas prawo startu zarezerwowane było dla mistrza kraju i ewentualnie obrońcy trofeum.

Właśnie z wiedeńczykami przyszło nam się zmierzyć w pierwszym dwumeczu, który ostatecznie okazał się... trójmeczem. Na początek dość gładko wygraliśmy u siebie 4:2 po dwóch golach Alfredo di Stéfano i dwóch José Ramóna Marsala dla nas oraz trafieniach Roberta Diensta i Karla Giessera dla Rapidu. Oznaczało to, że Austriacy, jeśli chcą awansować, muszą wygrać rewanż różnicą trzech goli. I co? I wynik do przerwy brzmiał 3:0 dzięki klasycznemu hat-trickowi legendarnego Ernsta Happela.

Siedzący na trybunach Santiago Bernabéu nie wytrzymał. Równo z kończącym pierwszą połowę gwizdkiem zszedł do szatni, by porozmawiać ze swoimi piłkarzami. Nazywając ich grupą facetów, którzy przybyli tam, do Wiednia, nie po to, by grać w piłkę, ale by się pobawić, grupą facetów, którzy zapomnieli, że reprezentują nie tylko Real Madryt, ale i całą Hiszpanię, i Hiszpanów, przemówił im do słuchu na tyle, by byli w stanie strzelić jedną, jedyną bramkę, autorstwa oczywiście naszej własnej legendy, Alfredo di Stéfano. Nie liczyły się wówczas jeszcze bramki wyjazdowe jako czynnik rozstrzygający (na szczęście – odpadlibyśmy przecież), nikt też nie wpadł jeszcze na pomysł przeprowadzania konkursów rzutów karnych, a jedynym rozwiązaniem sytuacji remisowej było rozgrywanie trzeciego spotkania.

Teoretycznie spotkanie takie powinno było mieć miejsce na neutralnym boisku, ale włodarze Rapidu przystali na propozycję Raimundo Saporty, by rozegrać je w Madrycie – w zamian za pewne korzyści finansowe oczywiście. Opłaciło się jednak: Joseíto i Raymond Kopa, kupiony przed sezonem ze Stade de Reims, w niespełna pół godziny przesądzili o rezultacie.

Mecze ćwierćfinałowe były meczami bez historii. Dwie wygrane, 3:0 u siebie i 3:2 na wyjeździe, z Francuzami z Nicei i... to wszystko. W pierwszym meczu gole zdobywali Joseíto i Enrique Mateos (dwa), zaś w drugim – znów Joseíto, a także Alfredo di Stéfano (również dwa).

Za to półfinały to już zupełnie inna sprawa. Te mecze wciąż żyją w Madrycie nieśmiertelną legendą. Los sprawił, iż przyszło nam się zmierzyć z pogromcą Athleticu, wielkim Manchesterem United, mającym w składzie takie gwiazdy jak Bobby Charlton czy Tommy Taylor, który za rok miał stracić życie w katastrofie lotniczej wraz z ośmioma innymi piłkarzami Czerwonych Diabłów. W tamtym okresie jednak ekipa z Old Trafford była głównym faworytem, co potwierdziła już na samym początku rozgrywek, roznosząc RSC Anderlecht 12:0 w dwumeczu, z czego dziesięć goli wbili im w rewanżu w Manchesterze.

Pytany przez iberyjskich dziennikarzy, Matt Busby, trener Anglików, oznajmił: „Jesteśmy odrobinę lepsi od Realu Madryt. Muszę powiedzieć, że będziemy mistrzami." Dodał co prawda, choć bardziej z wrodzonej angielskiej kultury niż z przekonania, iż Los Blancos niesieni dopingiem własnej publiczności mają pewne szanse na odniesienie zwycięstwa w pierwszym meczu, ale oczywiście był pewien, że po rewanżu nie będzie cienia wątpliwości, kto jest najlepszy an Starym Kontynencie.

I rzeczywiście – na własnym stadionie, przy rekordowej liczbie stu trzydziestu tysięcy widzów – rozegrano mecz cudowny, magiczny, a przede wszystkim zwycięski. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem bezbramkowym, za to w drugiej padły aż cztery gole. Strzelanie rozpoczął Héctor Rial w 61. minucie, a w 74. na 2:0 podwyższył Alfredo di Stéfano. Kontaktowego gola zdobył osiem minut później Tommy Taylor, ale wynik utrzymał się przez niespełna sto dwadzieścia sekund – bramkę na 3:1 strzelił Enrique Mateos.

Roger Byrne, kapitan Man Utd i kolejna ofiara lotniczej tragedii w Monachium, pochwalił wówczas rywali za dobrą grę, ale dodał jednocześnie, iż w rewanżu Old Trafford stanie się „piekłem" i żadna „boska siła nie zapobiegnie wyeliminowaniu" Realu Madryt. Wtórował mu oczywiście pan Busby.

Potęga piłkarska „perfidnego Albionu" nie została jednak ugruntowana w meczu rewanżowym. Przeciwnie – to Los Blanos schodzili z murawy Teatru Marzeń z podniesionymi głowami. I na dobrą sprawę ani przez minutę takie szczęśliwe dla nas zakończenie nie było zagrożone. Pierwszy gol padł dopiero w 25. minucie i był to gol dla nas, zdobyty przez Raymonda Kopę. Drugi gol? Również dla nas, strzelony siedem minut później przez Héctora Riala. Gdy drużyny schodziły do szatni, Manchester potrzebował czterech goli, aby doprowadzić do rozegrania trzeciego meczu. I co prawda w 52. minucie Tommy Taylor pokonał Juana Alonso, ale było to wszystko, na co było stać podopiecznych Matta Busby'ego aż do 87. minuty, kiedy to grający już na luzie madridistas pozwolili wyrównać Bobby'emu Charltonowi. Finał był nasz, a tam czekała już Fiorentina, która wyeliminowała Crveną Zvezdę.

Pobierz skrót drogi do finału:
Sendspace.pl
Rapidshare.com
Filefront.com

Ostatni mecz zaplanowano na 30 maja 1957 roku, zaś stadionem wyznaczonym do jego rozegrania był Estadio Santiago Bernabéu. Jako ciekawostkę można wspomnieć fakt, iż dwanaście dni przed drugim finałem Pucharu Europy na stadionie Realu Madryt uruchomiono po raz pierwszy sztuczne oświetlenie. Włodarze Los Blancos chcieli się pochwalić nowinką techniczną przed cała Europą, ale w tamtych czasach godzinę rozegrania meczu ustalały między sobą kluby, a Fiorentina jakoś nie dała się przekonać do pomysłu grania przy sztucznym świetle.

Spotkanie sędziowane przez Leopolda Sylvaina Horna z Holandii było dużo trudniejsze od poprzedniego finału. Włosi byli już w erze catenaccio i piłkarze José Villalongi długo nie mogli znaleźć sposobu na mur przed bramką Violi. Nic więc dziwnego, że pierwsza połowa zakończyła się rezultatem bezbramkowym. Druga połowa miała przynieść zmianę i stylu gry, i wyniku, ale ani jedno, ani drugie nie nadchodziło. Dopiero kiedy Mateos został powalony w polu karnym Fiorentiny, a Alfredo di Stéfano wykorzystał rzut karny, można było zacząć grać. Była już 70. minuta, ale wystarczył kolejne sześć, by zmuszona do odsłonięcia się Fiorentina straciła drugiego gola – wynik ustalił Francisco Gento, przerzucając piłkę nad wychodzącym z bramki Giulianem Sartim.

Już nic nie mogło nam zagrozić, drugi Puchar Europy był nasz. Kapitan Madrytu, Miguel Muńoz, odebrał trofeum z rąk Francisco Franco.

Składy
Real Madrid Club de Fútbol (José Villalonga):

Juan Alonso - Manuel Torres, Marquitos, Rafael Lesmes, Miguel Muńoz, José María Zárraga, Raymond Kopa, Enrique Mateos, Alfredo Di Stéfano, Héctor Rial, Francisco Gento
Associazione Calcio Fiorentina (Fulvio Bernardini):
Giuliano Sarti - Ardico Magnini, Alberto Orzan, Sergio Cervato, Aldo Scaramucci, Armando Segato, Julinho, Guido Gratton, Giuseppe Virgili, Miguel Montuori, Claudio Bizzarri

Pobierz skrót finału:
Sendspace.pl
Rapidshare.com
Filefront.com

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!