Advertisement
Menu

Ruud (anty?)bohaterem

Real-Lyon = 2:2

To już czwarty pojedynek Królewskich z drużyną Mistrza Francji w ostatnich dwóch sezonach. W pierwszych trzech starciach Real Madryt dwa razy przegrał, a raz zremisował. Przed meczem Diarra zagrzewał partnerów do boju, nazywając pojedynek ,,rewanżem". Capello, jak zwykle, starał się stonować emocje i zmniejszał rangę potyczki, w której obie walczące strony mają zagwarantowany awans do następnej fazy. Włoch nie zaskoczył składem, wystawił najczęściej grających w tym sezonie zawodników. Nawet lekko kontuzjowany Cannavaro zagrał od początku. I chociaż Lyon przyjechał do stolicy Hiszpanii bez takich piłkarzy jak Fred, Govou, Wiltord czy Benzema, wbrew deklaracjom Capello zapowiadał się wielki i emocjonujący mecz.

Królewscy rozpoczęli mecz lepiej niż goście. Dobry start zawdzięczają położeniu dużego nacisku na ścisłe krycie pomocników francuskiej drużyny. W pierwszych dziesięciu minutach Diarra i Emerson umiejętnie pilnowali tak ważnych rywali jak Toulanan, Juninho i Tiago. Robinho, Raul i Guti konstruowali całkiem niezłe akcje ofensywne. Początek mógł się podobać i dał całemu madridismo wielką nadzieję na to, że wreszcie uda się pokonać niewygodnego rywala. Niestety, zanim Blancos zdążyli na dobre rozwinąć skrzydła, podciął im je norweski napastnik John Carew, który pokonał Ikera po solowej, fantastycznej akcji. Była 11 minuta meczu.

Real nie potrafił poważnie zagrozić bramce strzeżonej przez Coupeta, niebezpiecznie było tylko po główce Raula. W dwudziestej minucie Guti doznał na tyle poważnego urazu, że musiał zostać zastąpiony przez Jose Antonio Reyesa. Dzięki temu fani Los Merengues mogli przekonać się, jak będzie wyglądała gra zespołu w niedzielnym pojedynku z Valencią. Pozycję Gutiego zajął Raul, a Reyes zaopiekował się prawą flanką. W kolejnych minutach wciąż największy zamęt w defensywie gospodarzy siał Carew. Po podaniu Norwega groźnie uderzał Tiago, ale Casillas popisał sie dobrą interwencją.

Królewscy nie potrafili zdominować gry. Sprawy nie układały się po myśli genialnego włoskiego stratega, zasiadajacego na ławce trenerskiej Królewskich, a sytuacji raczej nie ułatwił drugi gol dla gości, strzelony przez Maloudę po rzucie wolnym Juninho. Wyglądąło na to, że po pół godziny było już ,,pozamiatane", ale piłkarze Realu nie zamierzali złożyć broni, postanowili powalczyć dla kibiców o korzystny rezultat. Efektem ambitnej postawy był gol strzelony przez Diarrę, po okresie dobrej gry zespołu (zwłaszcza Reyesa). Ta bramka dała nadzieję na uzyskanie korzystnego wyniku w drugiej części gry.

W drugiej połowie wraz z emocjami wzrastało tempo gry. Podopieczni Fabio Capello nie mieli nic do stracenia - musieli zaatakować. Lyon skoncentrował się na defensywie i szukał okazji do kontry. Obie drużyny stworzyły sobie dogodne okazje strzeleckie, ale Ramos, Robinho, Carew i Malouda ostatecznie nie mogli unieść dłoni w geście radości. Wszystko mogło się zdarzyć, poczynając od wyrównania a kończąc na klęsce Raula i spółki. W ostatnich dwudziestu minutach Królewscy postawili wszystko na jedną kartę, Capello zdjął Emersona dając szansę Cassano, a drużyna dążyła do remisu.

Olympique Lyon świetnie się jednak bronił, wiadomym było że Real może zagrozić rywalom tylko po stałym fragmencie gry. No i właśnie w 83 minucie Ruud van Nistelrooy trafił do siatki ku wielkiej radości publiczności zgromadzonej na Santiago Bernabeu. Podopieczni Don Fabio nie zamierzali na tym poprzestać i dalej atakowali. Jedna z ostatnich akcji meczu przyniosła drużynie ogromną szansę na zwycięstwo - rzut karny! Do piłki podszedł bohater z Holandii i... w jednej chwili stał się antybohaterem. Ale tylko dla kibiców o płytkim rozumowaniu. Co prawda Holender po raz kolejny w tym sezonie zmarnował rzut karny, ale gdyby nie jego wcześniejsza postawa (gol i asysta) - ten rzut karny mógłby tylko otrzeć fanom łzy.

Podsumowując - wielka szkoda, że nie udało się wreszcie pokonać bardzo silnego Lyonu, choć była na to realna szansa. Z drugiej strony, odkładając na chwilę na bok rozgoryczenie i żal - piłkarzom Realu należą się ogromne brawa za walkę do samego końca! Naprawdę niewiele jest na świecie drużyn, które mogłyby zmusić wielki Lyon do tak defensywnej gry. Gdyby Ruud wykorzystał rzut karny, wszyscy nosiliby go na rękach i śpiewali o nim pieśni. Ale nie wykorzystał. Co nie znaczy jednak, że nie zasłużył na miano jednego z największych bohaterów pojedynku. Van Nistelrooy zmarnował już trzeci rzut karny w tym sezonie (a mamy dopiero listopad!) co dobitnie świadczy o tym, że Capello powinien na jakiś czas znaleźć innego kandydata do wykonywania jedenastek. Wielkie brawa dla Realu za charakter i ogromną wolę walki! Hala Madrid!

Real Madryt: Iker Casillas - Sergio Ramos, Ivan Helguera, Fabio Cannavaro, Roberto Carlos - Raul, Mahamadou Diarra, Guti (21 min. - Jose Antonio Reyes), Emerson (76 min. - Antonio Cassano), Robinho - Ruud van Nistelrooy
Olympique Lyon: Gregory Coupet - Anthony Reveillere, Cris, Sebastien Squillaci, Eric Abidal - Tiago, Jeremy Toulalan (90+2 min. - Alou Diarra), Juninho Pernambucano - Francois Clerc, John Carew, Florent Malouda.

Sędziował: Terje Hauge (Norwegia)

Bramki:
0:1 John Carew 11’
0:2 Florent Malouda 31’
1:2 Mahamadou Diarra 39’
2:2 Ruud van Nistelrooy 83'
Niewykorzystany karny van Nistelrooya

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!