Advertisement
Menu

Sobota cudów - Real Madryt walczy nadal!

Real Madryt zremisował w Saragossie 2:2. Gole strzelali Diego Milito (31. i 63. minuta) oraz Ruud van Nistelrooy (56. i 88. minuta).

Od chwili, w której ogłoszono, że wszystkie mecze Realu Madryt aż do zakończenia ligi traktowane będą jak kolejne finały, wiadomo było, że to ten w Saragossie będzie z nich wszystkich najtrudniejszy. I taki faktycznie był.

O ile skład gospodarzy nie różnił się od anonsowanych tuż przed meczem i typowanych na kilka dni naprzód, o tyle jedenastka gości nie była już taka przewidywalna – początkowo ogłoszono, iż w składzie pojawi się Miguel Torres, ale ostatecznie i nader niespodziewanie do gry desygnowany został Iván Helguera, co znaczyło, iż miejsce na prawej stronie obrony zajmie Sergio Ramos, którego zresztą też podobno mogło zabraknąć.

W burzliwej pogodzie – dosłownie, padał deszcz i błyskały pioruny, choć niepotrzebnie, bo atmosfera na murawie i tak była elektryczna – piłkarze stworzyli niewiarygodne widowisko.

Ani kroku w tył!

Obie drużyny od pierwszych sekund starały się przekazać rywalowi jedną wiadomość: "skopiemy wam pośladki". Jednak to Saragossa poparła pogróżki argumentami, przeprowadzając kilka ciekawych akcji ofensywnych. A gdy wreszcie udało się nam zadomowić pod bramką rywali, najpierw zabrakło precyzji dośrodkowań, tak z rzutu rożnego, jak i z gry, a potem podopieczni Victora Fernandeza przeprowadzili kontrę, która mogła się dla nas skończyć fatalnie. Powodów do pesymizmu jednak nie było, bo Los Blancos nie grali tragicznie, a wcześniejsze mecze pokazywały, że potrafią sobie radzić z niepomyślnym przebiegiem spotkania.

Ciekawa sytuacja miała miejsce w 11. minucie – Robinho oddał strzał z ponad czterdziestu metrów; takie uderzenia podobno nie mają prawa trafiać do siatki, ale to o mało nie otworzyło wyniku. Brazylijczyk wycelował fantastycznie, tuż przy słupku i to tak, że piłka upadała tuż przed linią bramkową. Saragossę uratowała tylko świetna interwencja Césara. Chwilę potem pomocnicy Saragossy dosłownie poszatkowali naszą obronę i uratował nas tylko błąd Aimara. Nie minęło nawet dziewięćdziesiąt sekund, a – dość przypadkowo, fakt – mógł paść gol dla drużyny z Madrytu. Nasi gracze nie połapali się jednak w zamieszaniu panującym w polu karnym. W 13. minucie w boczną siatkę trafił Robinho po fenomenalnie precyzyjnym dośrodkowaniu Beckhama. Real Madryt przetrwał nawałnicę, a emocje rosły.

Obie drużyny na przemian przeprowadzały akcje ofensywne, ale ta swoista licytacja nie przynosiła skutku. Czasem brakowało pomysłu, innym razem skuteczności, a czasem... egoizmu, jak w sytuacji sam na sam Éwerthona, gdy Brazylijczyk zamiast strzelać, postanowił podać i zrobił to tak, że piłka wyszła poza linię końcową. W obfitującej w walkę w środku pola pierwszej fazie meczu szczególnie wyróżniał się, obok wspomnianego już Robinho, Pablo Aimar, który nie bał się ani faulowania, ani bycia faulowanym. Nieźle prezentowali się też bracia Milito i Mahamadou Diarra.

Przewaga Królewskich zarysowała się w 22. minucie – Saragossa przez kilkanaście sekund nie potrafiła wybić piłki poza własne pole karne, a gdy już Celadesowi udało się przeciąć podanie Diarry do Raúla, które mogło się stać asystą, były pomocnik Realu Madryt mógł posłać futbolówkę tylko na rzut rożny, po którym nastąpił drugi (wybijał Sergio) i dopiero wówczas César dał radę przejąć piłkę.

Wreszcie w 28. minucie emocje eksplodowały – po starciu Diarry i Emersona z Aimarem przez chwilę w powietrzu wisiała pełnokrwista bójka, ale na szczęście trzeźwiej myślący piłkarze dali radę uspokoić kolegów i ostatecznie nie została pokazana choćby jedna żółta kartka. Z podyktowanego rzutu wolnego mogła paść bramka, ale na szczęście nieprzyjemny strzał D'Alessandro trafił prosto w ręce Ikera Casillasa.

Nieszczęście jednak zbliżało się. Aimar wyśmienicie podaje do Diego Milito krytego przez Helguerę, a ten jednocześnie fauluje Argentyńczyka i zagrywa piłkę ręką. Sędzia nie ma wątpliwości, wskazując na „wapno". Walczący o koronę króla strzelców Milito oko w oko z Ikerem Casillasem. Milito czy Casillas? Niestety Milito. Potężny strzał w lewy róg tuż nad ziemią, Casillas zmylony i jeden do zera dla Realu Saragossa.

Dowodem nerwowości w drużynie gości była żółta kartka dla Sergio Ramosa w 35. minucie, ale Real Madryt nie odpuszczał. 180 sekund później kolejna śliczna akcja Królewskich zakończona strzałem Robinho po podaniu faulowanego w tym samym momencie Diarry. Wszystkie podania w tej akcji były bez zarzutu, ale już strzał poszedł minimalnie za wysoko. Z kolei akcja z 42. minuty nie została zakończona nawet strzałem. Jeszcze w doliczonych sekundach pierwszej połowy swoje szanse mieli napastnicy obu ekip. Najpierw Éwerthon został powstrzymany przez Casillasa wychodzącego na trzydziesty metr, a po chwili Ruud van Nistelrooy z trzech metrów trafił w Césara.

Pokerowa zagrywka Capello

Po pierwszej połowie większe powody do optymizmu mieli raczej kibice gospodarzy, ale choć nasza gra nie była zbyt przekonywająca, to i nie było powodów do załamywania rąk. Nieźle grali Beckham, Robinho i Diarra, a to był już kapitał nadający się do inwestowania w zwycięstwo.

Z drugiej jednak strony, Saragossa też grała najlepszy mecz od co najmniej kilku kolejek a argentyński duet Aimar-D'Alessandro był zdecydowanie w wysokiej formie, dość wysokiej, by należało sie go obawiać. Podobnie zresztą było z Diego i Gabim Milito, ale przede wszystkim dobra była dyspozycja Césara. Na razie tylko dobra, bo za kilkanaście minut miała się stać wybitna.

Co się tyczy sędziego, nie można go raczej było oskarżać o stronniczość, ale niektóre jego decyzje wzbudzały śmiech Capello – i trudno się dziwić. A jeśli jeszcze doda się do tego uznany gol Messiego w bezczelnie oczywisty sposób zdobyty ręką... ciekawe, czy ten Argentyńczyk też będzie bredził o ręce Boga?

W drugiej połowie na boisku pojawił się Higuaín w miejsce Raúla i Guti w miejsce Emersona. Były to zmiany logicznie uzasadnione, chyba najlepsze, jakich mógł dokonać Capello, patrząc z perspektywy przerwy.

Nie brać jeńców!

Rozpoczęliśmy ostro – ostro przestrzelonym strzałem Roberto Carlosa z rzutu wolnego. Widać było, że naszym ulubieńcom zależy na zwycięstwie, ale wciąż z jakiegoś powodu niezbyt im wychodziło. Zwłaszcza w ofensywie, bo już gra obronna naszych była jak najbardziej poprawna. Saragossa tymczasem grała ostro i najpierw ledwo, ledwo uniknęła podyktowania rzutu karnego za faul na van Nistelrooyu a następnie sam Piqué skopał kostki Davida Beckhama. Ostra gra była zresztą znakiem firmowym tego meczu.

Madryt cisnął gospodarzy, raz za razem zamykając ich na kilkanaście sekund w polu karnym. I gdy Lionel Messi strzelił drugiego, już najzupełniej prawidłowego gola, dla FC Barcelona, nastąpił mały cud na La Romareda. Ramos na 10. metr do Ruuda, który głową posłał piłkę w ziemię. Ta skozłowała i poszybowała nad golkiperem Saragossy. Real Saragossa jeden, Real Madryt jeden! I naciskaliśmy dalej.

W 14. minucie Beckham tylko ślepocie sędziego zawdzięczał uniknięcie żółtej kartki za spoliczkowanie Pablo Aimara, którego chwilę wcześniej sfaulował.

63. minuta meczu – i znów nastąpiła tragedia. Pablo Aimar mija jednego, drugiego, trzeciego rywala, podaje do Diego Milito, ten przebija się niczym błyskawica, kładzie zwodem Roberto Carlosa i posyła piłkę obok bezradnego Casillasa. Dwa do jednego dla Saragossy. Capello zareagował na utratę gola wprowadzeniem Reyesa w miejsce Robinho, co było już trzecią zmianą w naszej drużynie, podczas gdy trener gospodarzy dokonał do tego momentu tylko jednej.

Tym razem Królewscy już nawet nie kryli frustracji, czego dowodem było zmasakrowanie D'Alessandro przez Diarrę do spółki z Sergio Ramosem. Lecz nie odpuszczaliśmy i wtedy, choć podłamanie utratą gola było boleśnie widoczne. Coraz lepiej grający Argentyńczycy i szalejący Zapater byli przeciwnikami chwilami nie do powstrzymania dla naszych defensorów. A gdy już ofensywnym piłkarzom Madrytu udawało się przedrzeć pod bramkę Césara, były dubler Casillasa udowadniał, iż sam też jest klasowym portero.

Aż ciężko relacjonować to, co działo się potem. Guti i spółka nie grali źle (choć sam Guti wciąż zupełnie niewidoczny), ale ich bezradność powodowała niemalże fizyczny ból. W 30. minucie drugiej odsłony Higuaín wyszedł na pozycję sam na sam z bramkarzem rywali. I choć był na spalonym, to zdążył oddać strzał. Sposób, w jaki pozwolił Césarowi obronić był trafnym podsumowaniem gry naszych piłkarzy. Podobnie jak strzał głową Diarry po podaniu van Nistelrooya dwie minuty później.

Dobra okazja do wyrównania trafiła się w 77. minucie po faulu Sergio. Uderzenie Beckhama był jednak zbyt mocne i zbyt wysoko przymierzone nawet jak na strzał, a tym bardziej dośrodkowanie. Jeszcze gorsza była zmarnowana okazja Higuaína – Argentyńczyk może się oczywiście usprawiedliwiać kłopotami z opanowaniem zbyt mocno podanej piłki i ostrym kątem oddania strzału, ale... sami rozumiecie.

César, który w tym momencie zapracował już na tytuł piłkarza meczu, uratował swoich kolegów w podbramkowym zamieszaniu w 33. minucie drugiej połowy. A potem w 37. I znowu, i znowu, jak bicie głową w mur.

Trzecia tragedia nastąpiła w 84. minucie meczu. David Beckham, biegnący z piłką, ale zupełnie nieatakowany, nagle potknął się, zachwiał i kulejąc, wyszedł za linię boczną. Oznaczało to, że Real Madryt wedle wszelkiego prawdopodobieństwa zostanie zmuszony do kończenia meczu w dziesiątkę. Ze wszech miar uzasadniona pokerowa zagrywka Capello – podwójna zmiana w przerwie – miała się teraz zemścić. Anglik ostatecznie został na boisku, ale tylko chodził, kulał i czekał na okazje do wykonywania rzutów wolnych. A gdy te nadchodziły, gospodarze nie okazywali współczucia niepełnosprawnemu Davidowi, wybijając piłkę z linii bramkowej. A gdy już udawało się oddać strzał, był on tradycyjnie niecelny.

Już można było zacząć godzić się z porażką, ale Ruud, cudowny, wspaniały supersnajper, najlepszy zakup od czasu Zidane'a... Znów zamieszanie pod bramką Saragossy. Podanie, strzał, interwencja golkipera gospodarzy i z najbliższej odległości, może z długości ramienia, piłkę do bramki wbija Ruuuuuuuuuuuuuuud van Nistelroooooooy! Real Saragossa dwa! Real Madryt dwa! I w tym samym momencie padł gol na Camp Nou. Real Club Deportiu Espanyol – FC Barcelona: także dwa do dwóch! I chwilę później koniec meczu. Obu meczów! Wybaczcie, że wesprę się cytatem z Raya Hudsona, ale lepiej skomentować tego nie potrafię: "Jeżeli Szekspir oglądał ten mecz z białej chmurki, myślał sobie Nawet ja nie napisałbym lepszego dramatu".

Szczęście sprzyja lepszym

Mieliśmy niewiarygodne szczęście, temu nie można zaprzeczyć. Ale determinacja, jaką pokazaliśmy w końcówce meczu, była tak wielka, wola zwycięstwa tak niezłomna, że utrata prowadzenia w tym meczu zakrawałaby na skandal. Barcelona zrobiła przecież, co do niej należało – straciła punkty w derby miasta Gaudíego. A Real Madryt? Nie zasłużył na zwycięstwo, niestety, taka jest prawda, takie są fakty. Ale żadnym sposobem nie zasłużył też na przegraną.

Tradycyjnie świetny mecz van Nistelrooya, aż nie mam serca wypominać mu zmarnowanej sytacji jeden na jednego. Nie ośmielę się krytykować Higuaína, Gutiego, Emersona, choć każdy z nich zasłużył, jak i paru innych. Będę chwalił. Ruuda za dwa gole. Beckhama za fenomenalną wole walki, Robinho za zadziorność, Higuaína, bo się starał, Roberto Carlosa z tego samego powodu, Ramosa, bo starał się z lepszym skutkiem, Cannavaro, bo choć niewidoczny, to skuteczny, Gutiego, bo nie przeszkadzał. Nie dajmy się tylko ponieść emocjom – została jeszcze Mallorca i to nie będzie łatwy mecz.

Kim jest Bóg? Argentyńczykiem i fanem Messiego? A może jednak madridistą? Niech Najwyższy się zmiłuje, ale po takim wieczorze nie wierzę, iż mógłby nie być po naszej stronie. Real Madryt Wielki! Real Madryt Magiczny!

Gole
1:0 Diego Milito, 31'
1:1 van Nistelrooy, 56'
2:1 Diego Milito, 63'
2:2 van Nistelrooy, 88'

Kartki
Sergio, Piqué, Aimar – Ramos, Helguera, Diarra

Składy
Real Saragossa: César; Zapater, Sergio García, Gabriel Milito, Chus Herrero; D'Alessandro, Piqué, Celades (Lafita, min. 78), Aimar; Ewerthon (Movilla, min. 55), Diego Milito (Óscar, min. 85)
Real Madryt: Casillas; Ramos, Helguera, Cannavaro, Roberto Carlos; Beckham, Diarra, Emerson (Guti, min. 45), Robinho (Reyes, min. 66); Raúl (Higuaín, min. 45), van Nistelrooy

Sędziował: Alberto Undiano Mallenco

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!