Advertisement
Menu
/ realmadrid.com

Copa del Rey: Real w półfinale

Real Madrid 85:82 Gran Canaria

Czwarty z ćwierćfinałów tegorocznej edycji Pucharu Króla podsumować można jedną, ostatnią minutą gry. Real Madryt prowadził już 80:74, zaraz po "trójce" Tunceriego, ale Gran Canaria zdobyła cztery punkty pod rząd, zmniejszając przewagę Królewskich do dwóch. Louis Bullock, który przez cały mecz pełnił funkcję lidera drużyny, stanął przed szansą dorzucenia do dorobku zespołu dwóch punktów, z linii rzutów wolnych. Tylko jeden z jego rzutów znalazł swoje miejsce w koszu, co sprawiło, że spotkanie stało się jeszcze dramatyczniejsze. Kornel David zdobył dla Canarii bardzo ważne punkty, co przy wyniku 81:80 zmusiło Joana Plazę do poproszenia o „czas". Sama końcówka to faule taktyczne i rzuty osobiste, które w naszym zespole wykonywał Felipe Reyes oraz Louis Bullock. Żaden z nich nie chybił, wzbudzając euforię w sektorze kibiców z Madrytu, licznie zgromadzonych w Maladze. Królewscy zagrali bardzo dobry mecz i wygrali zasłużenie, mimo iż spotkali się z dużym oporem ze strony przeciwnika. Prawdziwym sprawdzianem będzie jednak dzisiejszy półfinał, w którym nasz zespół będzie musiał stawić czoła silnej TAU Ceramice, która bez większych problemów pokonała drużynę Caja San Fernando, 82:73.

Pewnym było, że Real Madryt nie potraktuje tego spotkania, a nawet całego turnieju ulgowo. Zawodnicy oraz trener zgodnie twierdzili, że cel jest tylko jeden - zwycięstwo. Świetna współpraca Felipe Reyesa oraz Marko Milicia już po trzech minutach pozwoliła drużynie ze stolicy stworzyć 7-punktową przewagę (9:2). Po kolejnym celnym koszu Reyesa, trener Gran Canarii, Salva Mladonado, poprosił o przerwę. Nasi rywale z trudem przedzierali się przez madrycką obronę, w której wszystko idealnie współgrało, zarówno podczas gdy na parkiecie przebywała „pierwsza piątka", ale także wtedy, gdy pojawili się zmiennicy (Jan Martín i Axel Hervelle). Celny rzut zza linii 6,25m, autorstwa Kornela Davida, pozwolił Gran Canarii utrzymać kontakt z przeciwnikiem. Jedynym widocznym błędem ze strony Realu były dwa indywidualne przewinienia na koncie Raula Lópeza, uzyskane już na początku kwarty. Ciężar kreowania gry wziął na siebie Kerem Tunceri, z czego wywiązywał się bardzo dobrze. Dodatkowo, celna "trójka" Kerema podwyższyła prowadzenie do 10 punktów przewagi, 22:12. Słabe statystyki Gran Canarii po pierwszych 10 minutach spowodowane były genialną grą defensywną Królewskich.

Joan Plaza doskonale wiedział, jak długi i wyczerpujący może być turniej Copa del Rey, więc pozwolił kilku kluczowym graczom na odpoczynek. Przez to właśnie, Real zaczął drugą kwartę w fatalny sposób. Drużyna z Gran Canarii zdobyła 7 punktów, nie tracąc przy tym żadnego i była na dobrej drodze do przejęcia prowadzenia w meczu, jednak starania te przerwał Charles Smith, celnym rzutem za trzy punkty. Na parkiecie pojawił się Louis Bullock, który przywrócił zespołowi odpowiedni rytm gry i poprawił jego sytuację punktową. Do gry wrócili także Felipe oraz Raúl, dzięki czemu Real znów dystansował rywala (36:26), co grubą kreską pokreślił Smith, który popisał się fenomenalny rzutem z ok. 8 metrów. Błędem było by stwierdzenie, że kłopoty Królewskich minęły bezpowrotnie. Jeszcze przed przerwą, Raúl López oraz Axel Hervelle zaliczyli swoje trzecie osobiste przewinienia. Plaza wydelegował do gry Nguemę, który dość szybko popełnił... dwa faule. Pełną koncentrację zachował Louis Bullock, który rzadko zawodzi. Dwie "trójki" w jego wykonaniu pozwoliły kibicom odetchnąć z ulgą, ponieważ ich koszykarze schodzili do szatni z bezpieczną przewagą ośmiu punktów (44:36).

Bullock podtrzymał fenomenalną grę i po przerwie rzucił dziewięć z jedenastu pierwszych punktów Realu Madryt. Gran Canaria nie ustępowała przeciwnikowi w kwestii ambicji czy motywacji, co dobitnie pokazali w drugiej części meczu. Kilka trafień Kornela Davida, "trójka" Morana i... na 14 minut przed końcem spotkania, Wyspiarze tracili do Realu zaledwie trzy punkty (53:50). Plaza dał odpocząć Bullockowi, a jego obowiązki kierowania drużyną na boisku przejął Reyes, który chwilę po wejściu dołożył od siebie cztery „oczka". GranCa nie zrezygnowała tak łatwo z możliwości gry w półfinale i postarała się o remis, 59:59. Trzecią kwartę, efektownym alley oopem, zakończył Marko Milić.

Szybkie trzy punkty, zdobyte przez koszykarzy Gran Canarii, dały im pierwsze w tym meczu prowadzenie, co było łatwe do przewidzenia. Dla Realu Madryt nadszedł moment prawdy. Innymi słowy, był to czas dla Raula Lópeza oraz Louis Bullocka. Prowadzenie Królewskim przywrócił co prawda Hervelle, ale punkty Smitha, Bullocka i Reyesa stworzyły 7-punktową przewagą, 75:68. Zacięta końcówka przysporzyła kibicom wiele emocji. Ostatnia minuta, opisana na początku, była świetnym podsumowaniem bardzo dobrego meczu w wykonaniu obydwu drużyn. Niestety, miejsce w półfinale było przeznaczone tylko dla jednej z nich.


85 - Real Madryt (22+22+17+24): Raúl López (2), Bullock (33), Milić (7), Felipe Reyes (20), Hernández-Sonseca (0) – Nguema (0), Smith (13), Sekulić (0), Jan Martín (0), Hervelle (4), Tunceri (6);
82 - Gran Canaria Grupo Dunas (12+24+23+23): Hunter (13), Fernández (8), Moran (7), David Kornel (25), Vroman (4) – Savané (11), Guerra (0), Norris (4), Sergio Pérez (5), Baldo (5).

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!