Advertisement
Menu
/ realmadrid.com

Real Madryt trzeci w turnieju na Teneryfie

Triumfatorem FC Barcelona

Real Madryt – Borussia Dortmund 4:1

Real Madryt w pięknym stylu zakończył fazę grupową turnieju w Aronie. Obawy, że dotkliwa porażka w meczu z Kamerunem załamie naszych graczy, okazały się bezpodstawne – podopieczni Sergio Pińi jeszcze wczoraj zdobyli trzy punkty w meczu z Sevillą, a na otwarcie drugiego, ostatniego zarazem, dnia turnieju, odprawili Niemców z Borussii i z siedmioma punktami na koncie z drugiego miejsca w grupie awansowali do półfinału.

Na to spotkanie trener postanowił wprowadzić drobną zmianę w wyjściowym składzie – miejsce Gonzalo na prawej flance zajął Iván.

Real Madryt od pierwszych minut zdobył przewagę, doskonale realizując zalecenia trenera: narzucić swój styl gry i grać podaniami. Mimo to przez całą pierwszą połowę znów nie udało się zdobyć choć jednego gola. Dopiero w drugiej odsłonie, po rzucie wolnym wykonywanym przez Nacho Cristian odegrał piłkę do Nacho, a ten pokonał bramkarza Niemców.

Nie spuściliśmy w tym momencie z tonu i dalej cisnęliśmy przeciwników, a wyróżniał się w tym... stoper Rubén González, który – nie zapominając o obowiązkach pod własną bramką – kilka razy postraszył też swoich vis a vis i to właśnie po jego bajecznym podaniu na 2:0 podwyższył Cristian.

Trochę pracy miał także nasz portero, Alfonso, lecz cały czas grał bardzo pewnie i ciężko powiedzieć, że w jakikolwiek sposób zawinił przy kontaktowej bramce Jimmy'ego. Utrata gola trochę zdenerwowała Królewskich, ale szybko się ogarnęli i przypieczętowali zwycięstwo. Wprowadzony w drugiej połowie wraz z Guille, Bárceną i Víctorem skrzydłowy Gonzalo najpierw podwyższył na 3:1 po podaniu Crisa, następnie zaś zupełnie samodzielnie ustalił wynik na 4:1. Oznaczało to, że Real Madryt awansował do półfinału, a tam już czekała nań Benfica.

„Jestem bardzo szczęśliwy", mówił po ostatnim meczu grupowym strzelec dwóch goli. „W meczu z Depor zmarnowałem swoje okazje, ale dziś trafiłem do bramki aż dwa razy. Tak samo zagramy z Benficą, będziemy grać szybko, kombinacyjnie i skutecznie."

„Zagraliśmy bardzo dobrze", wtórował mu Nacho. „Nie możemy jednak być pewni gry w finale. Benfica będzie trudnym rywalem, nie awansowała przecież do półfinału ot, tak sobie. Ale jesteśmy bardzo umotywowani, chcemy wygrać ten turniej".

Real Madryt – SL Benfica 1:1; w karnych 2:3

Niestety, choć mieliśmy wszelkie powody, by spodziewać się zwycięstwa, szczęście znów nie było po naszej stronie. Mówią, że sprzyja lepszym, ale w tym spotkaniu nawet jeśli nasi piłkarze lepsi nie byli (choć prawdę mówiąc, jednak byli), to na pewno nie byli też gorsi – przede wszystkim wręcz modelowo aplikowali pressing i zawężali pole gry.

Chłopcy Sergio Pińi po dwóch wygranych z rzędu byli w doskonałych nastrojach, a motywacja – jak sami mówili – też nie mogła być lepsza. Do wyjściowego składu wrócił Rafa, znów tworząc z Rubénem wyśmienitą parę stoperów.

Mimo tego pierwszą dobrą okazję mieli gracze z Portugalii, ale Guilherme Matos nie dał rady pokonać naszego portero, a w miarę upływu minut to Królewscy coraz wyraźniej dominowali na murawie. W ofensywie szczególnie brylował Fran, który pierwszy raz bardzo bliski zdobycia gola był w kilkanaście sekund po strzale Guilherme Matosa. Wtedy co prawda nie udało mu się pokonać portugalskiego bramkarza, ale w ósmej minucie – dobijając strzał Nacho w poprzeczkę – otworzył wreszcie wynik spotkania.

Portugalczycy byli stłamszeni, cała ich gra opierała się jedynie na grze z kontry, w której starali się maksymalnie korzystać z imponującej szybkości Valdomiro Lameiry. Długo jednak nie byli w stanie się przebić przez fantastycznie grającą parę naszych stoperów. I ponownie fantastyczne wrażenie wywarł Rubén, zwłaszcza akcją z 22. minuty, kiedy to wyjął rywalowi piłkę spod nóg, przebiegł z nią całe boisko i oddał strzał, po którym golkiper Benfiki z trudem sparował futbolówkę na rzut rożny. Czyżby szykował nam się talent na miarę Fernando Hierro?

Pod koniec meczu gra stała się dość ostra, co zresztą wcale nie musiało martwić, bo mecz z Kamerunem błyskawicznie nauczył młodych madridistas, że nie mogą się bać, kiedy przeciwnik stawia na fizyczną konfrontację. Ale niestety, futbol to nie jest sport sprawiedliwy, a przyłożyła się do tego właśnie twarda gra Portugalczyków.

Gdy już wydawało się, że nic nie odbierze nam miejsca w finale, staranowany został Rubén. Sędzia nie zareagował, mimo że nasz obrońca nie podnosił się z murawy, a Benfica błyskawicznie zwietrzyła okazję. Valdomiro popędził na naszą bramkę i precyzyjnym strzałem umieścił w niej piłkę.

Nasi gracze jeszcze walczyli o odzyskanie prowadzenia, ale zabrakło czasu, a jedyny groźny strzał – oddany przez Crisitana – okazał się minimalnie, ale jednak niecelny i trzeba było przystąpić do loterii rzutów karnych.

1-0: Rafa
1-1: Helder Costa
2-1: Nacho
2-2: Guilherme Carvalho
2-2: Gonzalo (pudło)
2-3: Guilherme Matos

Tak oto skończyły się marzenia o pierwszym miejscu. Trzeba oczywiście docenić determinację Portugalczyków, boiskowy spryt i zimną krew, bo bez tego we współczesnym futbolu niczego się nie ugra, ale jednak szkoda, że drużyna grająca piękniej i zwyczajnie lepiej – był to zdecydowanie najlepszy nasz mecz w tym turnieju – przegrała. Tym bardziej, że w finale już czekała Barcelona, a takie małe Gran Derbi z pewnością byłoby wspaniałym przeżyciem dla piłkarzy obu ekip. Młodzi madridistas nie muszą jednak spuszczać głów, bo wstydu nie przynieśli. Ot, cenna lekcja na przyszłość: niewykorzystane okazje się mszczą.

Pozostała walka o brąz.

Real Madryt – Kamerun 2:2; w karnych 3:2

Mecz o trzecie miejsce XI Turnieju Siódemek Piłkarskich okazał się okazją do rewanżu za wysoką i bolesną porażkę w meczu grupowym – sponsorowana przez Samuela Eto`o faworyzowana ekipa Kamerunu, jak już powiedzieliśmy, nie sprostała Barcelonie i również zadowolić się musiała występem w „małym finale".

Jeśli piłkarze z Czarnego Lądu marzyli o powtórce wczorajszego spotkania, srodze się zawiedli. Nie byli ani odrobinę słabsi niż wczoraj, ani odrobinę wolniejsi, ale świadomość niedawnego łatwego zwycięstwa chyba trochę ich uśpiła, podczas gdy Królewscy byli niezwykle zdeterminowani. Półfinałowa porażka nie tylko ich nie załamała, ale obudziła w nich pragnienie udowodnienia własnej wartości, a trener przygotował ich dużo lepiej pod względem taktycznym – tym razem nasi chłopcy koncentrowali się wyłącznie na rozgrywaniu piłki i grze technicznej, w miarę możliwości unikając starć bark w bark.

Spotkanie było bardzo emocjonujące, obfitowało w sytuacje strzeleckie pod jedną i drugą bramką, a w naszej ekipie ponownie wyróżniał się grający z numerem 11 Fran. To właśnie jego wspaniałe zrozumienie z pozostałymi graczami ofensywnymi ekipy Sergio Pińi – Cristianem i Gonzalo – przyniosło pierwszego gola w meczu. Lewoskrzydłowy Gonzalo podaje do Crisa, ten ślicznie odgrywa do Frana i było jeden do zera.

Aż miło było patrzeć na radość dwunastolatków w białych strojach, ale przecież wciąż był to dopiero początek spotkania. Kamerun od razu rzucił się do odrabiania strat i już po trzech minutach fenomenalny Aye`e, zdobywca dwóch goli w poprzednim meczu tych ekip, pokonał Alfonso. Mało tego, niedługo potem wynik brzmiał już dwa do jednego dla Kamerunu, a zdobywcą gola był... znowu Aye`e.

Tu pochwalić trzeba odporność psychiczną naszych graczy. Mimo że jeszcze w pierwszej połowie stracili najpierw prowadzenie, a potem remis, ani na chwilę nie odpuścili i dzięki temu zdążyli przed gwizdkiem kończącym pierwszą odsłonę zmienić wynik meczu na 2:2. Dokonał tego Víctor po pięknym strzale z ostrego kąta.

Wdrugiej połowie równie wyśmienicie jak wcześniej Alfonso naszej bramki bronił Miguel Angel Bárcena. Chociaż musiał się wykazać przy bardzo groźnym strzale Ebwele, to jednak więcej działo się w polu karnym Kameruńczyków, gdzie najlepszą okazję zmarnował obchodzący jutro dwunaste urodziny Crisitan. Ponieważ skuteczność znów przestała dopisywać, po raz drugi o wyniku naszego meczu musiał rozstrzygnąć konkurs rzutów karnych.

0-1: Enguene
1-1: Gonzalo
1-1: Bagnack (broni bramkarz)
2-1: Nacho
2-2: Aye`e
3-2: Rafa

I wreszcie tak upragniony medal. Nie złoty co prawda, ale to i tak sukces. Młodzi madridistas nie mają żadnego powodu do wstydu. Jak powiedział Ramón Calderón, zagrali jak mistrzowie. Gratulacje, chłopcy! Do zobaczenia w pierwszej drużynie.

Pozostaje jednak niedosyt. Barcelona pokonała w finale Benficę 2:1. A gdyby tak z Barçą grali Królewscy...?

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!