Advertisement
Menu

Święta wojna w Bilbao

31. kolejka Primera División, 29 kwietnia 2007, godzina 21:00, San Mamés, Bilbao

Tylko trzy drużyny nie spędziły ani jednego sezonu poza Primera División od chwili jej powstania. Pierwsza to oczywiście Real Madryt – 2375 meczów, 1357 wygranych. Drugie miejsce w klasyfikacji wszech czasów zajmuje FC Barcelona – w tyluż spotkaniach 1295 zwycięstw. I wreszcie miejsce trzecie: 1053 zwycięstwa, 543 remisy, 779 przegranych, 4114 zdobytych goli (778 mniej niż Real Madryt), 3190 straconych (443 mniej od Królewskich), 8 mistrzostw Hiszpanii. Athletic Club Bilbao. Nasz niedzielny rywal w ramach 32. kolejki La Liga.

Athletika talde bat baino gehiago da

Żaden kibic Lwów z San Mamés nie powiedziałby tak o swojej ulubionej drużynie. To nie Athletic nazywa się „więcej niż klubem", choć mógłby, gdyby tylko chciał. Nie do przecenienia jest bowiem rola, jaką w czasach dyktatury frankistowskiej Athletic Bilbao (wówczas na modłę kastylijską Atlético Bilbao) odegrał w kultywowaniu i ochranianiu baskijskiej tożsamości narodowej. Przyjęta jeszcze w latach dwudziestych zasada opierania drużyny tylko i wyłącznie na rodowitych Baskach oraz graczach wywodzących się z Baskonii dała drużynie wielkie sukcesy, głównie w Pucharze Generalissimusa, jak wtedy nazywał się dzisiejszy Puchar Króla, ale nie tylko. W swojej szkółce klub dawał utalentowanym piłkarsko młodym Baskom edukację nie tylko piłkarską, ale też patriotyczną, a odnoszone przez nich sukcesy pozwalały ich rodakom wierzyć w siłę baskijskiego narodu, ich kultury i pięknego i niepowtarzalnego języka, euskary (przykład powyżej).

Założony w 1898 przez młodych Basków powracających ze studiów w Anglii (stąd angielska pisownia nazwy) klub stał się symbolem walki o przetrwanie i sukcesów w niej odnoszonych. Co więcej, sukcesów w pełni pokojowych, w przeciwieństwie do co najmniej wątpliwych sukcesów w postaci morderstw dokonywanych przez ETA. To właśnie na stadionie w Bilbao po raz pierwszy po śmierci Franco publicznie pokazano, nie wywieszono, a rozłożono na murawie, baskijską flagę. A jeśli by porównać, który klub dał reprezentacji Hiszpanii najwięcej piłkarzy, zobaczymy, że drugie miejsce, za Realem Madryt, zajmuje właśnie Atheltic. W szczytowym momencie, który jednak nastąpił jeszcze przed II wojną światową, bo podczas Igrzysk Olimpijskich w Antwerpii, aż 14 z 21 zawodników reprezentacji Hiszpanii było graczami właśnie tego klubu – był wśród nich między innymi wybitny snajper Rafael Moreno Aranzadi czyli Pichichi, właśnie ten, na cześć którego teraz pichichi to najlepszy strzelec ligi hiszpańskiej.

Obecnie jednak blask Lwów przygasa. Odkąd w sezonie 1997/98 zdobyli wicemistrzostwo pod batutą Luisa Fernándeza, największym sukcesem Los Leones stało się piąte miejsce sześć lat później. Wszystkie inne sezony w ostatnim okresie były uwłaczające dla ekipy z Bilbao – jedenaste miejsce w roku 2000, dwunaste w 2001 i 2006, a może się okazać, że to najgorsze jeszcze nie nadeszło, gdyż w tym sezonie drużyna José Manuela Esnala Pardo czyli Mané jest jak najbardziej realnie zagrożona pożegnaniem się, po raz pierwszy w blisko 110-letniej historii, z Primera División. Obecnie zajmują bowiem 16. miejsce z przewagą zaledwie 2 punktów nad strefą spadkową, co i tak jest nienajgorszym rezultatem, jeśli weźmie się pod uwagę, że jeszcze trzy kolejki temu byli dwie pozycje niżej.

Trudny rywal. Zawsze trudny.

Remis w niedzielę nie urządza więc żadnej ze stron. Gospodarze muszą wygrywać mecze do końca sezonu, by by przyszłego nie zacząć klasę rozgrywkową niżej, natomiast goście – jak doskonale wiemy – by móc walczyć o mistrzostwo. Teoretycznie nie powinniśmy się zanadto obawiać – Athletic w piętnastu meczach u siebie zdobył tylko 15 punktów (choć trzy na niezwykle wymagającym przeciwniku, Valencii) i 14 goli, podczas gdy Real Madryt w szesnastu spotkaniach wyjazdowych aż 29 punktów, ale... no właśnie, tylko teoretycznie. Nie trzeba chyba tłumaczyć, jak bardzo piłkarze klubu „nacjonalistycznego" mobilizować się będą na mecz z klubem „rządowym". A jeśli jednak trzeba, to statystyki wyglądają następująco: w poprzednim sezonie wygraliśmy co prawda na San Mamés 2:0 po golach Robinho i Raúla Bravo, ale to zwycięstwo przyszło po aż sześciu latach bez triumfu w Bilbao, a przecież były one niezbyt owocne dla czerwono-białych.

Ogólny bilans naszych meczów z Lwami na ich stadionie to 36 porażek, 16 remisów i 23 spotkania zakończone zdobyciem przez nas kompletu punktów. Zdarzały się Królewskim i wspaniałe triumfy (5:0 za czasów Del Bosque, jeszcze z Zamorano, Míchelem i Laudrupem w składzie) czy 4:1 pod dowództwem Anticia (dwa gole El Buitre, po jednym Hagiego i Hierro), ale i bolesne porażki, takie jak 1:4 za kadencji Miljana Miljanicia czy 0:5 za czasów wielkiego Miguela Muńoza. Jest to bilans dużo korzystniejszy niż ten ugrany z Barceloną – tylko 17 zwycięstw na Camp Nou – lecz trzeba pamiętać, że Athletic wiele sezonów był ligowym przeciętniakiem, co pozostałym klubom Wielkiej Trójki właściwie nigdy się nie zdarzyło. A i tak ten przeciętniak nie raz i nie dwa odprawiał nas z kwitkiem.

Pojedynek wielkich umysłów

Mané nie jest trenerem tego kalibru co Capello i już nie dorówna mu sukcesami, ale sroce spod ogona na pewno nie wypadł. Finał Pucharu UEFA z niedocenianą ekipą Alavés czy kilka awansów do Primera División dowodzą, że umie radzić sobie w trudnych sytuacjach – dlatego właśnie został następcą kiepsko sobie radzącego Félixa Sarriugarte. Popełnia jednak błędy, jak choćby wystawienie w ostatnim meczu z Sevillą trójki stoperów. Mieli oni zneutralizować olbrzymią siłę ofensywną podopiecznych Juande Ramosa i tak ją zneutralizowali, że w drugiej połowie stracili cztery gole.

Dlatego też w spotkaniu przeciw Realowi Madryt powróci do jednego z wcześniej stosowanych ustawień: 4-4-2 lub 4-2-3-1, a hiszpańscy dziennikarze wskazują raczej na to drugie. W takim przypadku na środku pomocy spodziewać się możemy powracającego po dwutygodniowej nieobecności spowodowanej kontuzją utalentowanego Javiego Martíneza – młody, niespełna 19-letni pomocnik nie jest co prawda kolejnym diamentem ze słynnej szlifierni Lezama (został sprowadzony z rezerw Osasuny), ale w Bilbao nikomu to nie przeszkadza, bo w końcu diament to diament; Javier rozegrał w tym sezonie 28 meczów ligowych, z czego 25 w jako zawodnik wyjściowego składu, strzelił 3 gole, zdążył też raz wystąpić w reprezentacji... Kraju Basków. Jutro zagra w duecie z Anderem Murillo.

Zdrowie dopisze też najlepszemu strzelcowi drużyny z Bilbao, Ismaelowi Urzaizowi (7 goli) i bocznemu obrońcy Unaiowi Expósito, którym dokuczały drobne urazy. Wyleczyli się również Amorebieta i Aduriz, ale ich według „Marki" w wyjściowym składzie raczej nie zobaczymy, co jest o tyle dziwne, że pierwszy wystąpił w tym sezonie w 24 meczach ligowych, a drugi w aż 28. Może się jednak tak faktycznie stać, a to wcale nie byłaby dla nas dobra wiadomość – grający z numerem 23 Aritz Aduriz to także bardzo skuteczny napastnik i może się okazać dżokerem w talii baskijskiego trenera. Brak Amorebiety za to może cieszyć, bo ten środkowy lub lewy obrońca to nie jest zawodnik, który się waha, gdy trzeba rywala trochę sponiewierać.

Uważać trzeba będzie na trójkę zawodników, którzy zostaną ustawieni za osamotnionym napastnikiem. Panowie Joseba Etxeberria i Francisco Yeste to żywe legendy klubu, łącznie rozegrali dlań we wszystkich rozgrywkach 693 mecze i zdobyli 147 bramek. Ostatni z tego tercetu to Igor Gabilondo del Campo, który do Bilbao przeszedł z również baskijskiego Realu Sociedad, gdzie spędził dziewięć lat. Wszyscy ci gracze są bardzo doświadczeni, a przy tym pomysłowi, kiedy przychodzi do konstruowania akcji ofensywnych. Dlatego też znów mnóstwo roboty będą mieli Gago i Diarra, nasi pivotes, a także boczni obrońcy, czyli Ramos i Torres.

Zmian w składzie Los Blancos w porównaniu z meczem z Valencią praktycznie nie będzie. Jedyna, a i to nie pewna, a jedynie bardzo prawdopodobna, to Beckham w miejsce Higuaína. W spotkaniu z Nietoperzami Anglik zmienił Argentyńczyka i walnie przyczynił się do naszego zwycięstwa, dowodząc przy tym, że Capello umie zmianami wpływać na przebieg i wynik meczu. Tym razem więc zajmie zapewne miejsce w wyjściowym składzie, ale jak to się skończy – czy znów da nam trzy punkty, czy może zostanie zmieniony i to jego zastępca pomoże nam wygrać – jeszcze się okaże, ale już teraz można powiedzieć, że o skład nie musimy się martwić. Dużo lepiej być nie może.

A skoro jesteśmy przy wpływaniu zmianami na mecz – bardzo możliwe, że w Bilbao do gry wróci Cicinho. Jeśli – odpukać! – wynik będzie dla nas niekorzystny, to właśnie Brazylijczyk może się stać naszym kołem ratunkowym. Jeśli zaś nie będzie nam już groziła strata punktów. Włoski szkoleniowiec powinien docenić to, jak bardzo Cicinho rwie się do gry i dać mu chociaż przez kilka minut pobiegać w meczu o stawkę. Gorzej wygląda sytuacja Marcelo.

Żadnych potknięć

Real Madryt gra obecnie na poziomie, na który nie potrafił się wznieść w pierwszej połowie sezonu. Ale to za mało, żeby dogonić Barcelonę. Jeśli nasi piłkarze chcą tego dokonać, powinni wziąć przykład ze swojego niedzielnego rywala. Tam wszystko jest absolutne – miłość do klubu, wiara w sukces, wola poświęcenia się dla kibiców. Problem polega na tym, że my z tym absolutem będziemy musieli się zmierzyć na murawie. Damy radę?

Strata punktów to koniec marzeń o mistrzostwie. Musimy dać radę.

Przewidywane składy

Athletic: Aranzubia; Iraola, Prieto, Sarriegi, Expósito; Javi Martínez, Murillo; Etxeberria, Yeste, Gabilondo; Urzaiz
Real Madryt: Casillas; Sergio Ramos, Cannavaro, Helguera, Miguel Torres; Diarra, Gago, Beckham, Robinho; Raúl, van Nistelrooy

César Muńiz Fernández urodził się 37 lat temu w Anderlechcie (tak, w tym belgijskim), a od siedmiu robi karierę w hiszpańskiej pierwszej lidze wyznaczany na mecze jako arbiter z Asturii. W bieżącym sezonie prowadził już czternaście pojedynków ligowych, w tym Real Madryt – Real Sociedad (2:0), Sevilla – Real Madryt (2:1), Real Madryt – Betis (0:0) i Celta – Atheltic (1:1). W sumie siedem jego spotkań zakończyło się wygranymi gospodarzy, a 4 – gości. Bilans kartek: 38-59 (6,9 na mecz), bilans karnych: 2-1.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!