Advertisement
Menu

Podsumowanie wtorkowych meczów Ligi Mistrzów

3. kolejka rozgrywek, czyli wygrana Realu Madryt i dużo bramek

Po trzech tygodniach przerwy powraca Liga Mistrzów. Dzisiaj rozegrano mecze 3. kolejki, tym razem poczynając od grup E, F, G i H. Kibice nie mogli poczuć się zawiedzeni, ponieważ drużyny, występujące we wspomnianych grupach, postarali się o wysoką średnią bramek na mecz.

GRUPA E
Steaua Bukareszt – Real Madryt 1:4
(Badea 64’ – Sergio Ramos 9’, Raúl 34’, Robinho 56’, van Nistelrooy 76’)

Po porażce z Getafe, kibice oczekiwali przede wszystkim zwycięstwa, oczywiście możliwie najwyższego. Zadanie piłkarze wykonali perfekcyjnie. Już po 9 minutach prowadzili po golu Ramosa, a jeszcze w pierwszej połowie wynik podwyższył Raúl González. Po bramce Robinho, któremu kibice nadali tytuł „Man of the match", nasi zawodnicy byli już pewni zwycięstwa i wtedy właśnie stracili bramkę. Jednak nie długo potem, genialnym „lobem" popisał się Ruud van Nistelrooy, ostatecznie ustalając wynik na 4:1. Więcej o tym meczu tutaj.

Dynamo Kijów – Olympique Lyon 0:3
(Juninho 31’, Källström 38’, Malouda 50’)

Gospodarze byli skazywani na porażkę, co było z resztą dość logicznym rozumowaniem. Lyon jest rozpędzony i z łatwością ogrywa każdą drużynę, którą napotka na swej drodze - czy to liga krajowa, czy Liga Mistrzów. Mimo wszystko, piłkarze Dynama wcale nie poddali się bez walki. Bramkę strzelił Rebrow, ale arbiter liniowy podniósł w górę chorągiewkę, sugerując pozycję spaloną. Chwilę później groźny strzał na bramkę Vercoutre oddał Miłewskyj, lecz świetną paradą zabłysnął właśnie Francuz. Owa przewaga gospodarzy nie trwała długo, gdyż Lyon z minuty na minutę grał coraz lepiej.

31 minuta, ok. 20 metr od bramki, Juninho – to wystarczy, aby każdy wyobraził sobie okoliczności, w jakich padła pierwsza bramka w tym meczu (dla kibiców o małej wyobraźni – Brazylijczyk zrobił to, co umie najlepiej, czyli zamienił rzut wolny na ładnego gola). Siedem minut później wynik podwyższył Källström.

Nie minęło 5 minut drugiej odsłony meczu, a piłka ponownie znalazła się bramce ł?ucenki. Tym razem egzekutorem był Malouda, który uprzedził bramkarza strąceniem futbolówki głową. Miejscowi gracze próbowali się odgryźć, ale niemiłosiernie marnowali dogodne sytuacje bramkowe. Jeszcze w doliczonym czasie Lyon mógł strzelić bramkę numer cztery, ale wypracowanej przez Wiltorda okazji nie wykorzystał Fred.


Grupa F
Celtic FC – SL Benfica 3:0
(Miller 56’, 66’, Pearson 90’)

Kibiców Celticu straszono przed tym meczem kontuzjami ich pupili, i rzeczywiście – absencję zaliczył m.in. Jan Vennegoor of Hesselink i Thomas Gravesen. Nie przeszkodziło to jednak Szkotom w rozegraniu dobrego meczu…

Już od pierwszej minuty podopieczni Gordona Strachana ruszyli z natarciem na bramkę Quima. Ten starał się jak mógł, by tylko nie dopuścić do straty gola, a nadmienić warto np. dobry strzał Maloney’a, zatrzymany właśnie przez portugalskiego golkipera.

W bramce Celticu nie zabrakło Artura Boruca. Polaka w drugiej połowie próbował pokonać Simăo, którego niektórzy kibice z kraju nad Wisły zapewne pamiętają z tego niezwykłego, pamiętnego, historycznego już meczu na stadionie Śląskim ;) Zawodnicy z Glasgow przeprowadzali dobre akcje, rozrzucali obronę Benfiki na boki. Taka sytuacja miała miejsce przy okazji pierwszej bramki, której autorem został Kenny Miller.

Strata bramki wpłynęła korzystnie na grę Portugalczyków, którzy zaczęli ostrzeliwać bramkę polskiego bramkarza. W jednej z akcji, przy strzale Nuno Asisa, uratowała go poprzeczka. Goście tak angażowali się w ofensywę, że zapomnieli o tyłach. Jedna szybko akcja Celticu, świetne rozegranie piłki Maloney’a z Millerem i ten ostatni wpisuje się po raz drugi na listę strzelców. Mimo tak trudnej sytuacji, piłkarze Benfiki nadal atakowali, ale częściej oddawali strzały w trybuny i bandy, aniżeli w światło bramki. W samej końcówce ładną, składną akcję przeprowadził Pearson z Nakamurą, Japończyk strzelił z ostrego kąta na bramkę, piłkę zdołał wybić Quim, ale przy dobitce Pearsona nie miał już szans.

Manchester United – FC Kopenhaga 3:0
(Scholes 39’, O’Shea 46’, Richardson 83’)

Manchester nie zamierzał „patyczkować się" ze słabszym rywalem i od początku stwarzał sytuacje, które zawodnicy Czerwonych Diabłów seryjnie marnowali. Po dobrej akcji, w doskonałej okazji na bramkę znalazł się Saha, jednak potrafił on jedynie trafić w bramkarza gości. Swojej niemocy strzeleckiej nadal przełamać nie mógł Rooney, nawet wtedy, gdy Ronaldo idealnie wyłożył mu piłkę przed bramkę, Anglik nie zdołał jej wbić na pustą bramkę. Dopiero w 39. minucie los w swoje ręce wziął Scholes, który pokonał bramkarza odważnym, celnym strzałem z dystansu. Piłkę dobrze wystawił mu Saha.

Po przerwie zapał do gry ManU nie przeminął, ba! Wzrósł! Znów przed szansą stanął Wayne Rooney, tym razem sprytnie lobował on bramkarza, a gdy wydawało się, że piłka ostatecznie wpadnie do siatki, ze skuteczną interwencją pośpieszył jeden z obrońców. Druga bramka padła w dość przypadkowych okolicznościach – po rzucie rożnym piłka odbiła się od nogi O’Shea i wpadła do siatki. Anglicy dominowali w tym spotkaniu, a podkreślili to jeszcze jedną bramką. W 76. minucie na boisku pojawił się Richardson i już niespełna kilka minut później zabłysnął strzałem z ponad 25 metrów, jednocześnie wpisując się na listę strzelców. Duży udział miał przy tym golu Christiansen, który mógł postarać się o lepszą interwencję przy strzale Anglika.


Grupa G
CSKA Moskwa – Arsenal FC 1:0
(Carvalho 24’)

Arsenal przyjeżdżał do mroźnej Rosji w roli faworyta, ale dość jasnym było, że spotkanie z CSKA do łatwych należeć nie będzie. Piłkarze Wengera przekonywali się o tym już od samego początku i to dobitnie. Świetną akcję przeprowadził Dudu, ominął kilku graczy drużyny przeciwnej i wystawił piłkę Ałdoninowi, wcześniej będąc faulowanym. Sędzia podyktował rzut wolny. Ignaszewicz dobrze wystawił piłkę Danielowi Carvalho, Brazylijczyk znalazł wolną przestrzeń między zawodnikami Arsenalu i potężnie uderzył na bramkę Lehmanna, który był bez szans. 1:0.

Jeszcze w pierwszej połowie drugą bramkę strzelił Wagner Love, ale w momencie podania znajdował się na ewidentnym spalonym. Arsenal starał się narzucić własne tempo gry i stworzyć sytuacje, które przyniosłyby bramkę wyrównującą. Owszem, były takie, ale Kanonierzy popisywali się tylko nieumiejętnością ich wykorzystywania (jeśli w ogóle jest czym się popisywać…). Najlepszą okazję miał chyba van Persie, ale zbyt długo zastanawiał się nad tym, cóż uczynić z piłką i bramkarz z łatwością Holendra zatrzymał.

Arsenal starał się bardzo, nawet o wynik remisowy, ale przypominało to „walenie głową w mur". Piłka w końcu znalazła się w bramce Akinfiejewa, ale sędzia odgwizdał spalony. Niedługo potem kibice londyńczyków po raz kolejny podskoczyli z foteli, ale znów ich radość przerwał gwizdek arbitra. Tym razem, przy golu Henry’ego, arbiter dopatrzył się zagrania ręką w momencie przyjęcia piłki przez Francuza, a ponadto ukarał go żółtym kartonikiem. Można nie być do końca przekonanym o słuszności decyzji pana Manuela Mejuto Gonzáleza, ponieważ powtórki telewizyjne raczej wskazywały o jej błędności.

FC Porto – HSV 4:1
(Lisandro López 14’, 81’, Lucho González 45’+3’(karny), Hélder Postiga 69’ – Trochowski 89’)

Dużą aktywnością wykazywali się piłkarze Porto. Ich postawa sugerowała, że jak najszybciej chcą przesądzić o losach tego spotkania na własną korzyść. I udało się. ł?adną akcję przeprowadził Anderson, zagrał piłkę wzdłuż linii bramkowej, dzięki czemu Lisandro López (na zdjęciu) otrzymał ją podaną jak na tacy, wystarczyło tylko dołożyć nogą i trafić na pustą bramkę. Wynik 1:0 utrzymywał się przez większość pierwszej połowy, ale tuż przed jej zakończeniem, Daniel Ljuboja zatrzymał piłkę ręką, i to dość widocznie. Dostrzegł to także sędzia i podyktował rzut karny, a na bramkę zamienił go Lucho González.

2:0 wydawało się wynikiem niskim, więc Portugalczycy nadal atakowali, jakby rezultat ich kompletnie nie zadowalał. W 69. minucie genialną akcję przeprowadził Ricardo Quaresma, dośrodkował w pole karne, gdzie strzałem głową zakończył ją Postiga. Portugalczyk znajdował się na pozycji spalonej, ale tym razem sędzia liniowy tego nie dostrzegł. Jeszcze jednego gola dołożył Lisandro López, a na minutę przed końcem spotkania, honorowe trafienie dla drużyny z Hamburga zaliczył Trochowsky.


Grupa H
Lille – AEK Ateny 3:1
(Robail 64’, Gygax 82’, Makoun 90’+1’ – Ivić 68’)

Nikt nie oczekiwał, że mecz ten będzie rozgrywany na wysokim poziomie. Może i tak nie było, ale spotkanie było dość wyrównane, a obie drużyny były nastawione ofensywnie, głównie skupiając się na strzeleniu bramki. Bliski był tego Júlio César, ale jego piękny strzał, co prawda z trudem, ale jednak wybronił Sylva. Szybko jednak próbowali zrewanżować się gospodarze i na tej zasadzie można opisać przebieg meczu.

Bramek jednak w pierwszej połowie nie ujrzeliśmy. Wszystko było jeszcze przed nami. W 64. minucie po mistrzowsku w polu karnym zachował się Abdul Kader Keita, który pomimo asysty trzech piłkarzy AEK, zdołał podać do Robaila, autora pierwszej bramki. Gości strata bramki podrażniła i szybko się Francuzom zrewanżowali, doprowadzając do remisu 1:1. Nie był to jeszcze koniec meczu – był to zaledwie początek końca. W 82. minucie znów świetną asystą popisał się reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej, Keita, a sytuacja, w której bramkę zdobył Gygax, przypominała tę z pierwszej bramki dla Lille. Już w doliczonym czasie gry, Greków dobił Makoun, ładnie oszukując obrońcę i pewnie strzelając trzecią bramkę dla swojego zespołu.

Anderlecht – AC Milan 0:1
(Kaká 58’)

AC Milan ma ostatnio problemy ze strzelaniem bramek. Napastników włoskiego klubu często wyręczają koledzy z linii pomocy, nie inaczej było i w meczu dzisiejszym…

Nie mogło być niespodzianką, że to Mediolańczycy opanowali sytuację na boisku i często atakowali. To nie przekładało się jednak na wynik, który pozostawał „nietknięty". Świetne okazje zaprzepaszczali Inzaghi i Oliveira.

Honor drużyny po raz kolejny uratować musiał niezwykły, niezastąpiony Kaká. Brazylijczyk w 58. minucie uderzył cudownie z ok. 20 metrów, niemal w samo okienko, nie dając jakichkolwiek szans bramkarzowi. Cóż, nam pozostaje tylko wzdychać, że Ramón Calderón nie dotrzymał swoich obietnic wyborczych… Milan prowizorycznie atakował dalej, ale nie były to ataki godne kolejnej bramki dla podopiecznych Carlo Ancelottiego. W ostatnich minutach bardzo ambitnie zaczęli grać gospodarze, momentami robiło się gorąco pod bramką Didy, którego to od staty bramki uratowała poprzeczka oraz mnóstwo szczęścia i przypadku.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!