Advertisement
Menu

Środowe mecze Ligi Mistrzów

Werder wygrywa z Chelsea!

GRUPA A
Werder Brema - Chelsea FC 1:0
(Mertesacker 27’)

Najciekawiej zapowiadający się mecz tej kolejki. Chelsea mogła być już spokojna o awans, natomiast Werder nadal o niego walczy, próbując uniemożliwić to Barcelonie. Pierwszym krokiem, w drodze do sukcesu, miało być zwycięstwo na własnym boisku z Mistrzem Anglii.

Wiele było spekulacji, że drużyna Mourinho zwyczajnie sobie ten mecz „odpuści", żeby tylko zrobić na złość Katalończykom. Trudno stwierdzić, czy tak naprawdę było, ale gospodarze pokazali się z naprawdę dobrej strony, już od początku atakując. Dobre spotkanie rozgrywał pomocnik Diego, który kierował grą całego zespołu. To po jego podaniu, Almeida znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem, ale źle trafił w piłę, jednocześnie pudłując. Chwilę później, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, świetnie w polu karnym znalazł się Mertesacker i skierował piłkę głową do siatki.

Chelsea wreszcie zaczęła grać lepiej, czego udokumentowaniem była akcja, w której Joe Cole dośrodkował w pole karne, a futbolówkę udem trącił Michael Ballack. Gdyby Niemiec zdołał uderzyć lepiej, byłby remis.

Po niecałej godzinie gry, trener angielskiej drużyny zdecydował się na zmiany - wydelegował do gry Andrija Szewczenko i Arjena Robbena. Żaden z nich nie wprowadził jednak znaczącej zmiany w grze Chelsea. Na wzmiankę zasługuje tylko rzut wolny, wykonywany przez Ukraińca, z którym jednak poradził sobie Wiese. Werder obronił korzystny wynik i zajmuje obecnie drugą pozycją w tabeli. Bitwa o awans odbędzie się w następnej kolejce, w meczu przeciwko Barcelonie.


Lewski Sofia - FC Barcelona 0:2
(Giuly 5’, Iniesta 65’)

Nikt chyba nie dawał wielu szans Lewskiemu w starciu z Dumą Katalonii, ale na niespodziankę, chociażby w postaci remisu, liczyli wszyscy kibice Werderu.

Z początku mogli poczuć się w pewnym sensie usatysfakcjonowani, bo gospodarze zaczęli mecz od groźnego ataku Jowowa, który z łatwością ograł obrońców Barcelony, ale piłka po jego strzale trafiła tylko w boczną siatkę. Później na boisku liczyła się tylko Barcelona. Dość szybko, bo w 5. minucie, gola dla gości zdobył Giuly. Po stracie bramki zawodnicy Lewskiego znów zaczęli przeprowadzać śmielsze ataki, grali bez kompleksów, dużo strzelali z daleka, ale nie stwarzali za dużo okazji bramkowych.

Po przerwie szansę na podwyższenie wyniku miał Gudjonhsen, ale strzelił wprost w bramkarza. W 65. minucie sytuację strzelecką wypracował sobie Deco, uderzył mocno na bramkę Petkowa, ale Bułgar zdołał ten strzał obronić. Zrobił to tak niefortunnie, że wypił piłkę przed siebie, gdzie czekał Iniesta, który bezlitośnie wykorzystał ten prezent. Później ponownie bramkę mógł zdobyć Gudjonhsen, ale i tym razem nie potrafił wykorzystać dobrej ku temu okazji, którą stworzył mu Ronaldinho. Barcelona zajmuje obecnie trzecią pozycję w tabeli, tracąc dwa punkty do Werderu.


GRUPA B
Internazionale - Sporting Clube de Portugal 1:0
(Crespo 36’)

Gdyby Portugalczykom udało się wygrać ten mecz, mogliby jeszcze marzyć o awansie do fazy pucharowej. Inter był jednak zdecydowanym faworytem tego spotkania, mimo iż na ławce rezerwowej usiedli tacy piłkarze jak Adriano czy Luis Figo.

Już po dwóch minutach Włosi mogli prowadzić, po tym jak Crespo świetnie zachował się w polu karnym, przyjmując piłkę, obracając się z nią i pewnie umieszczając ją między słupkami. Radość napastnika Interu przerwał gwizdek sędziego, który stwierdził pozycję spaloną. Hernan Crespo stanął przed jeszcze jedną okazją, gdy po podaniu Stankovicia miał przed sobą tylko bramkarza. I tym razem pokonał go bardzo pewnie, z tym wyjątkiem, że bramka została uznana i Argentyńczyk mógł cieszyć się z prowadzenia Interu.

Sporting atakował bardzo „prowizorycznie". Czemu prowizorycznie? A temu, że ich ataki były bardzo niemrawe, wolne, pozbawione jakiejkolwiek koncepcji, pomimo iż to nie pomysł był tutaj rzeczą kluczową, a chęci, których Portugalczykom brakowało. Inter starał się to wykorzystać, a bliski strzelenia swojej drugiej bramki był Crespo, ale po podaniu Grosso nie zdołał dosięgnąć piłki. Niedługo potem znów znalazł się w dobrej sytuacji, lecz jego strzał wybronił Ricardo. Mediolańczycy mieli sporo miejsca, aby oddawać strzały z dystansu, gdyż piłkarze Sportingu nie kwapili się do szczególnej aktywności w obronie. Tym sposobem zaprzepaścili swoje szanse na awans z grupy.


Spartak Moskwa - Bayern Monachium 2:2
(Kaliczenko 16’, Kovać 72’ - Pizarro 22’, 39’)

Pierwszy mecz obydwu drużyn zakończył się wynikiem 4:0 dla Bawarczyków, więc jasnym było, że na własnym terenie, Rosjanie będą chcieli się za wszelką cenę zrewanżować.

Zrewanżowali się po części w 16. minucie, kiedy to Maksim Kaliczenko zdobył gola z rzutu wolnego. Oliver Kahn był kompletnie zaskoczony jego strzałem. Bayern jednak szybko odrobił straty, bo już sześć minut później, po dośrodkowaniu Schweinsteigera, bramkę głową zdobył Pizarro. Nie był to koniec bramkowego dorobku Peruwiańczyka w tym meczu, bowiem jeszcze w pierwszej połowie, strzałem z ponad 20 metrów, zapewnił swojemu zespołowi prowadzenie.

Spartak nie pogodził się z takim wynikiem i próbował wyrównać. Dobrą akcję przeprowadził Bystrow, ale wykończyć jej nie potrafił Pawljuczenko, fatalnie przestrzelając. Bramkę na wagę jednego punktu zdobył Kovać, z bliskiej odległości pokonując Kahna. Niemiecki bramkarza popisał się dobrą interwencją chwilę później, przy strzale Bystrowa. Jeszcze w końcówce dobrą okazję miał Makaay, ale wynik nie uległ już zmianie.


GRUPA C
Bordeaux - Galatasaray 3:1
(Alonso 22’, Laslandes 47’, Faubert 50’ - Inamoto 73’)

Przed tą kolejką, sytuacja w grupie C była już w pełni wyjaśniona. Stawką temu meczu było trzecie miejsce i awans do rozgrywek Pucharu UEFA.

Na samym początku gospodarze sprawiali wrażenie rozkojarzonych. Mało brakowało, a jeden z obrońców pokonałby własnego bramkarza. Później piłkarze Bordeaux przejęli inicjatywę gry i strzelili pierwszą bramkę w meczu, po ładnym strzale Alonso. Turcy nie pokazywali nic, oprócz niecelnych strzałów.

Zaledwie dwie minuty po przerwie, ładną akcję przeprowadził Julien Faubert, dośrodkował w pole karne, gdzie na piłkę czekał już Laslandes. Francuz podwyższył wynik na 2:0. Momentalnie odpowiedzieli goście, ale po podaniu Hasana Sasa, żaden z dwóch piłkarzy Galatasaray, którzy mogli dojść do tej piłki, nie potrafił umieścić jej w bramce. Zrobił to jednak Faubert, tyle że trafił do naprzeciwległej bramki. Było już 3:0, a zawodnicy gości zaczynali się frustrować. Arda został sfaulowany w walce w powietrzu, ale długo nie zwijał się z bólu, gdyż od razu wstał i uderzył stojącego obok Francka Jurietti ciosem a la Zizou. Arbiter od razu nakazał mu opuścić boisko, pokazując czerwoną kartkę. Mimo straty zawodnika, honorową bramkę dla Galatasaray strzelił Japończyk Inamoto.


Liverpool FC - PSV Eindhoven 2:0
(Gerrard 65’, Crouch 89’)

Tak, jak wspomniałem, wiadomo było, że zarówno Liverpool, jak i PSV awansują do dalszej części rozgrywek. Spotkanie było bezpośrednią walkę o pierwsze miejsce i przywilej gry z teoretycznie słabszą drużyną.

Od początku w meczu przeważali Anglicy. Po błędzie obrońców, pierwszą bramkę mógł zdobyć kapitan zespołu, Steven Gerrard, ale strzelił obok bramki. Jeśli chodzi o zespół PSV, to dużą aktywnością wykazywał się Arouna Koné. To jednak Liverpool cały czas atakował, ale wynik nadal pozostał niezmieniony. Duża zasługa w tym Gomesa, który obronił m.in. groźny strzał z 20 metrów Zendena.

Po przerwie, podopieczni Rafaela Beniteza wreszcie zdobyli bramkę. ſadnym podaniem zabłysnął Dirk Kuyt, a Gerrard znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem, nie mając problemów z jego pokonaniem. PSV starało się przejąć inicjatywę, ale potrafili tylko strzelać, zamiast przeprowadzić jedną składniejszą i przemyślaną akcję, która dałaby im remis. W 89. minucie meczu, po głębokim dośrodkowaniu Luisa Garcii, piłkę głową strącił Zenden, a walkę powietrzną wygrał nie kto inny, tylko Peter Crouch, spokojnie kierując piłkę do bramki. Jeszcze w doliczonym czasie gry, w znakomitej okazji znalazł się Farfán, ale sędzia odgwizdał pozycję spaloną.


GRUPA D
Valencia CF - Olympiacos Pireus 2:0
(Angulo 45’, Morientes 46’)

Po słabszych meczach klubu z Hiszpanii, Olympiacos mógł upatrywać szansy w pokonaniu przeciwnika i zbliżeniu się do miejsc premiowanych awansem, chociażby do Pucharu UEFA. Valencia posiadała jednak komfort własnego boiska i, przede wszystkim, Angulo oraz Morientesa.

Mimo wszystko od mocnego uderzenia rozpoczęli goście. Już w pierwszych minutach strzelał Rivaldo, ale Cańizares nie dał się pokonać. W ślady za Brazylijczykiem poszedł Miloš Maric, który oddał silny i precyzyjny strzał, ale i tym razem bramkarz Valencii nie skapitulował. Po słabszym początku, piłkarze gospodarzy wreszcie zaczęli atakować, a bramkę mógł zdobyć Fernando Morientes, który minął golkipera gości, ale przed strzałem rozległ się gwizdek sędziego - El Moro był na spalonym. W ostatniej minucie pierwszej połowy, Angulo ładnie ograł rywali w polu karnym i mocnym strzałem pod poprzeczkę strzelił tzw. „bramkę do szatni".

Druga połowa zaczęła się takim samym akcentem, jaki zakończyła się pierwsza - golem dla Valencii. Kilkadziesiąt sekund po jej rozpoczęciu, w kierunku bramki dośrodkowywał Silva, walkę o piłkę wygrał Morientes i jak za dawnych lat strzelił ładną bramkę głową. Cztery minuty później genialnie zachował się Joaquin, który po dobrej akcji z dużą łatwością przeniósł piłkę nad bramkarzem, ale gdy ta zmierzała do bramki, tuż przed linią bramkową wybił ją Michał Żewłakow. Joaquin mógł się poprawić w 77. minucie, lecz po strzale z rzutu wolnego, piłka uderzyła w słupek bramki Nikopolidisa.


Szachtar Donieck - AS Roma 1:0
(Marica 61’)

Piłkarze Szachtaru nie mieli nic do stracenia, gdyż jeśli chcieli myśleć jeszcze o awansie z drugiego miejsca, musieli koniecznie pokonać zespół z Rzymu i liczyć na ich porażkę w następnej kolejce.

Gospodarze postawiali więc wszystko na jedną kartę, nie dając gościom dojść do głosu. AS Roma głęboko się cofnęła, broniąc własnej bramki, co udawało im się przez całą pierwszą połowę. Dwie wyśmienite okazje na bramkę zmarnował Brazylijski napastnik Brandao, ale może być zły tylko na siebie. Bramka wisiała w powietrzu, a na jej strzelenie, Ukraińcy mieli jeszcze 45 minut.

Po przerwie obudził się zespół Romy, ale zawodnicy Szachtaru nie pozwolili im długo na ofensywny styl gry i po chwili wszystko wróciło do normy, tzn. sytuacji z pierwszej odsłony meczu. W 61. minucie upragnioną bramkę zdobył Marica, po ładnym podaniu w pole karne od Jadsona Rodrigueza. Nie był to jednak koniec ataków ukraińskiej drużyny. Okazję miał wspomniany Jadson, ale lepszy okazał się bramkarz gości, Doni. Do samego końca oglądaliśmy ofensywne, bardzo ambitne ataki Szachtaru. Zwycięstwo jak najbardziej się im należało.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!