Advertisement
Menu

Pierwsze mecze Champions League

Liga Mistrzów rozpoczęta!

Wielu kibiców długo czekało na ten dzień. Twierdzą oni zgodnie, że bez Ligi Mistrzów sezon nie byłby taki sam. Bo to właśnie elitarne rozgrywki Champions League, skupiające najlepsze (niekoniecznie najbogatsze) kluby Europy, dostarczają nam co roku wiele ciekawych spotkań, bramki niecodziennej urody, piękną i porywającą grę oraz (przede wszystkim) niemal niekończące się emocje. Dziś odbyła się pierwsza kolejka Ligi Mistrzów. Nie byliśmy świadkami jakiś wyjątkowych niespodzianek, ale to dopiero sam początek rozgrywek. Prawdziwe emocje jeszcze przed nami.

GRUPA A
Chelsea FC - Werder Brema 2:0
(Essien 24', Ballack 68' - rzut karny)

Niektórzy spekulowali, że Werder może odegrać rolę "czarnego konia" grupy A. Dziś przyszło mu się zmierzyć z Chelsea, która od kilku dobrych lat głośno zapowiada walkę o najcenniejsze klubowe trofeum w Europie, ale zawsze kończy się tylko na "gadaniu".

Zespół Mourinho od początku spotkania przejął inicjatywę gry, był pewny siebie i swobodnie rozgrywał piłkę. Trzeba nadmienić, że na dużo pozwalali im przeciwnicy, którzy weszli na boisko stremowani, jakby przestraszeni pojedynkiem z mistrzem Anglii. W 24. minucie obrońca Werderu Petri Pasanen popełnił fatalny błąd, w konsekwencji którego bramkę zdobył Essien, "Man of the match". Dopiero w końcówce pierwszej połowy odważniej zaczął grać Werder, ale na dobrych chęciach się zazwyczaj kończyło. Zupełnie niewidoczny był duet K&K (Klasnić i Klose).

Po przerwie niemiecki klub narzucił Chelsea swoje tempo gry i w 55. minucie był bliski wyrównania. Wyśmienitą okazję zmarnował Klose, posłając piłkę ponad bramką. Chwilę później król strzelców Weltmeisterschaft znalazł się w bliźniaczo podobnej sytuacji, ale trafił w poprzeczkę. Chelsea liczyła na grę z kontrataku i po jednym z nich Didier Drogba pobawił się w obrębie szesnastki w aktora, nieco wyolbrzymiając kontakt z obrońcą Werderu. Sędzia podyktował rzut karny dla londyńskiej drużyny, a na bramkę bardzo pewnie zamienił go Michael Ballack.

FC Barcelona - Lewski Sofia 5:0
(Iniesta 7', Giuly 39', Puyol 49', Eto'o 58', Ronaldinho 90'+3')

Było to wyjątkowe spotkanie dla obrońcy tytuły, gdyż po raz pierwszy w ponad stuletniej historii klubu, zawodnicy Barcelony wystąpili z reklamą na koszulkach, a dokładnie z logiem organizacji UNICEF.

Katalończycy rozpoczęli od mocnego uderzenia. Już po upływie 7 minut na tablicy wyników pojawił się wynik 1:0. Strzelcem pierwszej bramki był Iniesta, który po odegraniu piłki przez Ronaldinho, uderzył zza pola karnego sprytnie, po ziemi. Piłkarze z Sofii chcieli się odgryść, ale ich akcje przypominały walenie głową w mur. Jeszcze przed przerwą zawodnicy Barcelony podwyższyli wynik, dzięki bramce Giuly'ego.

Druga połowa to kontynuacja ataków Barçy. Chwilę po jej rozpoczęciu, strzałem z rzutu wolnego zaskoczył Ronaldinho. Brazylijczyk uderzył nisko nad ziemią, Georgi Petrow zdołał tylko wybić piłkę w bok, gdzie dobiegł do niej Puyol i spokojnie skierował ją do bramki. Było już 3:0, ale Barcelona nie rezygnowała z walki o kolejne trafienia. Czwarta bramka to kunszt Eto'o, który najpierw oszukał dwójkę obrońców, a następnie strzałem po ziemi pokonał samego bramkarza. W doliczonym czasie gry Ronaldinho pokazał, dlaczego uważany jest przez niektórych za najlepszego piłkarze na świecie. Popisał się on świetną akcję i jeszcze lepszym strzałem, w samo okienko bramki Petrowa. Było to podsumowanie dobrego meczu w wykonaniu Katalończyków.

GRUPA B
Sporting Lizbona - Internazionale Milan 1:0
(Caneira 64')

Inter to taki miły, "madrycki akcent", jeśli chodzi o grupę B. Aż czterech byłych Madridistas jest obecnie zawodnikami mediolańskiej drużyny. Inter ma jednak tak szeroką kadrę, że nie dla wszystkich starcza miejsc w pierwszej jedenastce. W pierwszej kolejce czekał ich wyjazd do Lizbony i mecz z tamtejszym Sportingiem.

Sportkanie od początku było żywe i bogate w bramkowe sytuacje. Piłkarze obydwu drużyn kierowali się hasłem: "akcja za akcję, strzał za strzał". To właśnie to, oraz szybkie tempo spotkania sugerowały, że drużyny obrały sobie za cel strzelenie jako pierwsi bramki. W pierwszych 45 minut żadnej z drużyn się to nie udało.

Po ponad godzinie gry Stadion Jose Alvalade oszalał z radości, gdyż kibice na nim zgromadzeni wreszcie ujrzeli bramkę. Na taką jednak bramkę, warto było czekać nawet ponad 60 minut. Portugalski obrońca, Caneira (na zdjęciu), popisał się pięknym strzałem z około 20 metrów, pod samą poprzeczkę. Bramkarz, mimo wielkich starań, nie zdołał tego strzału obronić, a i szanse na to miał bardzo małe. I to właśnie to precyzyjne uderzenie dało Sportingowi komplet punktów. Inter wraca do domu z pustymi rękoma, mimo iż w końcówce stworzył kilka okazji na gola.

Bayern Monachium - Spartak Moskwa 4:0
(Pizarro 48', Santa Cruz 52', Schweinsteiger 71', Salihamidzić 84')

W bramce drużyny z Rosji pewne miejsce ma polski bramkarz, Wojciech Kowaleski, który ostatnio zaprezentował się z bardzo dobrej strony w meczu eliminacyjnym z Serbią. Po jego przeciwnej stronie, między słupkami stał weteran Oliver Kahn.

Pierwsza połowa była chaotyczna w wykonaniu obydwu dryżyn. Strzelali oni często na bramkę, ale nie wiele z tego wynikało. Zarówno wspomniany Kowalewski, jak i Kahn zeszli do szatni z czystym kontem.

Bezbramkowy wynik musiał zdenerwować Felixa Magatha, trenera Bayernu. Zaraz po przerwie Bawarczycy uderzyli nad wyraz mocno, już po trzech minutach strzelając bramkę. Jej autorem był Pizarro. Niecałe 4 minuty później było już 2:0, za sprawą bramki Santa Cruza. Pizzaro miał okazję na swojego drugiego gola, ale w doskonałej sytuacji najpierw zatrzymał go bramkarz, a następnie Peruwiańczyk trafił w słupek. Zespół z Moskwy próbował podjąć starania o chociażby honorową bramkę, ale Kahn bronił bardzo dobrze i ani myślał o straceniu gola. Kowalewski nie raz musiał pokrzykiwać na swoich obrońców, którzy nie radzili sobie z przeciwnikiem. Potwierdzeniem tego były kolejne dwie bramki, tym razem Schweinsteigera (strzał z dystansu) oraz Salihamidzicia, po podaniu młodego Niemca.

GRUPA C
Galatasaray SK - Girondins de Bordeaux 0:0

Mecz pomiędzy dwoma (teoretycznie) najsłabszymi drużynami grupy C. Trudno było przed meczem wskazać murowanego faworyta, tak więc spodziewaliśmy się wyrównanego spotkania.

Mecz jednak nie przejawiał się ilością stworzonych sytuacji, ale raczej bronieniem własnej bramki i nieśmiałym atakowaniu tej rywala. Najlepszą okazją na gola miał chyba Jean-Claude Darcheville, który ofiarnie uderzając piłkę głową, skierował ją minimalnie obok bramki.

Dopiero w końcówce zawodnicy się "rozkręcili", ale bramki i tak nie ujrzeliśmy. Niezłą okazję miał Necati Ates, jednak jego strzał z woleja minął bramkę o kilka metrów.Trzeba przyznać, że z lepszej strony pokazała się drużyna turecka. Bordeaux stwarzało mniej zagrożenia, aczkolwiek starało się dobrze bronić, co udało im się w 100%.

PSV Eindhoven - Liverpool FC 0:0

Liverpool po przegranej 0:3 w derbach z Evertonem był głodny zwycięstwa. Czekał go jednak pojedynek z niełatwych rywalem - PSV Eindhoven.

Już na samym początku świetną akcję przeprowadził reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej, Arouna Kone, który przebiegł pół boiska i mocnym strzałem posłał piłkę wprost na poprzeczkę. Kolejny strzały zawodników PSV bronił już Reina. Liverpool także próbował zagrozić przeciwnikowi strzelając z dystansu, ale nie przynosiło to żadnego efektu, gdyż były do uderzenia niecelnie.

Drugą połowę Anglicy zaczęli lepiej, ale znów kierowali piłkę w trybuny lub obok bramki. Nie potrafili skonstruować żadnej składniejszej akcji, która przyniosła by bramkę. Pod koniec do odpowiedzialności poczuł się kapitan The Reds, Steve Gerrard. Oddał on genialny strzał, po którym piłka odbija się od wewnętrznej strony słupka i... powróciła na boisko. Ostatecznie wynik spotkania się nie zmienił i żadna z drużyn nie powinna być z tego powodu zadowolona.

GRUPA D
Olympiakos Pireus - Valencia CF 2:4
(Konstantinou 28', Castillo 66' - Morientes 34',39',90', Albiol 85')

Zeszłoroczny przeciwnik Królewskich znów trafił na hiszpańską drużynę, tym razem jest to Valencia CF.

Piłkarze z Hiszpanii bardzo zdziwili się, że to Grecy pierwsi strzelili bramkę. Nie pozostało to jednak długo bez odwetu, ponieważ po kilku minutach było już 1:1. Szybką odpowiedzią był gol Morientesa, którego świetnym podaniem "obsłużył" David Villa. Nie minęło 5 minut, a El Moro zdobył drugą bramkę, wyprowadzając swoją nową drużynę na prowadzenie. To lekko sparaliżowało piłkarzy Olympiakosu.

Zdołali oni odpowiedzieć dopiero w drugiej połowie, trafieniem Castillo, który pomimo asysty obrońcy zdecydował się na strzał w długi róg, czym nie dał szans bramkarzowi. Kiedy wydawało się, że mecz zakończy się remisem, bramkę zdobył Albiol. To załamało już gospodarzy, którzy bardzo starali się o jak najkorzystniejszy wynik. W ostatniej minucie padł cios ostateczny. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, do piłki najwyżej wyskoczył Morientes i jak za dawnych lat gry w Realu, świetnym strzałem głową skierował ją do siatki. Hat-trick naszego byłego zawodnika! Czyżby walczył o miano najlepszego strzelca Ligi Mistrzów, tak jak to miało miejsce dwa sezony temu, w barwach AS Monaco?

AS Roma - Szachtar Donieck 4:0
(Taddei 67', Totti 76', De Rossi 79', Pizarro 89')

Drużynie z Rzymu przyszło się zmierzyć z pogromcą polskiej Legii, która to przegrała z Szachtarem w eliminacjach właśnie do Ligi Mistrzów.

Pierwsza połowa była dość "niemrawa". Co prawda było kilka okazji na bramkę, ale prawdziwy koncert Romy rozpoczął się dopiero w drugiej połowie. Rozpoczął go Taddei, a zaraz po nim do bramki trafił Totti. Włoch uderzył wyśmienicie, w samo okienko bramki. Piłkarze ukraińskiego zespołu nie zdąrzyli się jeszcze pozbierać po stracie dwóch bramek, a stracili trzecią. Po dośrodkowaniu Pizarro, piłkę głową trącił De Rossi. AS Roma się rozpędziła i nie dawała nawet dojść do głosu przeciwnikowi z Doniecka. Minutę przed końcem meczu, ładnym strzałem z dalekiej odległości popisał się Pizarro.

Ciekawe, jak z przeciwnikiem, takim jak AS Roma, zagrałaby warszawska Legia...

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!