Advertisement
Menu
/ realmadrid.com / uefa.com / marca.com / Wikipedia

Przed meczem z Werderem - o udany jubileusz

Zaczynamy Ligę Mistrzów


Wracają rozgrywki o Puchar Mistrzów - główny, jeśli wierzyć włodarzom Realu Madryt, cel Los Blancos na ten sezon. Ale przecież nie tylko my marzymy o triumfie w tych najbardziej prestiżowych na Starym Kontynencie rozgrywkach, a trofeum jest niestety tylko jedno.

Real Madryt to absolutny rekordzista zarówno Ligi Mistrzów, jak i europejskich pucharów w ogóle, o czym pisaliśmy tutaj. Trzechsetny mecz to doskonała okazja, by przypomnieć, że nie Milan, Barcelona czy Liverpool - choć to niewątpliwie wielkie i zasługujące na wszelkie uznanie kluby - ale właśnie Madryt jest drużyną, która w historii tych rozgrywek zapisała najwięcej i najpiękniejsze karty. Po sukcesach z przełomu milleniów przyszły jednak lata suche i seria trzech kolejnych sezonów bez awansu do choćby 1/4 finału. Bernd Schuster ma to zmienić, a pierwszą przeszkodą na drodze ku dziesiątemu triumfowi stali się jego rodacy z Werderu Brema.

Sportverein Werder jest jednym ze starszych klubów na Kontynencie - w lutym Zielono-Biali obchodzili bowiem 108. urodziny. W tym czasie między innymi czterokrotnie zdobyli mistrzostwo Niemiec (ostatnio w 2004), a pięć razy puchar kraju (ostatnio również w 2004). Zdołali się tez zapisać na stałe w historii europejskiego futbolu, triumfując w Pucharze Zdobywców Pucharów w 1992 roku, a także - choć o takich sukcesach mało kto pamięta - w Pucharze Intertoto sześć lat później.

W Lidze Mistrzów o sukcesach nie mogło być jednak mowy, ale... w zeszłym roku Werder trafił na dzień dobry na Chelsea i Barcelonę, którym napędził niezłego stracha. Zwłaszcza Dumie Katalonii, która o mało nie zajęła zaledwie trzeciego miejsca w grupie, unikając tego smutnego losu dopiero dzięki zwycięstwie 2:0 nad Niemcami właśnie w szóstym spotkaniu pierwszej fazy. Werder zaś dobrze radził sobie w Pucharze UEFA, gdzie przegrał dopiero w półfinale z Espanyolem - a był to pierwszy raz, kiedy klub z Weserstadionu nie dał rady awansować z grupy Champions League (w dwóch poprzednich edycjach odpadał w 1/8 finału).

W tym sezonie drużyna, która zajęła miejsce na najniższym stopniu podium Bundesligi, radzi sobie na własnym podwórku co najwyżej średnio - podopieczni Thomasa Schaafa zdobyli tylko siedem punktów w pięciu meczach, tracąc średnio dwa gole na spotkanie. Z przeciętną Borussią przegrali jednak dopiero co aż 0:3 w Dortmundzie, a trzy kolejki wcześniej na własnym boisku zostali dosłownie rozstrzelani przez Bayern (0:4, a mogło być nawet 0:8). Punkty zaś zdobywali z "tytanami" z Bochum, Norymbergi i Frankfurtu.

Niech jednak nikt nie spodziewa się łatwego zwycięstwa, bo w Werderze gra wielu znakomitych piłkarzy, na czele z pewnym wyśmienitym Brazylijczykiem, przyjacielem Robinho z czasów wspólnej gry w Santosie. Diego, bo o niego oczywiście chodzi, jest bez wątpienia jednym z najlepszych pomocników niemieckiej ligi. Ba, do czasu przejścia do Monachium Francka Ribéry'ego można było o nim spokojnie mówić "najlepszy". Kiedy trener ma w składzie takiego zawodnika, może się dużo mniej stresować, ustalając taktykę, bo ma świadomość, że jego rozgrywający bez problemu naprawi drobne błędy szkoleniowca. Podkreślmy: drobne, a wszystko wskazuje na to, że pan Schaaf popełnia poważniejsze.

Niemniej jednak, Diego to piłkarz fantastyczny, pomocnik najwyższej klasy, od którego mogą zależeć losy meczu na Estadio Santiago Bernabéu - wystarczy przecież jedno jego celne podanie, jeden rajd, jeden strzał, by przeważyć szalę, jeśli tylko nasi zawodnicy spuszczą go z oka w nieodpowiednim momencie. Nasze szczęście, że w Bremie nie gra już Miroslav Klose, gdyż dzięki temu w oczywisty sposób mniejsze będzie zagrożenie pod naszą bramką w wypadku jakichkolwiek akcji ofensywnych gości. Przy całym szacunku dla Almeidy i Sanogo, są to gracze, którym do urodzonego w Opolu snajpera brakuje bardzo dużo.

Ale skoro wspomnieliśmy o trenerze Schaafie, przyznajmy też, że ma niemałego pecha, gdyż co chwila ze składu wypada mu jakiś zawodnik, oczywiście z powodu kontuzji. Diego dopiero co się wykurował, ale i tak w składzie zabraknie Tima Borowskiego, Clemesa Fritza, Torstena Fringsa i trapionego tajemniczymi urazami kolana Aarona Hunta, a także przechodzącego rehabilitację po operacji pachwiny Pierre'a Womégo i walczącego o powrót do zdrowia i futbolu po drugim przeszczepie nerki Ivana Klasnicia (narząd przeszczepiony od matki piłkarza został odrzucony przez jego organizm, przyjęła się dopiero nerka od ojca).

Co u nas? Przede wszystkim na swoje miejsce wraca Ruud van Nistelrooy, któremu trener Schuster zafundował odpoczynek w ostatnim spotkaniu. Oznacza to powrót na ławkę jednego z bohaterów meczu z Almeríą, Javiera Savioli. Oprócz niego nie zagrają przede wszystkim Gabriel Heinze, Pepe i Mahamadou Diarra - pierwszy z powodu kontuzji w ostatnim meczu ligowym, drugi z powodu urazu dużo wcześniejszego, a trzeci z winy kartek jeszcze z poprzedniego sezonu. Na lewej obronie zobaczymy więc Roystona Drenthego (choć pojawiają się spekulacje, iż szansę dostanie Marcelo), defensywnym pomocnikiem będzie zaś Fernando Gago; jeśli nasz szkoleniowiec zdecyduje, że Diego powinien mieć swojego "plastra", będzie nim zapewne właśnie Argentyńczyk.

Dużo ciekawsze jest jednak, jak Bernd Schuster zestawi linię pomocy - na pewno zagrają Sneijder, Gago i Guti, ale kto czwarty? Wiadomo już, że nie zagra Arjen Robben, więc pozostaną do wyboru Higuaín i Robinho. Od wybrania właściwego piłkarza na tę pozycję może zależeć wynik spotkania.

Nasi napastnicy - obok Ruuda, który stanie przed szansą zdobycia 50. gola w Lidze Mistrzów w karierze, będzie to oczywiście Raúl - będą mieli znacznie ułatwione zadanie, jeśli niedyspozycje gastryczne 23-letniego Pera Mertesackera okażą się dostatecznie poważne, by uniemożliwić mu występ przeciwko Madrytowi.

Wspomniane na początku trzy kolejne sezony bez awansu do ćwierćfinału Królewscy zawsze zaczynali fatalnie, ulegając kolejno Bayerowi Leverkusen 0:3 w 2004, Olympique'owi Lyon 0:3 w 2005 i temu samemu przeciwnikowi 0:2 w 2006. Jeśli teraz uda się przerwać tę fatalną passę, może okaże się to dobrą wróżbą na przyszłość. Chociaż kiedy ostatnio zaczynaliśmy występy w Lidze Mistrzów meczem u siebie - w roku 2003 - udało nam się pokonać Olympique Marsylia 4:2, ale zakończyliśmy sezon ledwie szczebelek wyżej: w ćwierćfinale właśnie. A skoro poświęciliśmy chwilę statystykom, zakończmy jedną, bardzo przyjemną: choć będzie to pierwszy w historii mecz tych dwóch drużyn, Real Madryt ma wyśmienite wspomnienia z meczów u siebie z niemieckimi klubami: z dwudziestu jeden wygrał szesnaście, przegrał tylko dwa razy.

Przewidywane składy wg "Marki"
Madryt: Iker Casillas; Sergio Ramos, Cannavaro, Metzelder, Drenthe (lub Marcelo); Gago; Sneijder, Guti, Higuaín (lub Robinho); Raúl, van Nistelrooy.
Brema: Wiese; Pasanen, Mertesacker, Naldo, Tošić; Baumann, Vranjes, Jensen; Diego; Sanogo, Hugo Almeida.

Sędzia
Sędziował będzie pan Howard Melton Webb, 36-latek z Anglii z czteroletnim doświadczeniem w Premiership, lecz z zaledwie jednomeczowym w Champions League. Polscy kibice mogą go pamiętać z wygranego meczu naszej reprezentacji U-20 przeciwko Brazylii na mistrzostwach świata tej kategorii wiekowej.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!