Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl

Liga ACB: Charles Smith Show

Akasvayu Girona 83:94 Real Madryt

Hala sportowa Fontajau jest miejscem, w którym niezwykle trudno o zwycięstwo. Przekonała się o tym m.in. TAU Cerámica, która w pierwszej kolejce Ligi ACB odniosła na katalońskim parkiecie porażkę. Teraz do hali Akasvayu Girona przyjechał Real Madryt. Nie miało być łatwo i wcale nie było.

Dwudziesta szósta sekunda meczu, rzut zza obwodu i głośne: „Triiiiiple de Charles Smith" - takim oto akcentem rozpoczęło się to spotkanie. Po chwili szaloną, indywidualną akcją dwa „oczka" dołożył Raúl López i Królewscy prowadzili już 5:0. Gospodarze podjęli się przeprowadzenia swojej trzeciej akcji, ale po raz trzeci z rzędu stracili piłkę. W końcu jednak zdobyli upragnione punkty, a dokonał tego ten, który miał być dla Realu największym zagrożeniem - Marc Gasol. Przekonanie to chyba zadomowiło się w głowach madridistas, bowiem nasi koszykarze częściej rzucali z dystansu, aniżeli przepychali się pod kosz. I nikt nie miał im tego za złe, nie licząc oczywiście całej hali wypełnionej kibicami Girony. Po rzutach za trzy punkty Raúla Lópeza, Charlesa Smitha i Blagoty Sekulicia, skuteczność Realu nadal wynosiła 100%.

Taki obraz gry mógł być także spowodowany słabym prezentowaniem się naszych koszykarzy na tablicach - na samym początku gracze Akasvayu nie mieli większych problemów ze zbiórkami niecelnych rzutów. Reakcja Joana Plazy? Posadzenie na ławce słabo dysponowanego Felipe Reyesa i szansa gry dla Lazarosa Papadopoulosa, który zaraz po wejście na parkiet zaliczył akcję „2 plus 1". W ostatnich sekundach przepiękną statystykę rzutów za trzy zepsuł nam Sekulić, ale Real Madryt cały czas zachowywał przewagę 5 punktów z początku spotkania (21:26) i rozpacz z tego powodu nie była potrzebna.

To, co poruszyło kibiców Królewskich w drugiej kwarcie, to powrót Louisa Bullocka. Już w pierwszej akcji chciał się rozpędzić i zapędzić pod kosz przeciwnika w swoim stylu, ale faul w ataku odgwizdano Papadopoulosowi. Chwilę później Grek po raz drugi popełnił „ofensa". Zawodnicy Girony bardzo sprytnie wymuszali na gościach faule, przez co po kolejnym przewinieniu, tym razem Axela Hervelle, doszło już do rzutów osobistych. Przewaga była jednak ciągle po stronie Realu Madryt (31:37).

Louis Bullock nie mógł złapać swojego rytmu gry, wydawało się, jakby czasem rzucał na siłę. Wykorzystywali to gracze Girony, którzy po niecelnych rzutach szybko ruszali z kontrą, robiąc to, co im tego wieczoru wychodziło najlepiej - wymuszając faule. Po przewinieniu na Cvetkoviciu i dwóch trafieniach z linii rzutów wolnych, gospodarze objęli prowadzenie (40:39). Kwartę tę spokojnie nazwać można „kwartą fauli", ponieważ było ich w tej części spotkania niezwykle dużo. Gdy do przerwy pozostały dwie sekundy, a piłka był w posiadaniu Realu Madryt, Joan Plaza postanowił nakreślić akcję, po której jego podopieczni zdobyliby punkty. Plan nie wypalił, albowiem... tak, tak, arbitrzy odgwizdali faul, na Bullocku. Amerykanin wykorzystał tylko jeden z dwóch wolnych, przez co nie udało mu się doprowadzić do remisu (45:44).

Stare nawyki przypomniały o sobie w trzeciej kwarcie, gdy w akcji sam na sam z koszem, niesportowo sfaulowany został Charles Smith. Koszykarze Girony poprawili grę obronną, a Los Blancos z trudem przychodziło podejście pod kosz, a nawet oddanie rzutu z półdystansu. Później doszedł jeszcze element strat (dwie pod rząd), czyli to, co tak mocno zdenerwowało trenera Realu Madryt po meczu z Brose Baskets. Dopiero po upływie kilku minut, jego zawodnicy zaczęli grać tak, jak powinni. Dobra gra Hervelle oraz, oczywiście, Smitha (blok i trójka), doprowadzały do coraz większej różnicy między zespołami. Do 10 punktów powiększył ją Louis Bullock, który wreszcie trafił za trzy punkty (57:67)!

Trzeba przyznać, że Lou miał pecha, ponieważ po jego rzutach piłka dwukrotnie wykręcała się z kosza, ale trener konsekwentnie trzymał go na parkiecie, mimo mało owocnej gry. Dużo lepiej prezentował się jego rodak, Charles Smith, który trafił za trzy po raz kolejny. Bullock odebrał to jako wyzwanie i, nie chcąc być gorszym, także trafił zza linii 6,25m (62:78). Królewscy nie mieli litości, a Girona nie potrafiła skonstruować żadnej składnej akcji, czekając na faule. Znaleźli jednak sposób na przeciwnika - zaczęli grać szybkimi podaniami na obwodzie i bardzo ładnie, a zarazem skutecznie im to wychodziło. Trochę gorzej natomiast przychodziła im gra w defensywie, czego dowodem jest seria przewinień na Bullocku. A Lou, jak to Lou - rzuty osobiste pudłuje bardzo rzadko (w tym meczu 9/10). W ostatnich sekundach Amerykanin chciał nabić sobie jeszcze trochę punktów i po dwutakcie ustalił rezultat meczu (83:94).

Okazuje się, że Smith nie tylko w rozgrywkach europejskich trafia jak szalony, ale dobrą skuteczność utrzymuje także w lidze. Strach pomyśleć co by było, gdyby zarząd klubu nie przedłużył z nim kontraktu na ten sezon...


83 - Akasvayu Girona (21+24+12+26): Stevenson (10), Vroman (17), Mcdonald (8), San Emeterio (13), M. Gasol (12) - Cvetkovic (8), Sada (8), Montańez (3), Drobnjak (2), Middleton (2);
94 - Real Madryt (26+18+23+27): Smith (29), Sekulić (3), Reyes (11), Mumbrú (4), Raúl López (5) - Papadopoulos (7), Hervelle (13), Tunçeri (2), Bullock (19), Llull (1).

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!