Advertisement
Menu

Cud w derbach Madrytu - 1:1

Casillas ratuje remis tragicznie grającej drużynie Realu Madryt

Na początku była tragedia. A z tragedii wyłonił się najpierw geniusz Jurado, później Casillasa, a na końcu Cassano. Geniusz tego pierwszego, jest o tyle przykry, że piłkarz ten grał do niedawna w Realu Madryt i niedoceniany jak wielu innych młodych piłkarzy, odszedł do innego klubu. Tam błyszczy, tak jak błyszczał w tym spotkaniu. Dojrzały gracz, świetnie radzący sobie w ofensywie, bardzo by się przydał Królewskim. Niestety Jurado nie jest już naszym graczem. Kolejną przykrą rzeczą jest fakt, że najlepszym zawodnikiem Realu Madryt w kolejnym meczu jest bramkarz. W spotkaniu z Atletico był nawet nie „najlepszym zawodnikiem’’, ale kimś, kto w pojedynkę zatrzymał całą ofensywę derbowego rywala. Szkoda tylko, że został superbohaterem bo atak gospodarzy przechodził przez naszą linię defensywną niczym nóż przez rozgrzane masło. No i jest jeszcze Cassano. Krnąbrny Włoch, którego Capello odsunął od zespołu i przywrócił do łask tak jak zrobił z Beckhamem. A Cassano, chociaż wprowadzony z ławki nie zagrał fantastycznego spotkania, to jednak przez 15 minut drugiej połowy w czasie których Real toczył wyrównaną walkę z lokalnym rywalem, zdołał wykonać podanie, które świadczy o geniuszu tego piłkarza, tylko rdzewiejącego pod rządami Capello. Hmn… chyba pora przedstawić wam pokrótce przebieg spotkania. Najłatwiej oczywiście byłoby powiedzieć, że cały mecz to przytłaczająca, miażdżąca, niewyobrażalna wręcz przewaga Atletico, pomijając 10. minut w pierwszej i 15. minut drugiej połowy w której Królewscy jakimś cudem strzelili gola na chwilę wyrównując grę, oczywiście tylko na chwilkę. Gola dla Atletico strzelił już w 12 minucie Torres, chociaż miał okazję już wcześniej. Po świetnej akcji Jurado, który w pełnym biegu minął dwóch graczy Realu i dośrodkował wzdłuż bramki, Fernando strzelając z bardzo ostrego kontra… odesłał piłkę wzdłuż linii bramkowej. Jednak już chwilę później dostał fantastyczne podanie na linię pola karnego, po rajdzie – tym razem prawym skrzydłem – Gallettiego. Młody napastnik gospodarzy spokojnie przymierzył i posłał piłkę tuż przy prawym słupku bramki Casillasa. Bezradny Iker leżał na murawie jeszcze dobrą chwilę. Szybko stracony gol to nic nowego w wykonaniu podopiecznych Capello. Szybko stracone gole to co innego, ale od czego jest sędzia. W 15. minucie rzut wolny z prawej strony boiska wykonuje Jurado. Dośrodkowuje, piłka odbija się od słupka a Aguerro dobija ją obok bezradnego Casillasa. Sędzia podniósł jednak chorągiewkę i widocznie szybko musiał wymyślić jakiś powód. Wymyślił więc, że Galletti faulował Emersona. Blisko, bo to Emerson faulował Gallettiego. Później był jeszcze bardzo niecelny strzał Maniche i… chwila wyrównanej gry. Real w tym czasie zdołał dośrodkować w pole karne, gdzie niecelnie główkował Emerson. Ten sam zawodnik chwilę później świetnie podawał pomiędzy obrońcami i tym sposobem w sytuacji sam na sam z ostrego kąta strzelał Higuain. Strzelał jednak Prost w Leo Franco i jedyną korzyścią z tej akcji był rzut rożny. Była też trzecia akcja, gdy po niekonwencjonalnym, delikatnym lobie Gutiego, do piłki doszedł Raul. Kapitan był jednak w momencie podania na minimalnym spalonym. Jeśli komuś wydawało się, ze gra się wyrówna, był w blędzie. W 40. minucie Atletico przeprowadziło kolejną świetną akcję. Brnący w naszą obronę Aguerro znalazł przed polem karnym Torresa. Ten, otrzymując piłkę natychmiast zaabsorbował całą naszą obronę, która zapomniała, że z prawej strony jest jeszcze Galletti. Całkowicie niekryty prawoskrzydłowy gospodarzy zwiódł na zamach dwóch naszych obrońców i strzelił w długi róg. Cudowna interwencja Ikera który wyciągnął się jak długi i upadając na ziemię wybił piłkę, uchroniła Królewskich – nie po raz pierwszy – od straty bramki. Ostatnia akcja pierwszej połowy była najbardziej zaskakująca. Rzut rożny dla Realu, dośrodkowaną piłkę wybija przed pole jeden z obrońców. Tam doskakuje do niej Gago, nieco przypadkowo przerzuca piłkę nad dwoma obrońcami, przepycha się nad trzecim i – niespodzianka – trzech graczy Realu znajduje się sam na sam z Leo Franco. Do wszystkiego wmieszał się niestety Cannavaro, który niczym wredny pech snuł się przez cały mecz po boisku, zsyłając na gości tylko kłopoty i nieszczęścia. Włoch uderzył lekko, po ziemi, za blisko bramkarza. Franco obronił ten słaby strzał i było po akcji.

Tyle pierwszej połowy. Przed drugą kibice przyjezdnych musieli się intensywnie modlić by Atletico się nie rozstrzelało, mogło by się skończyć kolejnym 6:0. Jednak Królewskich opuszcza forma i piłkarze, ale szczęście nie. Tego mieliśmy i mamy pod dostatkiem. No i mamy jeszcze teoretycznie kiepskich i niezdyscyplinowanych piłkarzy jak Cassano, którzy od czasu do czasu błyskają geniuszem niczym dogorywające żarówki tuż przed spaleniem.

Mimo, że druga odsłona meczu zaczęła się od serii rzutów wolnych dla Atletico – z czego jednego tragikomicznie wręcz niecelnego, można powiedzieć, że Galletti chybił niczym Saganowski w Ostrowcu - to jednak Królewscy zdołali wyrównać, zarówno grę jak i wynik. Szkoda tylko, że grę tylko na chwilkę, ale nie marudźmy. Bramka padła w… hmn, można powiedzieć, że dość standardowy sposób. Po raz kolejny w roli rozgrywającego, który puszcza z głębi pola prostopadłą piłkę do napastnika, wystąpił… inny napastnik. Tak jak w meczu z Bayernem, gdzie prostopadłą piłkę do Raula posłał van Nistelrooy, tak i teraz po podaniu od Gutiego, Cassano urwał się kryjącemu go zawodnikowi i podał do wybiegającego Higuaina. „Pestkaâ€? odbiła się od obrońcy i w sytuacji sam na sam podbiła piłkę nad wybiegającym bramkarzem, niczym Frankowski, chociaż byłoby to w jego obecnej formie porównanie obrazoburcze. Tak o to gol w 62. minucie dla Królewskich stał się faktem Co było później? Na pewno wiele razy słyszeliście już o obronie Częstochowy. Podopieczni Capello lubią Polskę i spróbowali zainscenizować ten właśnie fakt historyczny swoim kibicom. Nie po raz pierwszy zresztą.

Pomijam fakt, że każda kontra Królewskich kończyła się mniej więcej na środku boiska stratą i powrotem pod własne pole karne. Pomija również to, że gracze Atletico zamykali nawet kompletnie nieudane dośrodkowania z ich strony. Ale interwencje do których zmuszony był w końcówce Casillas powinny dać do myślenia włoskiemu szkoleniowcowi. Może Real Madryt powinien grac systemem 0 – 5 – 5? Po co komu obrona, skoro nawet jeśli gra to tak jakby jej nie było? Po całej gamie niecelnych strzałów gospodarzy, a także zmianie Gutka, gracze Atletico nadspodziewanie szybko wznowili grę po rzucie wolnym, czym wprowadzili zamęt w szeregi naszej obrony. We wszystkim połapał się dopiero Iker, który wybiegając na lewy skraj pola karnego „wyrzuciłâ€? z pola karnego Aguerro. Później korzystając z tego, że napastnik Atletico stoi tyłem do bramki wrócił się. Sekundę później, jeszcze wracając, frunął w powietrzu w przecudowny sposób wybijając piłkę po główce Galletiego, który otrzymał dośrodkowanie od Aguerro. Już sekundę później po skrajnie nie odpowiedzialnym podaniu Cannavaro, piłkę przejął Seitaridis i uderzył w długi róg bramki Ikera. Piłka minęła słupek o centymetry. Za to akcja z 91. minuty nadaje się na miano piłkarskich cudów. Aguerro dostaje podanie na skrzydle, wpada w pole karne i niczym tyczki bez problemu mija kolejnych obrońców. Strzela z 5. ( !! ) metrów a jego strzał instynktownie nogą broni Casillas. Co wrażliwsi kibice muszą w tym momencie wyjść po aparaty tlenowe. To właśnie fruwającemu Ikerowi zawdzięczamy remis.

Nasz bramkarz pokazał, że na linii gra najlepiej na świecie. Mimo, że mija się z dośrodkowaniami to z piłką do bramki nie wleci. Niestety okazję do zaprezentowania swoich umiejętności miał tylko dlatego, że po raz kolejny tragiczny poziom zaprezentowała reszta graczy Realu Madryt. Oprócz Ikera, pochwały nie należą się nikomu innemu. Może jedynie Cassano i Higuainowi za akcję z 62. minuty. Tylko, że nie oszukujmy się – takiej gry nie zmienia się z dnia na dzień. Mistrzostwo ligi nie jest dla nas, a ja osobiście, liczę na jeszcze kilka porażek. Może tym sposobem prezes Calderon straci cierpliwość do Capello i zatrudni kogoś komu jednak lepiej wychodzi przygotowanie zespołu do gry ofensywnej. Póki co możemy tylko gdybać, co byłoby z Cassano, Robinho, Higuainem, Gago, van Nistelrooyem a także Diarrą i Emersonem, gdyby zespołu nie trenował Capello. I czekać na następny sezon, ten jest już stracony.

Składy:
Atlético Madryt: Leo Franco - Seitaridis, Perea, Ze Castro, Antonio López - Jurado, Luccin, Maniche, Galletti (Mista 71´) - Agüero, Torres;
Real Madryt: Casillas - Salgado, Cannavaro, Helguera, Torres - Reyes (Cassano 45´), Gago (Diarra 53´), Emerson, Raúl; Guti (Marcelo 76´) - Higuaín


Statystyki:
Strzały (celne): 23 - 6 (7 - 3)
Interwencje bramkarzy: 9 - 13
Faule: 14 - 28
Rzuty rożne: 11 - 3
Spalone: 1 - 2
Rzeczywisty czas gry: 40 minut, 21 sekund
Posiadanie piłki: 59% - 41%

Gole:
1:0 Fernando Torres '11
1:1 Higuain '62

Kartki:
: Cannavaro, Luccin, Cassano, Torres, Guti, Galletti, Diarra, Casillas
: Cannavaro

Sędzia: Daudén Ibańez

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!