Advertisement
Menu

Włochy i Francja w finale!

Wcześniej Portugalia zagra z Niemcami o trzecie miejsce

Przedsmak finału, czyli półfinały, a w nich cztery drużyny europejskie – wydaje się, jakbyśmy mówili o Mistrzostwach Europy, ale niech to nikogo nie myli – Niemcy, Włochy, Portugalia i Francja nadal walczą o miano najlepszego zespołu na świecie.

We wtorek zmierzyły się ze sobą dwie pierwsze drużyny. Krajowe prasy rozbudzały emocje jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. „Nie przegraliśmy z wami żadnego meczu na Mistrzostwach Świata" – chwalili się Włosi; „w Dortmundzie jeszcze nikt nas nie pokonał" – odpowiadali Niemcy.

Wszystko wskazywało, że będzie to mecz wielce zacięty. Znacznie lepiej zaczęli ten mecz Włosi, którzy cały czas atakowali, jednocześnie bardzo dobrze broniąc dostępu do własnej bramki. W 16. minucie przed dobrą okazją stanął Simone Perrotta, ale będąc w sytuacji sam na sam z bramkarzem, za mocno wypuścił sobie piłkę. Drużyna Lippiego grała częściej środkiem, szukając prostopadłych podań do osamotnionego w ataku Luca Toniego.

Niemcy, mimo iż byli chętni do ataku, to nie mogli przebić się przez świetną, włoską defensywę, której żaden napastnik na tych mistrzostwach jeszcze nie oszukał. W dobrej sytuacji znalazł się Bernd Schneider, ale widocznie przestraszył się Buffona, bo piłka po jego strzale poszybowała wysoko nad bramką. Ostatnie minuty przed przerwą należały do Niemców, ale ich akcje były zbyt wolne, by zaskoczyć Włochów. Ci prezentowali się bardzo dobrze, znaczenie lepiej od gospodarzy; grali szybko, przeprowadzali dobre kontrataki, dzięki czemu mecz był prowadzony w dobrym tempie, nie brakowało walki i, co za tym idzie, fauli.

Zagrożeniem dla Włochów miał być przede wszystkim duet Podolski – Klose, jednak tego wieczoru dostawali od swoich kolegów bardzo mało górnych piłek, przez co nie mogli wykazać się w pełni swoimi umiejętnościami. Samodzielnej akcji próbował Klose, wbiegł Niemcy pole karne w asyście kilku zawodników, ale zatrzymał go Buffon. Szybko odpowiedzieli Włosi, ale w pojedynku Luca Toniego z Jensem Lehmannem, lepszy okazał się niemiecki golkiper.

Bohaterem niemieckich kibiców mógł zostać Lukas Podolski, który po podaniu Schneidera ładnie obrócił się z piłką w polu karnym i uderzył na bramkę Buffona, jednak znów górą był bramkarza Juventusu. ł?adnych akcji było, co prawda, bardzo mało, ale mecz był świetnym widowiskiem. Akcje były przeprowadzane w szybkim tempie, mimo iż zawodnikom we znaki dawało się już zmęczenie. Brakowało jedynie bramek i właśnie z tego powodu sędzia był zmuszony do zarządzenie dogrywki.

Tę z impetem rozpoczęli Włosi. Nie zamierzali oni czekać na rzuty karne, bo wiedzieli, że ich wygranie może okazać się trudnym zadaniem. Najpierw genialną akcją, zakończoną strzałem w słupek, popisał się Gilardino, a następnie strzał w poprzeczkę oddał Zambrotta. Trochę „świeżości" w szeregi gospodarzy wniósł David Odonkor, którego akcje były jak zwykle szybkie i dynamiczne. Mimo wszystko gra Niemców była wolna, mozolna; akcje zdawały się być szarpane, bez pomysłu, podczas gdy ładny, efektowny futbol prezentowali Włosi.

W drugiej części dogrywki mecz nabrał niepowtarzalnego tempa. Gra była toczona wedle hasła „akcja za akcję", piłka momentalnie wędrowała z jednego pola karnego, na drugie. Większość ataków była przerywana już w środku pola, ale jeśli któryś z nich przeniósł się w okolice „szestnatki", od razu było gorąco. Kiedy do końca mecz zostało dosłownie dwie minuty, Andrea Pirlo, oddając świetny strzał z dystansu, zmusił do trudnej interwencji Lehmanna. Kilkadziesiąt sekund później niemiecki bramkarz nie miał już szans, gdyż piłkę pięknie uderzył Grosso, po kapitalnym podaniu od Pirlo. Chwilę później, po szybkim kontrataku, Gilardino miał okazję podwyższyć wynik, ale wyłożył piłkę Del Piero, który dokończył „dzieło zniszczenia w 2 minuty".

Wszyscy Niemcy spuścili głowy, starając się ukryć łzy smutku i zawodu. Zawodu, gdyż gospodarze turnieju wierzyli, a nawet byli pewni występu w finale. Mimo iż nadal mają szansę na medal, to nie będzie to już medal z tej najwyższej półki. Nie można powiedzieć, że w meczu półfinałowym Niemcy zawiedli, wręcz przeciwnie – skutecznie stawiali opór przeciwnikowi, ale ani Ballack, ani Klose, ani Podolski nie potrafili poprowadzić swojej drużyny do zwycięstwa. Wygrali Włosi, którzy grając ładnie i zespołowo, w kilka minut obudzili Niemców z długiego snu o Mistrzostwie Świata…

Niemcy - Włochy 0:2 (Fabio Grosso 119’, Alessandro Del Piero 121’+).
Niemcy: Jens Lehmann - Arne Fridrich, Christoph Metzelder, Per Mertesacker, Philipp Lahm - Bernd Schneider (83’ David Odonkor), Sebastian Kehl, Michael Ballack, Tim Borowski (73’ Bastian Schweinsteiger) - Lukas Podolski, Miroslav Klose (111’ Oliver Neuville);
Włochy: Gianluigi Buffon - Gianluca Zambrotta, Marco Materazzi, Fabio Cannavaro, Fabio Grosso - Mauro Camoranesi (91’ Vincenzo Iaquinta), Andrea Pirlo, Gennaro Gattuso, Simone Perrotta (104’ Alessandro Del Piero) - Francesco Totti - Luca Toni (74’ Alberto Gilardino).


Równie ciekawie zapowiadała się konfrontacja reprezentacji (praktycznie) dwóch byłych zawodników Realu Madryt – Portugalii Luisa Figo oraz Francji Zinedine’a Zidane’a. Wielu, faworytów tego spotkania upatrywało w drużynie Trójkolorowych, ale Portugalia wcale nie stała na straconej pozycji, bo do zespołu wrócili tacy piłkarze jak Deco i Costinha, którzy nie wystąpili w ćwierćfinale.

Francuzi od razu zdobyli przewagę i zaczęli kontrolować to spotkanie. Dopiero po kilku minutach Portugalczycy stali się „widoczni" i ruszyli do ataku. Zawodnicy w białych koszulkach mieli problem z zatrzymaniem Luisa Figo, którzy wykorzystywał ich nieporadność i swobodnie rozgrywał piłkę. Groźnym strzałem Bartheza zaskoczył Maniche, ale uderzył za wysoko.

Reprezentanci Francji atakowali lepiej, ale rzadko decydowali się na strzał. W 32. minucie Thierry Henry zwiódł w polu karnym Ricardo Carvalho i kiedy wychodził już na pozycję strzelecką, został przez niego zahaczony/sfaulowany. Do końca nie wiadomo, czy upadek Henry’ego był całkowicie spowodowany przez Carvalho, czy Francuz wykazał się sprytem. Niemniej jednak urugwajski arbiter nie miał wątpliwości i wskazał na 11 metr. Do piłki (oczywiście) podszedł wielki, niezastąpiony Zinedine Zidane. I cóż z tego, że przyszło mu pokonać bramkarza, który jeszcze tak niedawno obronił trzy z czterech rzutów karnych i został bohaterem swojego kraju. Zizou uderzył piłkę tak precyzyjnie, iż pomimo tego, że Ricardo rzucił się w dobrą stronę, to nie zdołał jej wybić. Tym samym Francja objęła prowadzenie.

Na drugą połowę Francuzi wyszli z kilkuminutowym opóźnieniem. Powodu takiego, a nie innego zachowania nie znamy, ale po przerwie mieli oni dobre okazje na kolejne bramki. Najpierw świetną akcję przeprowadził Henry, ale jego strzał obronił Ricardo, a po chwili genialnym, zaskakującym strzałem popisał się Ribery, lecz portugalski bramkarz znów był na posterunku.

Później inicjatywę przejęli Portugalczycy. W 77. minucie na bramkę Bartheza, z rzutu wolnego, strzelał Cristiano Ronaldo. Strzał nie był groźny, w środek bramki, ale Fabien nie zdołał utrzymać futbolówki w rękach i wybił ją w górę, niczym rasowy siatkarz. Dopadł do niej Figo, ale nie potrafił z kilku metrów celnie uderzyć głową w piłkę, by ta znalazła się w siatce. Była to bezsprzecznie najlepsza okazja na gola dla Portugalii w całym meczu. Francuzi głęboko cofnęli się do defensywy, broniąc korzystnego wyniku. Co prawda co jakiś czas przeprowadzali kontrataki, ale nie były one tak groźne jak chociażby w spotkaniach z Hiszpanią czy Brazylią. Ostatecznie, mimo ciągłych ataków rywala, udało im się dowieść wynik do końca.

Mecz nie był porywającym widowiskiem. Francuzi świetnie bronili dostępu do własnej bramki, a Portugalczycy grali podobnie jak w spotkaniu z Anglią – oddali więcej strzałów od przeciwnika, częściej byli przy piłce, ale rezultatu w postaci bramki nie ujrzeliśmy. Brakowało w tym meczu ładnych, składnych, dynamicznych akcji ze strony obydwu drużyn. Zizou nie zagrał tak fenomenalnie jak we wcześniejszych meczach, ale z drugiej strony nie zawiódł i to dzięki temu, że skutecznie wykorzystał „jedenastkę", Francja po raz drugi zagra w finale Mistrzostw Świata.

Portugalia - Francja 0:1 (Zinedine Zidane 33’ (rzut karny)).
Portugalia: Ricardo - Miguel (63’ Paulo Ferreira), Ricardo Carvalho, Fernando Meira, Nuno Valente - Maniche, Costinha (75’ Helder Postiga) - Luis Figo, Deco, Cristiano Ronaldo - Pauleta (68’ Simao Sabrosa);
Francja: Fabien Barthez - Willy Sagnol, Lilian Thuram, William Gallas, Eric Abidal - Claude Makelele, Patrick Vieira - Franck Ribery (72’ Sidney Govou), Zinedine Zidane, Florent Malouda (69’ Sylvain Wiltord) - Thierry Henry (85’ Louis Saha).

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!