Advertisement
Menu

Środowe mecze Ligi Mistrzów

W najciekawszym z meczów, Chelsea pokonała Barcelonę

Trzecia kolejka w grupach A, B, C i D zapowiadała się nad wyraz ciekawie. W większości meczów trudno było wytypować pewnego zwycięzcę. Hitem kolejki była potyczka Chelsea z Barceloną na Stamford Bridge. Nas ten mecz interesował szczególnie, oczywiście ze względu na zbliżające się Gran Derbi. Każdy madridista mógł sam ocenić, czego oczekiwać po przeciwniku w niedzielę. Barça pokazała się ze słabszej strony, ale niech to nas nie uśpi…


GRUPA A
Chelsea FC - FC Barcelona 1:0
(Drogba 47’)

Znów możemy obejrzeć mecz pomiędzy tymi dwoma drużynami. Spotkanie to (a można by nawet rzecz „coś więcej niż tylko spotkanie") niesie ze sobą zawsze sporo emocji, jednak próżno porównywać je do Gran Derbi, które, tak na marginesie, już w niedzielę.

Wróćmy jednak do meczu. Z początku był on wyrównany, z lekką jednak przewagą gospodarzy. W 16. minucie szybką akcję zainicjował Essien, dobrym podaniem „wypuścił" Drogbę, który tuż przed starciem twarzą w twarz z bramkarzem, oddał piłkę Szewczence. Ten zwyczajnie w nią nie trafił, a po chwili całą sytuację wyjaśnił Marquez, wybijając ją na rzut rożny (Ukrainiec domagał się jeszcze faulu po wejściu zawodnika Barcelony). Niespełna kilkadziesiąt sekund później Szewa mógł się zrehabilitować, ale posłał piłkę ponad poprzeczką. W odwecie, akcję lewą stroną przeprowadził Messi - udało mu się oddać strzał, ale skutecznie interweniował Hilario, który w bramce Chelsea zastępował kontuzjowanego Cecha i, również kontuzjowanego, Cudiciniego. Trzeci bramkarz popisał się także przy kolejnej składnej akcji Barçy, którą sprytnym strzałem zakończył Xavi.

Nie minęła minuta po rozpoczęciu drugiej połowy, a gola zdobyli gospodarze. Piłkę świetnie przyjął Drogba, oszukał obrońcę i strzelił zza pola karnego. Genialna akcja reprezentanta Wybrzeża Kości Słoniowej. Anglicy prezentowali ładną grę, przeprowadzając coraz to groźniejsze akcje. Po jednej ze składniejszych, w idealnej sytuacji (znów) znalazł się Szewczenko i (znów) ją zmarnował. Barcelona znalazła się w trudnej sytuacji, gdyż grając odważniej, narażała się na straty kolejnych bramek, pozostawiając małą liczbę graczy z tyłu. Tym samym Chelsea spokojnie broniła dostępu do własnej bramki, a w chwili odbioru piłki przeprowadzała szybkie kontrataki. Jeden z nich mógł zakończyć się drugim golem, ale strzał z kilku metrów Drogby, jak i dobitkę Szewczenki obronił Victor Valdés.

W końcówce oglądaliśmy rozpaczliwe ataki Barcelony, a najbliżej gola dającego upragniony remis był Messi, który strzelił głową minimalnie ponad poprzeczką. Chelsea obroniła Stamford Bridge i trzy punkty zostają w Londynie.


Werder Brema - Lewski Sofia 2:0
(Naldo 45’+1’, Diego 73’)

W ostatnim meczu Ligi Mistrzów, Werder Brema pokazał się z naprawdę dobrej strony i bliski był pokonania samej Barcelony! Zabrakło tylko nieco szczęścia i skupienia w końcówce spotkania. Nikt natomiast nie miał wątpliwości, że niemiecka drużyna poradzi sobie bez problemu ze słabiutkim, jak na realia tych rozgrywek, Lewskim Sofia.

Niespodzianką więc nie był fakt, że pierwsza połowa należała do gospodarzy. Dopiero w jej końcówce, w doliczonym czasie gry, Naldo, wykonując rzut wolny, uderzył sprytnie, precyzyjnie, aczkolwiek lekko i po ziemi – to wystarczyło, by pokonać bramkarza zespołu z Sofii.

Druga połowa to próby podwyższenia wyniku przez Werder. Świetną akcję przeprowadził Brazylijczyk Diego - minął umiejętnie kilku zawodników i potężnie przymierzył na bramkę Petkowa, któremu udało się skierować piłkę na rzut rożny. Na 17 minut przed końcem, dobrym podaniem Brazylijczyka „obsłużył" Hunt. Diego wyszedł na wolną pozycję i mając przed sobą tylko golkipera, pewnie umieścił piłkę w siatce.

Werder oddał na bramkę gości łącznie 16 strzałów, podczas gdy ich przeciwnik zaledwie 3. Pokazuje to dobitniej niż wynik spotkania, że boisko całkowicie zdominowali podopieczni Thomasa Schaffa.


GRUPA B
Internazionale - Spartak Moskwa 2:1
(Cruz 1’, 9’ - Pawljuczenko 54’)

Inter to niespodzianka tej edycji Ligi Mistrzów. Niespodzianka w negatywnym tego słowa znaczeniu, ponieważ piłkarze z Mediolanu nie zdołali zdobyć jeszcze ani punktu! Jeśli myśleli oni jeszcze o awansie, to właśnie w tym meczu powinni pokazać, że na takowy ich stać.

Chcieć, znaczy móc. 1. minuta, „wrzutka" Recoby, trochę zamieszania w polu karnym i przytomne zachowanie Julio Cruza - mocny strzał pod poprzeczkę. Kowalewski był bez szans. Tak właśnie zaczął się ten mecz - jakże wspaniale dla włoskich kibiców. Piłkarze bardzo chcieli udowodnić im, że potrafią grać dobrze; cały czas atakowali. 8 minut później po raz kolejny piłkę dośrodkowywał Recoba, Wojciech Kowalewski popełnił fatalny błąd i nie zdołał dosięgnąć piłki. Ta trafiła wprost na głowę Cruza, który z łatwością zdobył drugiego gola w tym meczu.

Już na początku drugich 45 minut znakomitym strzałem pokazał się Luis Figo, a bita przez niego piłka trafiła w poprzeczkę. Chwilę później włoska obrona ukazała nieporadność i popełniła błędy, czego konsekwencją była strata bramki. Spartak dzięki strzelonemu golowi ujrzał światełko w tunelu i myślał jeszcze o remisie, do końca atakując. Niestety, nie udało im się i musieli połknąć gorycz porażki.


Sporting - Bayern Monachium 0:1
(Schweinsteiger 19’)

Bayern przed spotkaniem na Jose Alvalade miał komplet punktów na koncie. Aby umocnić swoją pozycję w grupie i dążyć do zapewnienia sobie awansu, musieli pokonać Sporting, czający się tuż za nimi.

Bawarczycy już od samego początku rzucili się do ataku. Po raz pierwszy uderzał Schweinsteiger, ale jego potężny strzał obronił Ricardo. Przy drugiej okazji lepszy był już reprezentant Niemiec, pokonując strzałem z ok. 30 metrów portugalskiego bramkarza. W ciągu sekundy stał się bohaterem meczu i kibiców Bayernu, ale na początku drugiej połowy ujrzał drugą żółtą kartkę i był zmuszony do opuszczenia boiska. Mimo liczebnej przewagi, Sporting nie potrafił pokonać Olivera Kahna, mimo iż Portugalczycy oddali dwa razy więcej strzałów niż goście z Monachium.


GRUPA C
Bordeaux - Liverpool FC 0:1
(Crouch 58’)

Nie wiele zabrakło, by gospodarze w pierwszych minutach objęli prowadzenie. Johan Micoud, po dośrodkowaniu Wendela, mógł skierować piłkę głową do bramki Reiny, ale zabrakło centymetrów. Była to jedna z nielicznych akcji gospodarzy i za razem najlepsza. Dalej prym wiodła drużyna z Liverpoolu, której to trener nadal stosuje system rotacji, w każdy meczu wystawiając zupełnie inną jedenastkę. W idealnej sytuacji znalazł się Peter Crouch, ale przestrzelił będąc kilka metrów od bramki, zupełnie nie pilnowanym. W końcówce pierwszej połowy miał jeszcze jedną okazję, lecz i tej nie wykorzystał.

Po przerwie nadal atakowali Anglicy. Dobry strzał oddał Hiszpan Luis García, ale Ramé nie dał się pokonać. Trzy minuty później było już 1:0. Zasłużoną bramkę dla gości strzelił Peter Crouch, wykorzystując swoje warunki fizyczne i uderzając piłkę głową. Bramka ta należała się także samemu Anglikowi, który pracował na nią przez cały mecz. Gol ten ożywił nieco graczy Bordeaux, którzy jakby dopiero po jego stracie zorientowali się, że mecz prowadzony jest pod dyktando Liverpoolu. W 87. minucie na boisku pojawił się Warnock i już niecałe 120 sekund po wejściu mógł wpisać się na listę strzelców. Anglik przeprowadził kapitalną akcję, przedarł się w pole karne Francuzów, ograł obrońców, ale ostatecznie uderzył zbyt lekko, by zaskoczyć Reinę. Pomimo wielu zmarnowanych okazji Liverpool wyszedł z tej potyczki zwycięsko i przywiózł do domu cały komplet punktów.


Galatasaray - PSV 1:2
(Ilić 19’ - Kromkamp 59’, Arouna Koné 72’)

Jako pierwsi bramkę zdobyli gospodarze, co mogło nieco zaskoczyć Holendrów, których celem było przede wszystkich zwycięstwo, które pozwoliłoby im utrzymać dobrą pozycję w grupie. W 19. minucie Ümit ładnie podał do Ilicia, ten uderzył bardzo słabo, niegroźnie, ale piłka odbiła się od jednego z zawodników i całkowicie zmyliła bramkarza gości. Piłkarze PSV jakoś nie potrafili zmusić się do groźniejszych ataków, jakby oszczędzali siły przed połową drugą...

I może nie był to pomysł głupi, ponieważ zaczęli ją bardzo ofensywnie, naciskając na obronę Galatasaray. Do remisu doprowadził Kromkamp, który oddał świetny strzał, przy biernej wręcz postawie Mondragóna. Bardzo aktywny w atakach gości był Arouna Koné. To właśnie on, po świetnym kontrataku, znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem i bez problemu go pokonał, wyprowadzając swój zespół na prowadzenie. Turcy byli podrażnieni takim przebiegiem spotkania, ponieważ przeciwnicy wydarli im zwycięstwo z rąk. Necati mógł wyrównać rezultat meczu, ale świetną interwencją popisał się Gomes.

Grupa C jest grupą podzieloną. Są w niej dwie drużyny, które przewodzą tabeli z 7 punktami oraz dwie, które zajmują miejsca trzecie i czwarte, z zaledwie jednym punktem. Czyżby sytuacja w tej grupie była już wyjaśniona?


GRUPA D
Valencia CF - Szachtar Donieck 2:0
(Villa 31’, 45’)

Nikt nie oczekiwał tu chyba zwycięstwa Ukraińców, toteż pewni wygranej zawodnicy Valencii od początku chcieli ją sobie zapewnić. Bardzo dogodną sytuację miał Joaquin, ale jego strzał z bliska wybronił bramkarz. W 31. minucie fatalny błąd obrońców Szachtaru bezlitośnie wykorzystał David Villa – będąc w sytuacji sam na sam, minął bramkarza i skierował piłkę z ostrego kąta wprost w pustą bramkę. W podobnej sytuacji znalazł się David Navarro, ale jego skutecznie zatrzymał jeden z obrońców. Świetne zawody rozgrywał Joaquin – kolejne niespełnione marzenie niektórych madryckich kibiców. W ostatniej minucie pierwszej połowy prostym zwodem minął przeciwnika i dośrodkował w pole karne. Piłka leciała za wysoko dla Pletikosa, ale opadła w okolicach długiego słupka, a tam czekał nie kto inny, tylko Villa. Oczywiście nie trzeba już pisać, że sytuację tę zamienił na bramkę ;)

Valencia nieco zwolniła i delektowała się korzystnym wynikiem. Nie znaczy to jednak, że nie stwarzała kolejnych okazji na gola – po prostu mniej się do nich przykładała. Mimo to, zespół z Ukrainy, w którym tym razem zabrakło Mariusza Lewandowskiego (przesiedział całe spotkanie na ławce), nie potrafiło zagrozić bramce Canizaresa. Do tego w 76. minucie drugą żółtą kartkę otrzymał Swiderskij i Szachtar kończy mecz w „dziesiątkę".


Olympiacos Pireus - AS Roma 0:1
(Perrota 76’)

Roma walczy o drugie miejsce w grupie D, ponieważ pierwsze wydaje się być zarezerwowane dla Valencii. Aby potwierdzić te aspiracje, potrzebna była wygrana w Grecji, a w praniu wyszło, że mecz wcale nie był tak prosty, jak można by było się tego spodziewać.

To zawodnicy Olympiacosu pierwsi strzelili bramkę. Gol padł w dużym zamieszaniu w polu karnym, a sędzia ostatecznie go nie uznał, ponieważ Anatolakis odpychał bramkarza, podczas gdy jego kolega spokojnie umieszczał piłkę w siatce. To zdeterminowało gospodarzy do jeszcze większych starań o bramkę. Genialną, indywidualną akcję mógł na nią zamienić Castillo, ale świetny strzał zatrzymał bramkarz Brazylijski bramkarz Doni.

Tak wyglądała także druga połowa. Dość zaskakujące było to, że na kwadrans przed końcem spotkania, AS Roma strzeliła bramkę. Wychowanek klubu, Rosi, podał piłkę wzdłuż bramki, a Perrotcie nie pozostało nic innego, jak tylko dołożyć nogę. Takim sposobem Włosi wyszli na prowadzenie i nie oddali go już do końca meczu.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!