Advertisement
Menu

Steaua Bukareszt - Real Madryt 1:4!

Słaby przeciwnik czy dobra forma?

Co można było powiedzieć o grze Królewskich przed kolejnym spotkaniem w Lidze Mistrzów? Dosłownie wszystko. Pod wodzą Capello, Real Madryt zagrał świetny mecz z Levante, przeciętny z Atletico Madryt, oraz tragiczny z Getafe. Niebo, czyściec, piekło. Ciężko w tym przypadku typować „Jak dzisiaj zagra Real?’’. Wielkie drużyny rodzą się w bólach, ich forma przypomina często sinusoidę, a gra jest zwyczajną loterią. Częściowo było tak i dziś. Jednak, o ile można porównywać Steauę do Getafe, to już porównywanie spotkań z tymi dwoma drużynami jest kompletnie nietrafne. Dzisiaj Królewskim chciało się grać, biegać i walczyć. Komu najbardziej to wychodziło? Przyjrzyjmy się.


Beznadziejnego w meczu z Getafe Beckhama, zastąpił Robinho, zamiast Cassano, do gry oddelegowany został Raul. Capello zmienił również ustawienie na bardziej ofensywne. W tym spotkaniu najważniejsze były jednak zmiany w składzie. Od pierwszych minut atakowali gospodarze, jednak spokojniejszy Real szybko uspokoił grę. Nie potrafił jednak przejść do ataku w przeciwieństwie do Steauy. Dużą chęć do gry wykazywał Robinho, który okazał się w pierwszej połowie głównym motorem napędowym akcji. Już w 6. minucie, jego szarżę, obrońcy musieli zatrzymać faulem, którego jednak nie zauważył sędzia. Młodego Brazylijczyka to jednak nie zraziło, już minutę później próbował zaskoczyć bramkarza strzałem z dystansu, jednak jego strzał był za słaby. Nasza czarna perła poderwała do walki cały zespół, który przejął inicjatywę, Steaua próbowała atakować, jednak jej ataki zaczynały być niepewne i mało zdecydowane. Real również miał problem z wyprowadzeniem ataku, problem ten jednak rozwiązywał Robinho. Chwilę później, dołączyło do niego drugie skrzydło Królewskich. Duet Carlos – Guti robił się coraz bardziej aktywny. Gol dodałby Królewskim pewności siebie, na pewno uspokoiłby również nieco szarpane ataki. Jak na życzenie – stało się. Już w 8. minucie głębokie dośrodkowanie Ramosa i piłka wychodzi na rzut rożny. Tam Guti dośrodkowuje ostro piłkę, wprost na głowę niekrytego Ramosa, który pakuje piłkę do siatki. Real Madryt prowadzi 1:0 już po dziesięciu minutach! I tak mocno umotywowani podopieczni Capello, zamierzali pójść za ciosem. W dwie minuty po bramce Ramosa, uderzyć z rzutu wolnego jak za najlepszych lat próbował Roberto Carlos, który jednak lata te ma już za sobą i uderzył prosto w mur. To jednak nie wszystko co miał w zanadrzu Real. Piłka ze środka wędrowała na skrzydła, gra nieco się usystematyzowała. Nadal aktywny był Robinho, któremu jednak brakowało szczęścia. Robson strzelał, kiwał, szarżował. Skrzydła Królewskich były w tym spotkaniu zagrożeniem. Po dośrodkowaniu Carlosa strzelał van Nistelrooy, w ostatniej chwili strzał został zablokowany. Chwilę później, ciekawie rozwiązany rzut rożny mógł zamienić się w gola, jednak Robinho nie opanował piłki. Był to jednak przełomowy moment, Steaua, widząc rosnącą przewagę Realu, odkryła się i zaatakowała śmielej. Niezatrudniona dotychczas madrycka obrona zostawiła sporo miejsca Dice, którego świetny strzał we wspaniałym stylu wybronił Casillas. Real odpowiedział błyskotliwym podaniem Gutiego, do którego jednak nie doszedł Raul. W 29. minucie mocno pod bramką Rumunów zamieszali Brazylijczycy. Robinho, podaniem piętą uruchomił Carlosa, którego dośrodkowanie zostało zablokowane. Chwilę później ponownie Robinho, po raz kolejny piętą, raz jeszcze podawał do Carlosa. Tym razem dośrodkowanie udane tylko w połowie, gdyż nie doszedł do niego van Nistelrooy. Dosłownie chwilę później piłkę ze skrzydła dostał Emerson, który popisując się fantastycznym podaniem uruchomił holenderskiego napastnika. Jego strzał, z trudem obroniony przez Carlosa Fernandesa, spokojnie dobił Raul, dla którego gol w tym spotkaniu był 54 golem w rozgrywkach Ligi Mistrzów co jest rekordem absolutnym. Spotkanie po tym golu, nieco straciło na tempie. Steaua straciła chyba wiarę w odrobienie strat, zaś Real ograniczał się do ataku pozycyjnego, który od czasu do czasu przerywał szarżą Robinho. Brazylijczykowi nadal brakowało jednak szczęścia. Mozolnie rozgrywany atak podopiecznych Capello uśpił rumuńską defensywę. Strzał Raula z 38. minuty został jednak w ostatniej chwili zablokowany. Niestety, dwa gole uśpiły także obronę Królewskich. W 40. minucie, jeden błąd Cannavaro mógł kosztować Real Madryt gola do szatni jednak pozostali defensorzy w porę wyjaśnili sytuację pod własną bramką. W końcówce, po raz kolejny zabłysnął Robinho. Po jego strzale w 42. minucie, bramkarzowi Steauy pozostało jedynie wybijać piłkę przed siebie. Tam dopadł do niej Raul, który jednak nie był w stanie celnie uderzyć. Piłkarze zeszli do szatni przy stanie 2:0.


Pierwsza połowa nie była porywającym widowiskiem, jednak gole nie padają z niczego. Królewscy przeważali od 10. do 45. minuty, napierając na bramkę rywala, mniej lub bardziej zdecydowanie. Niezłe zawody grał Helguera, który kilka razy uratował zespół po błędach w środku pola. Fantastycznie spisywał się Robinho, który ze wszystkich sił chciał udowodnić Capello, że powinien zająć miejsce na lewym skrzydle na dłużej. Gola nie strzelił, zamierzał więc jeszcze lepiej wykorzystać następne 45 minut gry. Trzeba też wspomnieć o poprawnej grze Gutiego i Carlosa, oraz przyzwoitej postawie – zarówno w ofensywie jak i defensywie – Sergio Ramosa.


Piłkarze wyszli na boisko w niezmienionych składach. Zrezygnowana Steaua szybko przystąpiła do odrabiania strat. Prowadzący 2:0 piłkarze Realu Madryt, nie zamierzali marnować sił przed pojedynkiem z FC Barcelona, więc ograniczyli się do długich piłek, posyłanych głównie do van Nistelrooya. Rumuńscy kibice wstrzymali oddech w 53. minucie, czekając na decyzję sędziego. Carlos popychał w polu karnym napastnika Steauy, sędzia kazał jednak grać dalej. Ufff… Wobec ofensywnej postawy Rumunów, ciężko było o składną akcję Realu, więc Guti zdecydował się na długie podanie do Robinho. Brazylijczyk przyjął piłkę po lewej stronie pola karnego, zszedł zwodem do środka, po czym strzałem w długi róg nie dał szans Fernandesowi. Tak więc w 56. minucie było już „posprzątane’’. Grę skrzydłami ostatecznie zastąpiły długie podania, ataki gospodarzy były z kolei szarpane i nie dokładne. Nieco nudna gra z obu stron sprawiła, że piłkarze zaczęli popełniać błędy. Najpierw niebezpieczne dośrodkowanie dopiero w ostatniej chwili zablokowali madryccy obrońcy. Potem piłkę wrzuconą z rzutu rożnego próbował wybijać jeden z piłkarzy Królewskich, wprowadził jednak dodatkowe zamieszanie we własnych szykach obronnych. Piłkę dopadł Dicca, podając ją wzdłuż bramki. Mimo rozpaczliwej interwencji Cannavaro, Badea zdołał wpakować piłkę do bramki. Steaua starała się pójść za ciosem, brakowało jednak siły ognia. W 68. minucie, szczęśliwie dla nas, do piłki wrzucanej w pole karne, nie doszedł żaden gracz Steauy. Dwie minuty później niecelny strzał Badei napędził wiele strach Casillasowi. Niektórzy Królewscy zrezygnowali z ataków, potrzebne były zmiany, które pozwoliłyby spokojnie dowieźć wynik do końca. W 72. minucie miejsce Gutiego zajął na boisku Beckham. Zmiana pomogła. Minutę po niej, przed szansą na podwyższenie rezultatu stanął Raul, który nie trafił w bramkę z najbliższej odległości. Chwilę później wychodzącego sam na sam Robinho, trzeba było zatrzymywać faulem, na żółtą kartkę. Real nacierał, nacierał i dopiął swego. Kolejne długie podanie – tym razem do van Nistelrooya. Holender świetnie odnalazł się w polu karnym i w asyście obrońcy, przepięknym lobem pokonał nieco zagubionego w tym spotkaniu Fernandesa. To dziwne, ale Królewscy nadal nacierali. Piąta bramka wisiała w powietrzu, jednak nieoczekiwanie, to Rumuni mogli strzelić drugą bramkę. Główkę Badei zatrzymał jednak pewny Casillas. Chwilę później, wprowadzony w 78 minucie Ronaldo, który zastąpił van Nistelrooya, mógł ostatecznie przypieczętować triumf Realu Madryt. El Fenomeno zmarnował jednak sytuację sam na sam. Na trybunach westchnienie – na boisku – ostatni gwizdek sędziego. Real Madryt – Steaua Bukareszt 4:1!

Niewątpliwie, był to niezły mecz w wykonaniu Królewskich. Mankamentów, szczególnie w grze ofensywnej nadal jest wiele, w miarę dobrze spisuje się jednak obrona, co dobrze wróży przed nadchodzącym spotkaniem z Barceloną. Świetny mecz zagrał Robinho, który przez całe spotkanie miał tysiąc sposobów na rozegranie piłki. Dobrze ze swoich zadań wywiązali się Carlos z Ramosem. Nie zawiódł Helguera. Pytanie tylko, czy to znowu przeciwnik był słaby, czy to dobra formy Królewskich? Konia z rzędu temu, który odpowie bez zastanowienia, a jeszcze będzie miał rację. Podsumowując, mecz przyjemny, poprawny w wykonaniu Realu Madryt, prawdziwą wartość drużyny Capello, poznamy jednak w niedzielę o 21:00.

Składy:
Steaua Bukareszt: Fernández; Saban (Thereau 57’), Goian, Ghihonea, Marin; Incolita, Parasziw (Oprita 78’), Lovin (Petre 62’), Bostina; Dica, Badea
Real Madryt: Casillas; Ramos, Helguera, Cannavaro, Roberto Carlos; Raúl, Emerson, Diarra, Robinho; Guti (Beckham 70’), van Nistelrooy (Ronaldo 78’)

Gole
0:1 '9 Ramos
0:2 '34 Raúl
0:3 '56 Robinho
1:3 '64 Badea
1:4 '76 van Nistelrooy

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!