Advertisement
Menu
/ realmadrid.com

Liga ACB: Dobra passa Realu trwa

Real Madryt 82-71 Caja San Fernando

Koszykarze Realu Madryt zanotowali na koncie swoją 16 wygraną w Lidze ACB, pozwalającą im na zachowanie fotelu lidera. Po raz kolejny, zwycięstwo zawdzięczamy wysiłkowi i zgranej grze całej drużyny, pomimo iż w centrum zainteresowania byli, kierujący ofensywą Królewskich, Louis Bullock i Charles Smith. Warto odnotować, iż pierwszy mecz rozegrał nasz nowy nabytek, Marko Milić.

Gospodarze rozpoczęli w bardzo dobrym stylu. Sonseca, wraz z naszą obroną, sparaliżowali ofensywę Cajy San Fernando, która miała problemy z przedarciem się pod nasz kosz. Cztery punkty Felipe Reyesa oraz trzy Marko Tomasa wyprowadziły Real na prowadzenie 7:0. Ponad trzy minuty musieliśmy czekać, aż Caja wreszcie trafi do kosza. Dużo to drużynie przyjezdnej nie dało, bowiem przegrywali 11:2. Trener gości, Manuel Comas, poprosił o przerwę, podczas której przegrupował swój zespół. Opłaciło się - były Madridista, Antonio Bueno, szybko ustrzelił dwa punkty, a kolejne trzy, rzutem zza obwodu, zdobył Price. Pozwoliło to zmniejszyć stratę do dwóch punktów (11:9). Trzyminutową „suszę" w dorobku punktowym Królewskich zakończył niezawodny Bullock. W końcówce, obaj trenerzy postawili na swoich centrów, wpuszczając ich na parkiet. Dwie „trójki" - jedna autorstwa Smitha oraz buzzer-beater Tomasa - ponownie powiększyły przewagę Realu, która wynosiła już siedem „oczek" (20:13).

Na początku drugiej kwarty, od reszty zawodników świetną grą wyraźnie wyróżniali się Kerem Tunceri oraz Charles Smith. Real Madryt miał znaczącą przewagę nad Cają, której koszykarze zaliczali faul za faulem - zdecydowanie brakowało im koncentracji, sprawiali wrażenie zakłopotanych. Celny rzut Hervelle zza linii 6,25m dał gospodarzom najwyższe jak dotąd prowadzenie, 28:16. Rywal odpowiedział dwoma „trójkami" z rzędu. Dobre zawody rozgrywał Tskitishvili, który samodzielnie przeciskał się przez obronę Królewskich. Madrycki zespół nie stracił jednak czujności i w kolejnych minutach z powodzeniem kontynuował swoją dominację. Po kolejnym celnym rzucie gości z obwodu, Joan Plaza nakazał swoim podopiecznym, by grali swoje, nie zważając na nic, a także aby się nie poddawali. Spokój kibicom zapewnił celny rzut z dystansu Tunceriego. Gdy do końca pierwszej połowy pozostały dwie minuty, a przewaga wynosiła osiem punktów, trener zdecydował się na wydelegowanie do gry Marko Milicia. Słoweniec tym samym zaliczył debiut, lecz niczym specjalnym, oprócz niewykorzystania dwóch rzutów osobistych, nie zachwycił. Kolejny buzzer-beater, tym razem w wykonaniu Kerema Tunceriego, powiększył różnicę dzielącą oba zespoły do 11 punktów.

Po przerwie na parkiecie ujrzeliśmy tych samych graczy. Reyes oraz Tskitishvili byli odpowiedzialny za swoje drużyny i świetnie się z tych ról wywiązywali. Przepiękna asysta Bullocka do Hervelle (podanie kozłem pod nogą) sprawiła, że Belg został sfaulowany i odesłany na linię rzutów osobistych. Szkoda tylko, że akcja ta nie zakończyła się efektowniej. Dwie „trójki" Smitha oraz Bullocka dały Królewskim prowadzenie 15 punktami, zmuszając Comasa do poproszenia o „czas".

Efektowne zagrania Louisa Bullocka podgrzewały atmosferę w Vistalegre, a kolejny celny rzut za trzy punkty Smitha sprawił, że Real prowadził już 20 punktami. Mecz był dla gości już od dawna przegrany, ale mimo to starali się chociażby zmniejszyć stratę do przeciwnika. Pomogła im w tym umiejętna obrona strefowa, dzięki której trzecia kwarta skończyła się wynikiem 66:52.

Realowi pozostało tylko przybić gwóźdź do trumny drużyny Comasa, a najbardziej chętny do wykonania tego był Reyes. Dwa „wsady" Felipe stworzyły 17-punktową przewagę, podczas gdy Caja nadal stosowała obronę strefą, co hamowało ofensywne zapędy Królewskich. Dobrą zmianę dał Alexander, który w dużej mierze przyczynił się do zmniejszenie różnicy do 11 punktów, na pięć minut przed końcem spotkania. Mogliśmy być świadkami nerwowej końcówki, więc Plaza wystawił do gry dwóch nominalnych obrońców. Co prawda Marco zdobył jeszcze dwie „trójki", ale w porę odpowiedział mu Marko Tomas. Drużyna z Madrytu do końca pozostała w pełni skoncentrowana, wygrywając kolejny mecz.

Real nadal okupuje pierwsze miejsce w tabeli, mimo iż takim samym stosunkiem zwycięstw i porażek jak Królewscy (16:2) może pochwalić się TAU Cerámica.


82 - Real Madryt (20+23+23+16): Smith (15), Reyes (12), Milić (0), Sonseca (0), Hervelle (13), Tunceri (13), Sinanović (2), Bullock (13), Raúl López (4), Marko Tomas (10).
71 - Caja San Fernando (13+19+20+19): Alexander (18), Marco (8), Longin (0), Videnov (4), Bueno (4), Femerling (14), Price (8), Ignerski (5), Tskitishvili (10).

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!