Advertisement
Menu

Real Madryt - Betis Sewilla 0:0

Spotkania z Betisem Sewilla w tym sezonie zawsze kończyły się...

Spotkania z Betisem Sewilla w tym sezonie zawsze kończyły się wygraną Realu Madryt, w dodatku „Królewscy" w potyczkach z Andaluzyjczykami nie stracili jeszcze gola. Z takim samym zamiarem piłkarze madryckiego klubu przystąpili do dzisiejszego meczu, który z pozoru był tylko kolejnym pojedynkiem ligowym, które nie ma większego znaczenia w kontekście pogoni za Barceloną, ale tak naprawdę, miał on kolosalne znaczenie. Oto bowiem mniej więcej w tym samym czasie, kiedy spotkanie w Madrycie już na dobre się rozpoczeło, Valencia przegrała z Racingiem Santander 1:2. Oznaczało to ni mniej, ni więcej, że „Blancos" stanęli przed niebywałą szansą oddalenia się od bezpośredniego rywala w walce o drugie miejsce w tabeli na odległość trzech punktów. W przypadku wygranej oczywiście. Niestety, skończyło się na „zaledwie" jednym punkcie i kolejnym, wielkim rozczarowaniu w stolicy Hiszpanii...

Jako, że nasi ulubieńcy to takich rozczarowań nas przyzwyczaili ostatnimi czasy, wszyscy kibice Realu z lekką nutką niepewności przystępowali do obejrzenia tegoż meczu. Była jednak mała iskierka nadziei, bowiem López Caro zdecydował się na dość odważne, jak na niego, roszady w składzie. Znów na ławce znalazł się Ronaldo, któremu towarzyszył m.in. Júlio Baptista. W ich miejsce szkoleniowiec „Królewskich" delegował do składu Robinho, któremu coraz mniej podobała się rola rezerwowego, a także Antonio Cassano, wiecznie czekający na prawdziwą szansę pokazania się madryckiej publiczności. Niestety, obaj zawiedli, podobnie jak cały zespół, ale o tym w dalszej części podsumowania.

Zacznijmy od początku. Pierwsze minuty spotkania to okres lekkiej dominacji Realu na boisku, wynikający z dłuższego posiadania piłki. Niestety, nie wyniknęło z tego nic ciekawego i pierwszą okazję (?) do zdobycia gola „Blancos" stworzyli sobie mniej więcej po dziesięciu minutach gry. ſadnie z dystansu uderzał Robinho, piłka gdzieś po drodze odbiła się od defensora Betisu, próbował dojść do niej jeszcze Raúl, ale w przeciwieństwie do Doroty Rabczewskiej, nie doszedł. Kilka minut później dał o sobie znać Cicinho, który popędził prawą stronę, dośrodkował do Cassano, a ten minimalnie chybił! To mogła być bramka włoskiego napastnika, zabrakło dosłownie centymetrów i wynik wciąż brzmiał 0:0. Goście dość długo utrzymywali się przy piłce, ale będąc już przed naszym polem karnym nie potrafili nic zrobić z piłką, co najczęściej kończyło się kontrami „Galacticos". Nie były to jednak kontry zabójcze, jak to już w tym sezonie bywało, choć mało brakowało, gdyż w 24. minucie przed kolejną szansą stanął Cassano, ale podobnie jak przy pierwszej sytuacji, Fanantonio spudłował. Niewykorzystane sytuacje mogły się bardzo szybko zemścić, gdyż po stracie w środkowej strefie boiska Betis przeprowadził szybką kontrę, którą świetnym strzałem zakończył Joaquin. Na szczęście, piłka przeleciała minimalnie obok bramki. Futbolówka za nic w świecie nie chciała dziś wpaść do siatki, kilkadziesiąt sekund później dwukrotnie próbował Robinho, mimo to wciąż goli na Bernabéu nikt nie uświadczył. Kiedy już wydawało się, że piłkarze zejdą na przerwę z bezbramkowym rezultatem, losy spotkania mógł ponownie odmienić Cassano. Włoch pokazał jednak, że skuteczność w wykańczaniu akcji nie jest jego najmocniejszą stroną i po raz kolejny zmarnował doskonałą okazję. Po tej akcji zawodnicy udali się do szatni, a wszyscy madridistas oczekiwali lepszej i, co ważniejsze, skuteczniejszej gry swoich pupili.

Druga odsłona rozpoczęła się od mocnego uderzenia Robinho, które jednak poszybowało wysokoną ponad bramką Contrerasa. W jego ślady poszedł Roberto Carlos egzekwując kilka minut potem rzut wolny - efekt ten sam czyli piłka w rękach jakiegoś szczęśliwca z trybun. Widząc nieporadność swoich podopiecznych López Caro zdecydował się szybko przeprowadzić pierwszą zmianę – w miejsce Raula pojawił się Ronaldo. To mogło oznaczać tylko jedno – przed obroną Betisu stanęło dużo cięższe zadanie tj. zatrzymanie Ex Fenómeno rzecz jasna. Około dziesięć minut po jego wejściu padła w końcu bramka, ale to nie on był jej autorem. Do siatki trafił Sergio Ramos, ale sędzia dopatrzył się spalonego...Nim jednak kibice na Bernabéu przestali być oburzeni decyzją arbitra, Betis mógł zdobyć gola, ale Robert minimalnie przestrzelił. Akcja ta pokazała, że piłkarze z Andaluzji nie będą bronić rezultatu i widząc nieporadność rywala, będą próbowali to wykorzystać. Na szczęście, mamy w drużynie Ikera Casillasa, który potrafi wybraniać niesamowite sytuacje, takie jak choćby ta z 74. minuty, kiedy to Roberto ponownie stanął przed szansą, ale madrycki porterto świetnie wybronił jego uderzenie. Piłka jednak znów trafiła pod nogi napastnika Betisu, ale ten nie potrafił jej skierować w światło bramki i Real mógł mówić o wielkim szczęściu. W międzyczasie Caro dokonał kolejnej zmiany i za Cassano wprowadził Baptistę, który tydzień temu zagrał niezłe spotkanie z Valencią i nasz trener liczył na to, iż „Bestia" pokaże swój charakter w ostatnich kilkunastu minutach tego pojedynku. Niestety, ani jemu, ani żadnemu z jego partnerów gola zdobyć się nie udało i spotkanie zakończyło się rezulatem 0:0.

Co do samego meczu, to trudno cokolwiek napisać, gdyż obie drużyny grały w miarę podobnie tj. starały się długo trzymać piłkę i nie potrafiły wykorzystać żadnej okazji do strzelenia bramki. O grze Realu Madryt można napisać sporo, ale w większości nie będą to miłe wiadomości. W szeregach „Blancos" dobrze zaprezentował się tylko Cicinho, który szalał wręcz na prawym skrzydle i był motorem napędowym zespołu. Szkoda tylko, że do jego poziomu nie dostroili się kompani z drużyny – w szczególności Raúl i Guti. Obaj nie istnieli na boisku i zanotowali bardzo słabe zawody. Zidane starał się na początku prowadzić grę, ale kondycja dała o sobie znać i potem Francuz był już kompletnie niewidoczny. Co do Robinho, to pokazał on kilka ładnych dryblingów, ale były one zupełnie bezcelowe i nie przyniosły żadnych efektów. Ot, zwykłe machanie nogami nad piłką, które choć cieszy oko, to w dalszej perspektywie irytuje. Podsumowując, spotkanie z Betisem jest trzecim meczem bez zdobytej bramki, do tego dochodzi jeszcze 56 minut spotkania z Atlético Madryt. ſącznie, daje nam to przerażającą liczbę prawie 330 minut Realu bez gola! Skłania to nie tyle do refleksji, co do głębszego zastanowienia się nad sensem trzymania co poniektórych piłkarzy w pierwszym składzie. Jedyny pozytyw dotyczący dzisiejszej potyczki to fakt, iż mamy jeden punkt przewagi nad Valencią i samotnie okupujemy pozycję wicelidera. I oby tak pozostało do końca sezonu.

Składu obu zespołów:

Real Madryt: Casillas; Salgado, Raúl Bravo (Mejía, 50’), Sergio Ramos, Roberto Carlos; Guti, Cicinho, Robinho, Zidane; Raúl (Ronaldo, 54’), Cassano (Baptista, 69’).

Betis Sewilla: Contreras; Varela, Juanito, Rivas, Luis Fernández (Nano, 77’); Joaquín, Arzu, Rivera (Miguel ÿngel, 70’), Xisco, Edú, Joaquín (Dani, 83’).

: Guti i Varela.

Statystyki:
Strzały (celne): 16 - 17 (6 - 2)
Spalone: 5 - 3
Rzuty rożne: 5 - 7
Faule: 17 - 23
Interwencje bramkarzy: 10 - 16
Posiadanie piłki: 56% - 44%
Rzeczywisty czas gry: 52 minuty i 48 sekund

Maylo bardzo chciał przygotować dla Was bramki, niestety, po raz trzeci z rzędu takowe nie padły.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!