Dudek potwierdza

Jerzy Dudek potwierdził, że doszedł do porozumienia z Realem Madryt. Polski piłkarz, którego kontrakt z Liverpoolem wygasł po zakończeniu poprzedniego sezonu, będzie mógł przejść do stolicy Hiszpanii za darmo. Na początku wszystko wskazywało na to, że doświadczony bramkarz przeniesie się do Manchesteru City lub Boltonu. Jednak oferta Królewskich przyćmiła wszystkie inne.

- Polecę do Madrytu w niedzielę lub w poniedziałek rano, żeby poddać się testom. Tego samego dnia podpiszę kontrakt i zostanę na stadionie przedstawiony jako nowy gracz Realu Madryt. Taką mam nadzieję i jestem z tego powodu naprawdę szczęśliwy - wyjawił Dudek w wywiadzie dla Rzeczpospolitej.

Jurek przyznał, że miał wiele ofert z innych klubów, ale propozycji Królewskich nie mógł odrzucić. "Mógłbym chyba wrócić do Feyenoordu, Jacek Krzynówek mówił, że fajnie by było, gdybym przyjechał do niego do Wolfsburga. To wszystko brałem pod uwagę. Także pozostanie w Anglii, bo pojawiła się propozycja z poważnego klubu, który awansował do Premiership, oraz przeprowadzkę do innego kraju, choćby Portugalii. Ale Real Madryt przebija wszystko", stwierdził polski bramkarz.

Prasa już dawno posadziła Dudka na ławce rezerwowych. Jednak Jerzy nie zamierza tak łatwo dać za wygraną. "Wiem, że tam gra Iker Casillas. On jest znakomitym bramkarzem, poza tym wychowankiem klubu, a takich kibice lubią i szanują. Ale przecież zawsze można znaleźć jakieś miejsce dla siebie. Żaden piłkarz, który ma ambicję, nie powie panu, że satysfakcjonuje go siedzenie na ławce. Przeżyłem coś takiego w Liverpoolu i wiem, co się wtedy czuje. Ale to nie był wstyd i w Madrycie nie będzie tym bardziej. A poza tym dlaczego pan mi od razu przydziela taką rolę?", oświadczył były bramkarz reprezentacji Polski.

- Mam 34 lata, czuję się dobrze, prowadzę sportowy tryb życia, zamierzam jeszcze grać ładnych parę lat, bo na mojej pozycji to możliwe - zakończył Jerzy Dudek, który będzie czwartym wzmocnieniem Królewskich na przyszły sezon, po tym, jak do składu dołączyli już Metzelder, Pepe i Saviola.