Advertisement
Menu

Raúl kończy 29 lat

ĄFeliz cumplis, Capitán!

„Gra jak anioł z biednej dzielnicy, biega za wszystkim, co się porusza, przybiera poważną minę i odpoczywa dopiero wtedy, gdy widzi, że jego nieskromny cel został spełniony: wygrać mecz. To Raúl".

Tymi słowami rozpoczął wstęp do książki pt. „Raúl. El futuro" człowiek, któremu Raúl bez wątpienia zawdzięcza i już zawsze będzie zawdzięczał wiele – Jorge Valdano. To dzięki niemu, trenerowi, który zaufał młodemu, pełnemu chęci do gry siedemnastolatkowi, Raúl zadebiutował 6 września 1994 roku jako zawodnik Realu Madryt. Najpierw zaliczył towarzyskie spotkanie z Oviedo, a niecałe dwa miesiące później zagrał już w oficjalnym spotkaniu, przeciw Realowi Saragossie (29.10.1994).

Przytaczanie po raz kolejny biografii Raula nie ma jednak większego sensu, gdyż to, co należy wiedzieć, wszyscy wiedzą już aż zbyt dobrze. Jest ona jednak pełna ciekawych momentów, dlatego opierając się na wyżej wspomnianej książce wybrałam dla Was kilka z nich.

Fałszywa karta

Początki, jak w przypadku większości młodych zawodników marzących o wielkich karierach, nie były łatwe. Najpierw, aby móc w ogóle zacząć myśleć o profesjonalnej karierze piłkarskiej, ojciec Raula zmuszony był do wyrobienia synowi drugiej, nie do końca prawdziwej karty, ponieważ oficjalna, zarejestrowana w Madryckiej Federacji Piłkarskiej, zawierała jeden istotny detal, który przekreślał wszystko: Raúl nosił okulary. Ponadto był niski i tak chudy, że numer 10, który nosił wtedy na plecach, zdawał się być większy niż one same. Nie było więc innego wyjścia: oszukać, lub nie grać.

Raúl nie rozumiał wtedy tego, co powtarzało mu tyle osób: „Jesteś najlepszy, ale na razie jesteś malutki". Fałszywa karta wydawała się więc być jedynym wyjściem. Robił to zresztą w tamtych czasach rodzic co drugiego malucha, który każdą sobotę spędzał biegając za piłką. Oficjalnie więc Raúl, a właściwie Dani (taki był wówczas pseudonim Raula, gdy nie mógł używać własnego imienia) był starszy, większe zdjęcie powodowało, że sprawiał wrażenie wyższego, ponadto pozbył się tego, co utrudniało mu tak wiele: Dani nie nosił okularów.

Cała anegdota trwała jeden sezon, czyli tyle, ile było to konieczne. Po dostaniu się do dzielnicowej drużyny, San Cristóbal, i po roku gry, Raúl skończywszy 11 lat był już Raulem i – już wtedy – po raz pierwszy został kapitanem drużyny.

„Tato, chciałbym pójść do Atlético"

W San Cristóbal Raúl był prawdziwym liderem, nie tylko na boisku, ale i poza nim. W pewnym momencie gra w dzielnicowej drużynie przestała mu już jednak wystarczać. W pewną sobotę, dzień jak każdy inny, w dzielnicy wszyscy mówili tylko o jednym: obecności gościa, który chodził w ciemnych okularach, i którego nie zauważenie było wprost niemożliwe. Był to Francisco de Paula, znany jako Paco. Nie były potrzebne żadne testy, próby – do przejścia Raula do drużyny Atlético Madryt potrzebna była tylko zgoda jego ojca, don Pedro, który zresztą od zawsze był i nadal jest wiernym kibicem Rojiblancos.
- Jesteś jeszcze mały, ciesz się grą w dzielnicy. Przecież jest ci tutaj dobrze - powiedział tamtego dnia do swojego syna.
- Tak tato, ale chciałbym pójść do Atlético.
- Dlaczego?
- Bo trener mnie przekonał: „Będę twoim trenerem, a ty będziesz moim kapitanem", powiedział mi. Spojrzałem mu prosto w oczy i wierzę mu. Przynajmniej będę grał, prawda?

Mimo początkowo sceptycznego podejścia ojca, Raúl nie musiał długo prosić. Już krótko po tym, we wszystkie wtorki i czwartki, docierał spóźniony o pół godziny na treningi do ośrodka sportowego Atlético. Symca 1200 rodziny Gonzalezow robiła wszystko, co w jej mocy, by skrócić dystans między szkołą a Cotorruelo, nowym rajem Raula. Już w drugim roku gry, mając 13 lat, mały Raúl strzelił 65 z 308 goli zdobytych w ówczesnym sezonie przez drużynę, która zdawała się być maszyną, jakiej wcześniej nie widziano w wielkim świecie dziecięcej piłki.

„Pamiętam, że wracałem do domu i mówiłem, że wygraliśmy 9-0, a ja strzeliłem pięć goli. Myłem ręce, siadałem do stołu i razem z ojcem zaczynaliśmy analizować mecz. Wtedy wiele razy zdawaliśmy sobie sprawę, że strzeliłem nie pięć, tylko sześć goli. Trzeba było przypomnieć sobie jednego po drugim, żeby faktycznie dowiedzieć się, ile ich strzeliłem" – wspomina Raúl.

Real Madryt

Samo przeniesienie Raula ze szkółki Atlético Madryt - która z braku środków finansowych została zamknięta - do Realu Madryt, na początku nawet w samym Raulu wzbudzało mieszane emocje. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że to właśnie Real jest jego przeznaczeniem.

Pamiętnik Raula, 7 lipca 1992

„Kiedy tego ranka wszedłem do Ciudad Deportiva, poczułem coś dziwnego. Zapytałem taty: „Tato, w co myśmy się wpakowali?" Zawsze słyszałem, że to klub, do którego idą synkowie bogatych tatusiów, o Realu zawsze mówiło się, że ojcowie grają więcej niż ich dzieci, że się wtrącają, wydają opinie... Że ciągle coś mówią, pytają trenera, dlaczego ich syn nie gra. Ja miałem jednak szczęście i nigdy od swojego ojca tego nie słyszałem. Zawsze słyszałem tylko słowa pociechy oraz to samo zaproszenie: chodź, idziemy pooglądać piłkę. Spędzaliśmy całe weekendy oglądając mecze, czasami zdarzało nam się obejrzeć ich aż sześć, przez całą sobotę i niedzielę. Wiem, że teraz otwiera się przede mną coś bardzo ważnego. Ale muszę dalej cieszyć się grą, choć zmieniłem klub i otoczenie. To jest przysięga, jaką sobie złożyłem. Nie mogę zapomnieć o San Cristóbal, ani o Atleti, ale teraz jestem piłkarzem Realu Madryt. Dlatego też, tego ranka, poczułem, że w tym klubie będę triumfował. Przychodzę do Realu Madryt i nikt mnie stąd nie ruszy".

Oficjalny debiut

„W październiku 1994 roku Real Madryt rozegrał towarzyski mecz w Niemczech, przeciw Karlsruher. Raúl wszedł na boisko w 63. minucie, na tablicy widniał wynik 1-1. Gdy na niego patrzyłem, mój entuzjazm wzrastał i jeszcze przed zakończeniem spotkania (które skończyło się wynikiem 1-3, w tym z jednym jego golem) już myślałem o tym, by pozwolić mu zadebiutować oficjalnie. Cztery dni później zmierzyliśmy się z Saragossą, a w moim zeszycie widniała notatka: „... w czwartej minucie zmarnował niesamowitą okazję na bramkę, dokładnie tak, jak nie powinno się to zdarzyć w przypadku debiutanta. Ale daleki od załamania grał dalej tak, jak gdyby nic się nie stało". Z jakiego materiału jest zrobiony? Tego nie wiem, w każdym razie widać doskonale, że różni się od reszty. Nigdy nie czuł się nowy, bo jest jednym z tych, którzy wchodzą bez pukania; z tych, którzy nie mierzą konsekwencji; z tych, którzy pośród nie dającej się znieść presji potrafią zasnąć. Ma w sobie jeden gen więcej, niż pozostali: gen zwycięzcy" – pisze Valdano.

I rzeczywiście, poważne sukcesy nadeszły bardzo szybko. Już w sezonie, w którym Raúl zadebiutował, mógł wznieść swoje pierwsze trofeum – w roku 1995 Real wygrał dwudziesty szósty raz w historii Primera División.

Rok później jednak, w lutym 1996 roku, po przegranej Realu z Rayo Vallecano na Santiago Bernabéu, ojciec sukcesu Raula musiał pożegnać się z klubem. „Była to dla mnie porażka końcowa: zwolniony. Raúl cierpiał z powodu decyzji klubu i okazywał to publicznie aż do granic lekkomyślności. Trzy dni później drużyna wygrała 0-5 z Athletic Bilbao; Raúl był wielkim bohaterem spotkania i w przedziwny sposób podziękował mi za wszystko. W pewnym momencie znalazł się z piłką na granicy pola karnego; miał w sobie nieskończony spokój i dopiero kiedy zobaczył, że bramkarz zdaje się być powalony przez własne nerwy, zdecydował się na strzał. Gol typowy dla niego. Gol, po którym nastąpiło wrażenie pustki, ponieważ nie było krzyków, uścisków, ani radości. Ja oglądałem mecz w telewizji i tylko słuchałem pytań mojej żony:
- Co mu się stało?
- ...
- Czemu nie świętuje?
- ...
- A ty, dlaczego nic nie mówisz?
Ja nie mówiłem z powodu emocji, bo zrozumiałem natychmiast, że te opuszczone w dół ramiona i ta smutna mina były niezapomnianym gestem podziękowania i pamięci w stronę sztabu szkoleniowego, który właśnie musiał opuścić klub. Wiem aż za dobrze, że prawie nieosiągalne jest przezwyciężyć tą instynktowną eksplozję radości, która towarzyszy piłkarzowi podczas zdobycia gola, i że ta samokontrola jest jedynie w zasięgu tych, którzy nigdy nie pozwalają wygrać okolicznościom. Wiem też, że zachowanie to musiało spowodować, że cierpiał, ale pomoże mu to żyć w sposób, jaki odpowiada prawdziwemu człowiekowi. I ja się z tego cieszę" – wspomina Valdano.

W dniu swoich piętnastych urodzin, 27 czerwca 1992 roku, jeszcze za czasów gry w Atlético, Raúl zagrał w spotkaniu finałowym Copa del Rey. Rojiblancos pokonali po rzutach karnych Sevillę, która wcześniej, w pólfinałach, wyeliminowała z gry Real Madryt. Dziś, czternaście lat później, Raúl rozegra nie mniej ważny mecz, który może otworzyć Hiszpanii drogę do ćwierćfinałów Mistrzostw Świata. Czy tym razem również dzień ten będzie dla niego szczęśliwy? To okaże się już dziś, my natomiast składamy naszemu kapitanowi życzenia wszelkiej pomyślności oraz możliwości podwójnego, albo może i potrójnego świętowania dzisiejszego wieczoru – nie tylko z powodu urodzin, nie tylko z powodu awansu Hiszpanii, ale i z powodu kolejnego gola.

ĄFeliz cumpleańos, Capitán!

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!