Advertisement
Menu

Derby stu dziewięćdziesięciu milionów

Pierwszy mecz nowego sezonu

Podejrzanie szybko minęły te wakacje, wydawać by się mogło, że ledwie kilkanaście dni temu świętowaliśmy mistrzostwo, a tymczasem już za chwilę zaczynamy walkę o kolejne. A najfajniejsze oczywiście jest to, że los jako pierwszego przeciwnika zesłał nam naszego ukochanego sąsiada. Podtekstów więc nie zabraknie.

Podtekst 1. – Derby stolicy

Wiadomo, że w Hiszpanii i w ogóle na Starym Kontynencie najważniejszymi meczami są te między Realem Madryt i Barceloną, ale nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć, że pojedynki między drużynami z tego samego miasta są dla piłkarzy i kibiców szczególnie ważne. A Derby Madrytu to wcale nie takie pierwsze lepsze derby. Dość powiedzieć, że pierwsze rozegrano już w trzeciej kolejce historycznego, pierwszego sezonu Primera División (2:1 dla Los Blancos po golach Triany, a od tego czasu obie ekipy spotykały się w lidze jeszcze 139 razy. Bilans - jak to się pięknie mówi - globalny to 74 zwycięstwa Realu Madryt, 35 zwycięstw Atlético i 31 remisów oraz 248-191 w bramkach.

W meczach rozgrywanych na naszym terenie jest jeszcze lepiej: 47 wygranych, 11 remisów i 12 przegranych, choć w ostatnich dziesięciu sezonach tylko pięć razy udawało się Królewskim zdobyć komplet punktów.

Co tu dużo mówić? Czeka nas trudny dla obu ekip, ale z pewnością emocjonujący mecz. Wynik? Praktycznie nie do przewidzenia, choć jako mistrz i gospodarz faworytem z pewnością jesteśmy my.

Podtekst 2. – fura kasy na murawie

Oba zainteresowane kluby były przed tym sezonem hiszpańskimi królami transferów, wydając na nowych piłkarzy w sumie blisko 190 milionów euro - to właśnie te miliony z tytułu.

Dopiero co sprowadzeni zawodnicy Bernda Schustera byli już analizowani na wszelkie możliwe sposoby przez ekspertów i kibiców, więc ciężko dodać coś nowego. Za to ciekawie wyglądają transfery naszych rywali i warto poświęcić im chwilkę.

Pierwsze miejsce należy się Urugwajczykowi Diego Forlánowi, który został ściągnięty za 21 milionów z Villarrealu, dla którego zdobył 54 gole w 106 meczach La Liga, by stać się nowym najlepszym strzelcem ekipy. Milion mniej kosztował wyśmienity skrzydłowy Simão Sabrosa. Gracz ten w ojczyźnie jest wielce poważany, czego dowodem jest choćby fakt odznaczenia go orderem Infanta Henryka za zasługi na polu szerzenia portugalskiej kultury, ale jego poprzednia przygoda z hiszpańską piłką, w barwach FC Barcelona, z pewnością nie wyglądała tak, jak to zapewne zakładał. Wychowanek lizbońskiego Sportingu CP wrócił więc do Portugalii - jego nowym klubem została SL Benfica - i tam wybornie odbudował formę i zapracował na powrót do ligi większego sąsiada. Można spokojnie zakładać się, że tym razem pójdzie mu lepiej.

Ofensywny pomocnik Raúl García i napastnik/skrzydłowy Luis García również mogą się okazać dużym wzmocnieniem, ale madridistas najbardziej zainteresowani będą nie nimi, nawet nie Simão i Diego, ale ściągniętym z Arsenalu via Real Madryt José Antonio Reyesem. Andaluzyjczyk już zapowiada zwycięstwo nad niedawnymi towarzyszami broni; inna sprawa, że wcale niekoniecznie musi zagrać.

Naturalnie nie da się tylko kupować, czasem trzeba kogoś sprzedać. O ile jednak Ramón Calderón nie pozbawił swojej drużyny żadnego kluczowego piłkarza - bo trudno za takiego uznać Emersona czy nawet Davida Beckhama (zgoda, w końcówce sezonu był kluczowy), a Roberto Carlos, choć to geniusz i wybitny obrońca, wyraźnie już się starzeje - o tyle Los Indios stracili człowieka, który był dla nich jak Raúl i Casillas w jednym ciele. Nie sposób ocenić, jak wielkie szkody wyrządzi odejście Fernando Torresa do Liverpoolu ani jak udanie zastąpi go Forlán, bo to zweryfikują dopiero mecze o poważną stawkę, ale pewne jest, że zmiana w jakości i sposobie gry będzie widoczna.

Pozostaje jeszcze tylko niewiadoma postaci: kogo zobaczymy na murawie?

Jeśli chodzi o Real Madryt, to w bramce na pewno Iker Casillas. Przed nim Pepe i Cannavaro, o ile Włoch w ogóle będzie w stanie zagrać. Jeśli tak, to blok obronny stworzą wspólnie z Sergio Ramosem i Roystonem Drenthem, jeśli nie - zacznie się manewrowanie. W pomocy zobaczymy najprawdopodobniej (tak przynajmniej twierdzi „Marca") Gutiego, Diarrę, Robinho i Sneijdera, zaś w ataku zagrają Raúl i Ruud van Nistelrooy. Szkoda, że nie będą mogli zagrać Robben z Heinzem, ale nie sposób nie zgodzić się z trenerem Schusterem, że nie byłoby możliwe przygotowanie ich do gry w ciągu zaledwie kilkudziesięciu godzin.

Atlético z kolei to Leo Franco między słupkami, Pernía, Perea, Pablo i Seitaridis w obronie, Maxi Rodríguez, Maniche, Simão i Raúl García, a w ataku Forlán i fenomenalny nastolatek Sergio Agüero. Na papierze i monitorze ten skład po prostu musi robić wrażenie, ale...

Podtekst 3. – Trzeba coś wygrać

Atlético Madryt to etatowy przegrany praktycznie każdego sezonu od roku 1996, kiedy to zdobyli mistrzostwo, począwszy - może z krótką przerwą na sezon 2001/02, który zakończyli awansem z Segunda do Primera División. Mimo corocznych wzmocnień, zapowiedzi walki o mistrzostwo, albo chociaż o Ligę Mistrzów, w ostatnich pięciu sezonach Los Colchoneros zajmowali kolejno: dwunaste, siódme, jedenaste, dziesiąte i znów siódme miejsce w ligowej tabeli. Ostatnie rozgrywki podopieczni Javiera Aguirre ukończyli z 60 punktami na koncie i walkę o dające prawo gry w Pucharze UEFA szóste miejsce przegrali z Realem Saragossa jedynie bilansem bezpośrednich spotkań. Do upragnionych europejskich pucharów zabrakło jednego punkciku, na przykład tego straconego w 35. kolejce w meczu z Barceloną, kiedy to ulegli Dumie Katalonii aż 0:6. Oczywiście nikt tu niczego nie sugeruje, lecz jeśli ktoś by jednak chciał, może spokojnie dodać, że sprawiedliwości stało się zadość. Ale to nie u nas, my wierzymy w uczciwość.

Niestety, Atlético cierpi na coś, co można by nazwać "syndromem Interu" - choć prezesi dbają o zatrudnianie świetnych piłkarzy i takich samych trenerów (a od czasu odejścia z klubu nieżyjącego już Jesúsa Gila y Gila zapewniają im też stabilną pracę bez groźby zwolnienia z dnia na dzień), to z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu drużyna ta nie jest w stanie odnieść choćby maleńkiego sukcesu, chyba że za taki uznamy awans do Pucharu UEFA via Puchar Intertoto, ale tego jeszcze Los Rojiblancos nie mogą być pewni.

Czerwono-biali chcą walczyć o mistrzostwo, ale może się okazać, że nawet nędzniutkie szóste miejsce gotowi będą przyjąć z pocałowaniem dłoni. Całkowicie biali z kolei - czyli my - nie mają wyboru: jedynym, co usprawiedliwi niezdobycie mistrzostwa Hiszpanii będzie triumf w finale Ligi Mistrzów. Nikt z włodarzy klubu nie krył zresztą, że właśnie to ma być podstawowy cel nowego trenera, ale postawienie wszystko na jedną kartę i opuszczenie ligi z odgórnym zamiarem zadowolenia się miejscem w pierwszej czwórce byłoby samobójstwem. Niezwykle ambitny niemiecki szkoleniowiec, zaciąg nowych, utalentowanych piłkarzy - to z pewnością konkretne atuty. Problem w tym, że tego typu atuty mają też inne drużyny, z Atlético i Barceloną na czele.

Pozostaje trzymać kciuki.

Sędzia
Sędziował będzie doskonale nam znany pan Manuel Enrique Mejuto González, 45-latek z La Felguera w Asturii mogący się pochwalić dwunastoma sezonami na szczeblu pierwszoligowym.

Przewidywane składy

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!